W radiu Medium Publiczne mnie jeszcze nie było. No ale teraz to się może zmienić. W audycji sporo o tym czym jest sztuka, gdzie jest ludzka dusza oraz czy to już koniec wszystkiego. A to wszystko przez to, że pojawiła się nowa apka do przerabiania fotek.
Tag Archives: podcast
Żyjemy w technologicznej dystopii
W podcaście wziąłem udział, bo mnie zaprosili. Nie wiedzieli widocznie, jaka ze mnie gaduła. Teraz już wiedzą.
Jakie pierwsze trofeum, taki cały rok
Widzę, że rok temu zapomniałem zapisać, jakież to pierwsze trofeum zdobyłem „grając w grę”. W związku z tym, ciężko będzie mi sprawdzić, jak bardzo przełożyło się to na rzeczywistość. A szkoda, bo jak teraz patrzę sobie po blogasku to była to fajna zabawa.
O co chodzi? Co roku pisałem, że chodzi o tę zabawę, co to ją wymyślił Cubituss, że zaczęła się na starym forum Polygamii, więc w tym sobie daruję. Zwłaszcza, że dawno nic nie pisałem i czuję, że i język nie jest za bardzo giętki i palce jakieś zgrabiałe.
Do rzeczy zatem – w tym roku jako pierwsze trafiło się Władca Kości z Darksiders 2. Co to może znaczyć? Ho ho ho, czas pokaże, jakby to napisał bloger technologiczny. Na szczęście daleko mi od nich.
PS Do tego nagrałem długi podcast ze starą ekipą. Możecie go posłuchać tutaj
PPS Od pewnego czasu czuję, że chyba znowu mam coś do powiedzenia. Czy oznacza to, że zacznę znowu pisać? Oby.
Święta ze smartfonem
Byłoby głupotą zakładać, że świąteczne rytuały nie zmienią się pod wpływem inwazji smartfonów w nasze życie.
Zaczęło się niewinnie – od życzeń wysyłanych SMSami. Najpierw bardziej osobistych, bo tylko do ludzi z którymi normalnie rozmawialiśmy, ale potem, wraz z rosnącą liczbą znajomych stały się one coraz bardziej proste, masowe i.. puste. Tak jak i nasze znajomości. W końcu nie sposób traktować wszystkich dodanych na fejsie jak najlepszych przyjaciół.
No ale żeby sobie z tego zdać sprawę musiało minąć trochę czasu.
O tym i zmianach w innych świątecznych zwyczaczajach możecie posłuchać w programie, który zamieszczam poniżej.
[audio https://dl.dropboxusercontent.com/u/206074/audio/Markowy-Program-22-04-2014-Piotr-Gnyp.mp3]Wielki powrót wirtualnej rzeczywistości
Przed nami drugie podejście do drugiego podejścia do wirtualnej rzeczywistości. Kolejne, bo wcześniej poświęciłem tematowi całą notkę, a teraz możecie posłuchać, jak wymądrzam się w Radio Dla Ciebie.
Myliłem się i to dwukrotnie. Wirtualna rzeczywistość przyszła do nas dużo wcześniej – #PoPolygadka 4
Cóż za zbieg okoliczności… O drugim podejściu do wirtualnej rzeczywistości miałem napisać już parę dni temu, kiedy to Sony ogłosiło oficjalnie swój hełm VR, na razie znany jako projekt Morfeusz. Przewidywałem, że wydarzy się to dopiero na E3, że wraz z Microsoftem uczynią z tego motyw przewodni tegorocznych targów E3 w lecie. A potem aplikacja dla cyborgów – Timehop – przypomniała mi, że dwa lata temu nakręciłem reportaż o powrocie wirtualnej rzeczywistości (wybaczcie, musicie kliknąć, nie da się go tu osadzić).
Nic się nie zmieniło, ważne sprawy nadal potrzebują ofiary z krwi
Co trzeba pokazać w telewizji, żebyśmy w ogóle zwrócili uwagę? Mamy zdjęcia, internet, szybki obieg informacji. Gil Scott-Heron śpiewał, że rewolucji nie zobaczymy w telewizji, ktoś dodał, że będzie na Twitterze. Obydwaj się mylili.
