Nic się nie zmieniło, ważne sprawy nadal potrzebują ofiary z krwi

Co trzeba pokazać w telewizji, żebyśmy w ogóle zwrócili uwagę? Mamy zdjęcia, internet, szybki obieg informacji. Gil Scott-Heron śpiewał, że rewolucji nie zobaczymy w telewizji, ktoś dodał, że będzie na Twitterze. Obydwaj się mylili.

Nie zmieniło się nic. Technologia i sieć są. Ale to tylko narzędzia, które mogą, ale nie muszą zmienić naszą rzeczywistości. Żebyśmy na poważnie zainteresowali się Ukrainą musiały paść strzały. Musiała być ofiara z krwi.

I nagle zobaczyliśmy dwa podejścia. Obydwa o wątpliwej jakości. Albo nadaktywność połączoną ze slacktywizmem, albo chwalenie się ignorancją.  Nie wiecie kto to slaktywiści? Już o nich pisałem wcześniej, teraz tylko zacytuję fragment mówiący co to w zasadzie jest.

Proste, łatwe, przyjemne i nie wymagające wysiłku. Jak wszystko dzisiaj. Żeby schudnąć trzeba kupić jakąś tam tabletkę, inną wziąć na potencję, a smutki i rozterki egzystencjalne załatwi pan psychotrop. Media piszą, że jesteśmy w wyścigu szczurów, przemęczeni, zestresowani i na granicy światów, więc pokolenie L żeby uspokoić sumienie nie potrzebuje dodatkowo ładować sobie na głowę jakichś tam akcji społecznych, demonstracji czy finansów. Pacnięcie lajka i tak wystarczy. W końcu dzięki tym informują cały świat web 2.0 o ważnej sprawie i na pewno znajdzie się ktoś, kto coś z tym zrobi. Ich misja jest zakończona. W końcu byli na koncercie Owsiaka i wsparli milion ważnych spraw w tym miesiącu. Co zrobili inni? Na pewno mniej.

Zaciekawieni? Miłego słuchania.

[audio https://dl.dropboxusercontent.com/u/206074/audio/RDC%2025%20luty%202014%2013_16_37.mp3]

Party bus

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Padłem, wstałem, wytrzeźwiałem i poszedłem na imprezę. Wszystko na odwrót. Wszystko przez to, że zachciało mi się być rycerzem w lśniącej zbroi. No i przez Jamesa.

Pół Irlandczyk pół Rumun. Pijany, niezorganizowany, z rozsypanymi rzeczami i pomalowany. Jak mówił – z wczorajszej imprezy. Był pełen sprzeczności, naiwności, a jego niebieskie oczy podkreślała spódniczka, którą nosił założoną na spodenki.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

– Ej, nie zachowuj się jak dupek – w sumie sam nie wiem, czego to powiedziałem. MIałem gdzieś, że był pijany, nie przeszkadzało mi, że puszczał swoją muzykę na małym głośniczku. Nawet to, że palił w busiku było dla mnie ok. Nie było dla Joy – siedzącej obok mnie Chinki. I tak oto po kilkudziesięciu latach życia odkryłem, że czasami potrafię i sam siebie zaskoczyć dobrym uczynkiem.

O dziwo James się posłuchał, przeprosił i zaczął się tłumaczyć. Po czym wyciągnął brandy. To zdefiniowało wieczór. W trakcie podróży wspólnie odkryliśmy, że najbardziej międzynarodowym sygnałem przystanku na fajkę nie jest ani wee wee, ani pee pee a zupełnie niemłodzieżowe toilet. Próbowaliśmy upić Chinkę przekonując ją, że w sumie każdy powód jest dobry, żeby wypić, a zwłaszcza, jak ktoś jest chory, bo ku zdrowotności. Opowiedzieliśmy sobie historie życia (moja ciekawsza), dowiedziałem się, że Polacy na budowach w Anglii narzekają na Litwinów, że zabierają im pracę i ofiarnie skończyłem butelkę, jako ten bardziej odpowiedzialny. Dokupiliśmy oczywiście piwo na stacji – w końcu Polak, Irlandczyk dwa bratanki, nie? No i finalnie James po wielu nieświadomych próbach w końcu rozwalił swojego laptopa o podłogę.

– To tylko rzeczy – skomentował. – Ale wiesz ile to kosztowało? – dodał zaraz potem.

I wtedy zrozumiałem jak ogromną nienawiść musieli budzić tu amerykańscy żołnierze. Pomiatający ludźmi, szastający dolarami, pijący i palący tam gdzie nie wolno. 23 letni Jamesowie z Ameryki mówiący o wolności zarabiającym grosze wieśniakom, czyniący z ich córek dziwki, agresywni i pijani. I z bronią. Siedziałem, piłem i w wyobraźni cofałem się w czasie do lat 60. Analogie tworzyły się same.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Jamesa nienawidzili równo wszyscy, którzy nie spali i nie pili. Za to, że rzucał w kierowcę dolarami by móc palić, za to, że głośno puszczał muzykę, za to że palił, gdy niewolno. On bełkotał o wolności i opresyjnym państwie Amerykańskim i faszystach z Anglii – ja widziałem za oknem dziesiątki ciężarówek przywożących robotników do fabryki. Ludzi, którzy za miesiąc ciężkiej pracy zarobią ok 300zł.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

James w końcu odpłynął w krainy własnej fantazji. Dokładnie w momencie, kiedy w jakimś dziwnym przebłysku zacząłem analizować, czy przypadkiem taka mini z falbankami nie powinna stać się plażowym standardem. Wtedy uaktywniła się Joy. I Było jej przykro.

