Discordia – mój ukochany serwer – leży bez życia parę miesięcy. Albo jest problem ze zmianą ip w serwerowni, albo po prostu sprzęt fizycznie wyzionął ducha. I co? Nic. A kiedyś byłoby to dla mnie niedopuszczalne.
Poleciały konta ludzi, dokumenty, konfiguracji i godziny spędzone na dopieszczaniu sprzętu. Powinno mnie to wkurwiać, smucić i skłaniać do wydzwaniania po ludziach. Tymczasem nie czuję nic.
Pocztę już dawno przełożyłem na Google Apps, w zasadzie jedyną ważną i działającą tam usługą był ftp (w mojej założenie katalogu jest praktycznie niewykonalne), irc (doh) i dns.
Brakuje mi w zasadzie tylko tego ostatniego, ale jakoś nie mogę się zmusić żeby przenieść się z discordia.pl do darmowego hostingu na 42.pl. No i póki co wszystko działa. Może jakimś motorem będzie dla mnie udostępnienie tego nieczytanego blogaska pod swój własny adres – taka sztuka dla sztuki.
To trochę taka sama ewolucja jak z komputerami. Kiedyś musiałem znać każdy komponent i jego możliwości. Śmiałem się z ludzi, którzy na pytanie o to jaki mają sprzęt odpowiadali: szary. Teraz sam mam szarego makbuka pro z Banksym na obudowie. I chyba mi z tym dobrze.
Teraz software poszedł drogą hardware. Niech ktoś inny martwi się o dostępność, zasoby, konfiguracje i aktualizacje.
Mi wystarczy, że działa. Z admina stałem się zwykłym userem. Z może nieco większymi aspiracjami.
Pingback: Bujanie w chmurach « Zniekształcenie poznawcze
Hmm, a na odzyskanie danych jest jakaś szansa?
staram się o to, ale czort wie, co się tam tak naprawdę stało
To gdzie jesteś ty vs. gdzie jest ten sprzęt? I czy masz jakieś plany na przejęcie sprzętu przez siebie bądź kogoś zaufanego, czy też czekasz na rozwój sytuacji?
Mam plan na przejęcie sprzętu finalnie. Jesteśmy na razie w rożnych miastach. Najchętniej to bym postawił w jakiejś zaprzyjaźnionej serwerowni