Nie zmieniło się nic. Technologia i sieć są. Ale to tylko narzędzia, które mogą, ale nie muszą zmienić naszą rzeczywistości. Żebyśmy na poważnie zainteresowali się Ukrainą musiały paść strzały. Musiała być ofiara z krwi.
I nagle zobaczyliśmy dwa podejścia. Obydwa o wątpliwej jakości. Albo nadaktywność połączoną ze slacktywizmem, albo chwalenie się ignorancją. Nie wiecie kto to slaktywiści? Już o nich pisałem wcześniej, teraz tylko zacytuję fragment mówiący co to w zasadzie jest.
Proste, łatwe, przyjemne i nie wymagające wysiłku. Jak wszystko dzisiaj. Żeby schudnąć trzeba kupić jakąś tam tabletkę, inną wziąć na potencję, a smutki i rozterki egzystencjalne załatwi pan psychotrop. Media piszą, że jesteśmy w wyścigu szczurów, przemęczeni, zestresowani i na granicy światów, więc pokolenie L żeby uspokoić sumienie nie potrzebuje dodatkowo ładować sobie na głowę jakichś tam akcji społecznych, demonstracji czy finansów. Pacnięcie lajka i tak wystarczy. W końcu dzięki tym informują cały świat web 2.0 o ważnej sprawie i na pewno znajdzie się ktoś, kto coś z tym zrobi. Ich misja jest zakończona. W końcu byli na koncercie Owsiaka i wsparli milion ważnych spraw w tym miesiącu. Co zrobili inni? Na pewno mniej.
Zaciekawieni? Miłego słuchania.
[audio https://dl.dropboxusercontent.com/u/206074/audio/RDC%2025%20luty%202014%2013_16_37.mp3]Artyści to eloje, nerdy to morlokowie
Kiedyś to było prosto. Człowiek miał swoją wystawę i od razu wiadomo było, że artysta, a jego prace to sztuka. W końcu inaczej nikt by tego mu w galerii nie powiesił, prawda?
Już sama definicja sztuki jest zawikłana. Wikipedia definiuję ją jako dziedzinę działalności ludzkiej, uprawiana przez artystów. Kto to jest artysta? Osoba tworząca (wykonująca) przedmioty materialne, lub utwory niematerialne mające cechy dzieła sztuki. Kółko się zamyka. Sztuką może być wszystko i nic. Kiedyś chociaż mieliśmy autorytety, które nam mówiły, kto wielkim artystą był. A teraz? Cholera wie. Wrzuci se taki jeden z drugim filmik na jutuba albo piosenkę na soundclouda i w zasadzie nie wiadomo co z tym zrobić.
Wszytko przez tę technologię i uproszczenie zarówno procesu kreacji, jak i złamania monopolu środków przekazu. Nie trzeba już milionów dolarów i sieci kin, by wyświetlić swój film, zamiast wydawać płytę i dystrybuować ją z wydawcą można spokojnie zamieścić ją w sieci. Każdy może być artystą. I spora część z nas się nimi w jakiś sposób czuje. To, czy to dobrze, czy nie, to temat na inną historię.
Ciekawe w zasadzie jest coś innego. Devart – czyli teoretycznie nowe zjawisko mające połączyć sztukę z technologią. Kanwą współczesnego twórcy – programisty staje się kod programu komputerowego. Gadżety, komputery i elektronika dają nowe możliwości wyrażania się. Po blogersku mogę dodać – jak nigdy do tej pory. Zerknijcie sobie sami na stronę konkursu Google’a i zamieszczone tam projekty. Niektóre z nich robią wrażenie. Na przykład ten, gdzie obserwujący staje się obserwowanym.
