Unikam polityki. A zwłaszcza rozmawiania o niej.
Nie to, żebym nie miał jakichś tam poglądów, ale ma to teraz małe znaczenie, w co się wierzy. Można być albo za, albo przeciw. Nie ma form pośrednich i nikt nie bierze jeńców. Gdzieś nagle umarło centrum i nie można być pomiędzy Kaczorem a Donaldem.
Znajomi zwykle zapieklają się, gdy ktoś powie coś przeciw powszechnie przyjętemu paradygmatowi bycia cool. A ja czasami nie jestem cool, tak po prostu.
Bo na przykład nie przeszkadza mi, że ktoś stoi pod krzyżem w centrum i sobie śpiewa, o ile w tym samym czasie nikt mi nie robi wyrzutów, że piję wódkę dokładnie na przeciwko w Zakąskach. Nie lubię zarówno parady równości, jak i marszu niepodległości i wszelkie blokowanie ruchu w centrum napawa mnie niezbyt ciepłymi uczuciami do organizatora. Chcę żeby ludzie, którzy robią demonstracje płacili za zniszczenia, które zrobią ich radykalne frakcje. Tak, żeby ich sami pilnowali. Nie rechoczę z rozmaitych teorii spiskowych o TYM samolocie, tak jak i nie zwalczam wszelakich teorii o JFK. No i chciałbym podatku liniowego – ale w sumie ten już płacę jako firma.
Politycy w moich oczach polegli tam, gdzie mieli być silni. PO za gospodarkę i brak liberalizmu, PiS za prawodawstwo, SLD i PSL nie wliczam, bo to sieroty po PRL, a tu jest no pasaran. Soraski. Chociaż śmieszy mnie strasznie, że to Miller dał mi 19%, a Kaczor moim pracownikom obniżył do 18%. Taki tam chichot historii.Nie należy się nimi przejmować. I tak to, co obiecają i powiedzą przed wyborami nie ma żadnego znaczenia.
Już samo doprowadzenie do sytuacji, gdzie przymiotnik „polityczny” zaczął być pejoratywny pokazuje nam poziom naszych reprezentantów. No ale jaki naród…
Oj dość o nich, wróćmy do dziennikarzy, bo to oni mnie natchnęli. Do tej notki ofc.
Staram się czytać tych z lewej i tych z prawej strony. Nie to, żeby codziennie, bo można by od tego oszaleć, ale zdarza mi się.Przeglądam i Uważam Rze i Wprost, czytam blogaski i RAZa i WO. Zaglądam i do RP i GW. Lubię zresztą te felietonowe przepychanki i różne punkty widzenia.
Lubię, kiedy ludzie mają poglądy i kiedy ich bronią. Najbardziej ujmuje mnie, gdy potrafią przyznać się do błędu, czy przyjąć punkt widzenia przeciwnika, bo oznacza to, że nie są tępymi siepaczami danej idei, ale myślą i analizują to co mówi ich interlokutor.
Niestety zdarza się to rzadko i w ogóle wszyscy zaczęli się zapętlać. Mam nieodmienne wrażenie, że nagle wszyscy zaczęli pisać to samo w kółko i nie mogą wyjść z zaklętego kręgu swoich żali. Jakoś brakuje mi oryginalnych myśli naszych publicystów a nie tylko reakcji na to, co dany polityk powie.
Wiadomo, że RAZ odniesie się jakoś do historii ze swoich trzech ostatnich książek, że WO spróbuje kogoś wyśmiewać, albo napisze coś o autostradach, Wildstein napisze coś o lewicowym niszczeniu rodziny i wartości a Lis… będzie Lisem.
Jakoś z tym żyję, bo i też nie determinuje to mojego życia. Znam ludzi, dla których czytanie i słuchanie komentarzy do wypowiedzi polityków, a potem komentarzy do komentarzy i komentarzy do komentarzy komentarzy jest sensem życia i mogą swój dzień spędzić przełączając się pomiędzy Tok FM, TVN24 i Faktami, sprawdzając czy przypadkiem nikt się nowy się nie zająknął. Been there, done that. Znudziło mi się, bo nic to absolutnie nie zmienia. A nauka życia bez telewizora czyni ludzi szczęśliwszymi – serio.
Ostatnie pół roku wiadomości oglądam sporadycznie. Omija więc mnie cała masa ekscytacji, którą mają inni, bo ktoś coś powiedział. Przez dzień cały mirmiłują w najlepsze, że to już koniec, wstyd, hańba, jak tak można, bo Targowica, Smoleńsk i w ogóle, po tygodniu ledwo już o tym pamiętają, a po dwóch zapominają w ogóle. Więc kiedy po czasie dopytuję się, o co chodziło tym razem i dlaczego nie powinienem już chcieć żyć, czy też natychmiast żałować że nie wyjechałem na zmywak na Nowego Jorku, nie wygląda to już tak tragicznie. Zresztą, wystarczy zrobić sobie proste ćwiczenie i przejrzeć nagłówki portali sprzed 5 lat. Pamiętacie którąś z tych niewyobrażalnie haniebnych akcji? No właśnie. Ja też nie.
Tym bardziej też zdziwił mnie ostatni numer Uważam Rze. Nie przeczytałem całego, ale główne danie już tak – czyli narzekanie na media. I zaczęło mnie to już na serio drażnić. Dlaczego osoby mówiące o sobie, że są liberałami narzekają, że ktoś nie chce ich zatrudnić? Zwłaszcza w prywatnych mediach? Dlaczego narzekają na to, że nikt nie chce z nimi rozmawiać, skoro sami nie chcą przychodzić? Mają swój tygodnik, mają swoje inne media – niech tam działają i pokazują, jak powinno się robić dziennikarstwo. A potrzeba sławy i pieniędzy jest silniejsza od ideałów, to well… coś trzeba wybrać. Swoich słuchaczy i czytelników mają.
A tak btw to szczytem jest robienie wywiadu o mediach z Czarzastym. On przypadkiem nie był zamieszany w jakąś aferę?
Zgodzę się, że media publiczne powinny po równo pokazywać jedną i drugą stronę. Ale od prywatne? No soraski.