Tylko problem w tym, że to nie jest nic nowego. Nie wiem, w którym momencie aż tak strasznie zdehumanizowaliśmy technologię, że teraz musimy na nowo ją oswajać. Przecież cała sztuka, od początku świata była tworzona za jej pomocą. Była ludzka. Młotek, pędzel, perspektywa… to wszystko wynalazki techniki. Tymczasem ludzie nią się zajmujący stali się jak Morlokowie z Wehikułu Czasu Wellsa. Pamiętacie? Nie? Nic nie szkodzi, na szybko zacytuję wiki:
Akcja powieści toczy się w odległej przyszłości. Na przestrzeni tysiącleci ludzie podzielili się, powstały różnice tak znaczne, że klasyfikujące ich do dwóch różnych ras. Morlokowie są potomkami tych, którzy postanowili schronić się pod powierzchnią ziemi, wykorzystując zdobycze techniki. Przez stulecia ewoluowali, przystosowując się do warunków życia pod ziemią. Mroki jaskiń sprawiły, że nie mogli powrócić już na powierzchnię. Podporządkowali sobie naziemną rasę nieświadomych Elojów, traktując ich jak hodowlane bydło. Pomimo wysokiej, w porównaniu do Elojów, inteligencji i zaawansowania technicznego przejawiali również oznaki uwstecznienia, takie jak kanibalizm.
W mojej alegorii artyści to żyjący w magicznym świecie eloje. A geeki, nerdy, kiedyś w popkulturze pokazywanie jako pryszczate grubasy bez przyjaciół to oczywiście morlokowie. Rzecz w tym, że ci odrzuceni teraz okazali się być kolesiami z kasą. To oni kreują naszą rzeczywistość. Tworzą i zaspokajają potrzeby. Kiedyś dziewczyny śmiały się z chłopaków grających w Smoki i Lochy, teraz z wypiekami na twarzy oglądają z nimi Grę o Tron.
A że nie do końca rozumiemy co oni w zasadzie robią, jak to działa i skąd się biorą te miliony dolarów za jakieś aplikacje i serwisy to i musimy tę ich technologię na nowo oswoić.
I mniej więcej o tym mówię w audycji, której możecie posłuchać poniżej.
[audio https://dl.dropboxusercontent.com/u/206074/audio/RDC%2011%20marzec%202014%2013_17_00.mp3]Zachwycam się South Parkiem, inni Titanfallem, Thief tak średnio – #PoPolygadka 3
To na co chcesz kod – słyszę pytanie i w sumie nie wiem jeszcze co odpowiedzieć. Nie wiem w sumie – gram trochę na zwłokę – a co będzie mniejszym problemem? – pytam. Mam i na PS3 i na Xboksa 360 – mówi. Wiesz co, daj na PlayStation – słyszę sam siebie i nie mogę uwierzyć. Dokonało się. Po raz pierwszy świadomie wybrałem wersję na tę drugą konsolę.
Drugą, bo system Xboksa jakoś zawsze do mnie przemawiał. Lubiłem i Osiągnięcia i listy znajomych i trzymanie save’ów w chmurze. Wszystko wydawało się takie logiczne i naturalne. W porównaniu z PlayStation 3 użytkowanie konsoli Microsoftu zawsze wydawało mi się dużo prostsze, że o padzie do grania już nie wspomnę. I zawsze wybierałem wersje na 360.
Wystarczyło parę tygodni z PlayStation 4 i już wiem, że chcę kupić tę konsolę to i modyfikuje ona moje spojrzenie na poprzednią generację. Chcę zbierać trofea, mieć znajomych na PSN i generalnie przesiąść się na tę platformę. O ile wcześniej chciałem mieć wszystkie dostępne konsole, o tyle teraz wiem, że jedna w zupełności mi wystarczy. W czasach inflacji kontentu wystarczy mi spokojnie oferta jednej firmy. I tak nie mam już fizycznie szansy zagrać we wszystkie gry. Zresztą nawet bym nie chciał. Szkoda czasu na średniaki. Warto włączyć tylko najlepsze pozycje.
Do tej pory gry na wyłączność na platformy Sony były i znacznie lepsze i było ich więcej, z wyborem problemu nie miałem. Zwłaszcza, że Xbox One w naszym kraju nie ma. Wiem, że prawie na pewno pojawi się w październiku tego roku, ale wówczas… cóż – dla mnie będzie już za późno. Decyzja podjęta. Gram od teraz głównie na PlayStation.
Odnośnik
Czy to oznacza, że nieuchronnie zbliżamy się do ery cyborgów? Dziennikarz Piotr Gnyp przekonuje, że ludzie już powoli stają się cyborgami. – Chodzi np. o modyfikację pamięci, która działa współcześnie zupełnie inaczej. Nie pamiętamy numerów telefonów, bo mamy je w smartfonie, na którego patrzymy tuż po przebudzeniu się; nie pamiętamy tras, bo specjalne mapy też mamy w smartfonach – mówił gość Gabrieli Darmetko.
Czy transhumanizm nas odczłowieczy? – Trójka – polskieradio.pl.
Czy Polacy dadzą sobie radę z apokalipsą zombie?
Zombie zombie zombie. Tym razem w Polsce i to jako serial. Taki współczesny – do internetu. Sam nie wiem, co myśleć, mam dużo wątpliwości.
Horda, bo o nim mowa, ma być oczywiście opowieścią o apokalipsie. „Cywilizowany świat legł w gruzach od nieznanej, bardzo niebezpiecznej choroby, która zdziesiątkowała ludzkość. Większość populacji zmieniła się w krwiożercze bestie, które potrafią działać w grupie, lecz ich zdolności opierają się na zwierzęcym instynkcie przetrwania, a nie na rozumie” – póki co brzmi dość sztampowo. Moda na zombie nie przemija i szczerze mówiąc to nie pamiętam aż tak długiego bycia na topie jakiegoś potwora. A stąd też i same zagrożenia dla kolejnych twórców.
Wszystko już było, ciężko zaskoczyć czymś widza. W końcu mamy skończoną ilość opowieści w danym klimacie. Nawet jeżeli jest on tak pojemny, jak lęk białych arystokratów przez nieznanymi im masami niewolników. Zdziwieni? Nie ma czym – zawsze w horrorze oswajaliśmy sobie jakieś lęki. O ile wampir w kulturze to demoniczny, pozbawiony sumienia arystokrata, o tyle zombie to już klasa robotnicza
„Wszystko dzieje się już kilka lat po wygaśnięciu epidemii. Czyli coraz mniej jest i ludzi, i zarażonych (bo brakuje im pożywienia). Zagłada cywilizacji stała się faktem – rytm na Ziemi z powrotem zaczęła wyznaczać natura. Twórcy zapowiadają: walka o przetrwanie ludzi z potworami znów zamieniła się w walkę człowieka z człowiekiem. I to właśnie o ludziach, którzy stracili już nadzieje na powrót do normalności i skupili się głównie na swoim „tu i teraz”, opowiada ten serial.” – czytam na łamach gazeta.pl i serio, nic tu nie ma nowego. Dopiero kolejny akapit daje trochę nadziei. „Znajdziecie tutaj sporo nawiązań do słowiańskich mitów i legend” – mówią w wywiadzie twórcy.
Mam nadzieję, że to sporo to będzie naprawdę dużo. Andrzej Sapkowski ze swoim Wiedźminem jest żywym dowodem, że nasza demonologia może być niesamowicie ciekawa, a co ważniejsze – niezbadana i tajemnicza. Przeżyliśmy już wraz z kinem horrorem wschodnim, potem na topie byli Hiszpanie, teraz czas na nas – Słowian z swojskimi utopcami i płanetnikami.
Będzie ciężko – to wiedzą wszyscy. I nawet nie chodzi o to, że jest The Walking Dead. Jest tego znacznie więcej – House of Cards, True Detective czy Gra o Tron. Horda ma być serialem produkowany od razu do internetu. To też wymusi specyficzne zakochania. Nie można sprzedać czasu reklamowego przed emisją, więc pewnie będziemy mieć do czynienia z krótkimi odcinkami, by było ich jak najwięcej. No i z lokowaniem produktów. W końcu ktoś za jego powstanie musi zapłacić.
Zobaczymy jak to wyjdzie. Fajnie, jakby się udało i powstało coś fajnego. I chyba do takiej właśnie konkluzji dochodzę w zamieszczonej poniżej audycji.
[audio https://dl.dropboxusercontent.com/u/206074/audio/0_ZET_Gold%2022%20luty%202014%2007_36_24.mp3]Zakochałeś się kiedyś w Larze Croft?
Nie zakochałem się nigdy w postaci rodem z komputera. Czy było blisko? Chyba też nie, bo gdzieś tam zawsze wiedziałem, że to tylko gra i emocje z nią związane. Co by jednak było gdybym na swej drodze spotkał nie komputerowy algorytm a innego człowieka ukrytego za cyfrowym awatarem?
Miłość w cyfrowym świecie to skomplikowane zagadnienie. Znikają jej fizyczne aspekty takie jak cielesność czy odległość. W zamian za to dostajemy cały pakiet nowych problemów i zagrożeń.
I o tym właśnie mówię w audycji, której nagranie zamieściłem poniżej.
[audio https://dl.dropboxusercontent.com/u/206074/audio/0_ZET_Gold%2015%20luty%202014%2007_43_53.mp3]#PoPolygadka 2 – ta o miłości do LEGO
Ta firma przecież nie ma prawa istnieć! Kogo w epoce konsol, wirtualnej rzeczywistości i Minecrafta będą interesować jakieś głupie klocuszki? Prawda? Błąd! Interesują wszystkich.
LEGO stało się jedną z największych firm produkujących zabawki dla dzieci . Jest większa niż Mattel i Hasbro – jak mówi w drugim odcinku PoPolygadki Jakub Tepper. Cały świat czeka nie tylko na nowe zestawy klocków osadzonych w fantastycznych uniwersach, ale na filmy i gry z nimi. Okazuje się, że dziecięce marzenia o pojedynku Batmana z Hanem Solo mogą się spełnić i to nie tylko w naszej wyobraźni. Muszą po prostu być obydwaj zrobieni z klocuszków.
LEGO stało się platformą dzięki której na nowo odżywają Gwiezdne Wojny i inne stare baśnie. A do tego światy mogą się przenikać, zaś dorośli świetnie bawić z dziećmi. I to zarówno budując, jak i grając w gry, w których każdy znajdzie coś dla siebie, a teraz nawet chodząc do kina.
Niesamowite, prawda?
A to dopiero początek możliwości, jakie daje nam połączenie klocków z elektroniczną rozrywką. Wyobraźcie sobie, jak niesamowitym patentem byłaby możliwość przeniesienia Waszych budowli za pomocą Kinecta do gry wideo. Budujecie zamki, pojazdy i ludziki a następnie w tym świecie przeżywacie niesamowite przygody.
Nie mogę się doczekać, aż to będzie możliwe.
Twój komputer cię nie pokocha, bo i niby dlaczego by miał?
Trudne randki z komputerem to dopiero początek. Nie wiadomo kiedy przyszła do nas przyszłość i stała się naszą szarą teraźniejszością. Żyjemy w świecie marzeń – mamy internet w powietrzu, możemy odkrywać nieistniejące światy i spełniać mokre sny surrealistów z początku XX wieku. Ok, może nie jest aż tak odjechanie jak w Blade Runnerze, ale przynajmniej możemy machać łapami przed Kinectem, jak w raporcie mniejszości.
Tylko te komputery i SI to nas nie będą kochać. Już raz o tym pisałem – a teraz możecie posłuchać, jak o tym mówię.
PoPolygadka
Nikt nie wierzył, że to się uda, a tu proszę…. Najstarsza podcastowa ekipa rozmawiająca o grach w Polsce. Co najmniej dwóch z nich było wiele lat temu na pierwszy nagraniu jakie kiedykolwiek nagrano!
Spotkaliśmy się pogadaliśmy i powiedzieliśmy co i dlaczego nas w grach jara. I nawet zmieściliśmy się w sensownym czasie. Jakość jak zwykle, a z powodu zmian w popularnych program do montażu nawet nie ma muzyki. Słowem – garaż na całego.
Czy uda nam się znowu to zrobić? Lajk – tak, share – za tydzień!