W Kambodży nie ma powszechnego dostępu do Internetu, nie tak jak u nas – tłumaczyła – tu nie można tak po prostu dowiedzieć się wszystkiego. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Chiny – kraj który wyłączył serwisy społecznościowe, cenzuruje sieć, usuwa niewygodne informacje staje się nagle oazą wolności. Potem zrozumiałem.

Chińskie imperium Joy kolonizuje ten kraj. Wysyła swoich nauczycieli języka, remontuje, buduje drogi, stawia fabryki. W delikatny sposób uzależnia od siebie i swoich pieniędzy. A wysłali przedstawiciele muszą wierzyć i szerzyć dobrą nowinę. Jeżeli oni w nią by nie uwierzyli, to jak mają przekonać innych?

A o techno w Phnom Penh nie ma co mówić. To zdjęcie mówi wszystko.

Kim jest Waldo polskiej polityki?

Aside

Black Mirror Series 2 ‚The Waldo Moment’ Trailer from Passion Pictures on Vimeo.

Trzeci odcinek drugiego sezonu Black Mirror obejrzany. Jest dobry, lepszy od poprzedniego, aczkolwiek nie rewelacyjny. Tym razem Brooker opowiada o polityce, politykach i kampanii. I o śmiesznych, nieistniejących postaciach, które mogą zmienić bieg wyborów. Ring any bell?

W głowie może urodzić się pytanie – kim jest Waldo polskiej polityki? I czy jest to ekscentryczny poseł na P?

Panika posła Dariusza z ajpadem w tle

Jem sobie spokojnie śniadanie w pracy, kiedy dociera do mnie sensacyjna informacja. Przecieram oczy ze zdumienia, czytam raz jeszcze. Nic to, myślę sobie, poseł jak to poseł, o tych technologiach i tabletach za dużo może nie wiedzieć. Dali mu, to używał, potem zgubił. Coś mu powiedzieli, nie zrozumiał, nie sprawdził, spanikował. To zwykły, nieogarnięty user, którego ktoś wybrał na posła, a potem naród mu ufundował urządzenie o którym wie niewiele. Zdarza się.

Czytaj dalej

To już dawno przestało być śmieszne

Na swoim blogasku poseł Migalski napisał:

Dzisiaj rano dowiedziałem się, że głosowałem za ACTA. Serio. I nie mam zamiaru się tego wypierać. Czy wiedziałem, za czym głosuję? Nie. Czy zawsze wiem, za czym głosuję? Rzadko. Czy inni posłowie i europosłowie wiedzą więcej? Nie

Szukałem, łaziłem po tym blogasku i szczerze mówiąc tej wypowiedzi nie znalazłem. Ale napisało o niej tyle mediów, że zakładam, iż raczej tego nie przekręcono. A teraz trzeba na to mocno uważać – przykład Boniego i jumania filmów z sieci powinien wystarczy każdemu (nie, nie powiedział tego, Dziennik przekręcił i to dość znacznie – wyjaśnienia na kampanianazywo.pl)

Czytaj dalej

Prawicowe marudzenie zaczyna się robić nudne

20111130-201010.jpgUnikam polityki. A zwłaszcza rozmawiania o niej.

Nie to, żebym nie miał jakichś tam poglądów, ale ma to teraz małe znaczenie, w co się wierzy. Można być albo za, albo przeciw. Nie ma form pośrednich i nikt nie bierze jeńców. Gdzieś nagle umarło centrum i nie można być pomiędzy Kaczorem a Donaldem.

Znajomi zwykle zapieklają się, gdy ktoś powie coś przeciw powszechnie przyjętemu paradygmatowi bycia cool. A ja czasami nie jestem cool, tak po prostu.

Bo na przykład nie przeszkadza mi, że ktoś stoi pod krzyżem w centrum i sobie śpiewa, o ile w tym samym czasie nikt mi nie robi wyrzutów, że piję wódkę dokładnie na przeciwko w Zakąskach. Nie lubię zarówno parady równości, jak i marszu niepodległości i wszelkie blokowanie ruchu w centrum napawa mnie niezbyt ciepłymi uczuciami do organizatora. Chcę żeby ludzie, którzy robią demonstracje płacili za zniszczenia, które zrobią ich radykalne frakcje. Tak, żeby ich sami pilnowali. Nie rechoczę z rozmaitych teorii spiskowych o TYM samolocie, tak jak i nie zwalczam wszelakich teorii o JFK. No i chciałbym podatku liniowego – ale w sumie ten już płacę jako firma.

Politycy w moich oczach polegli tam, gdzie mieli być silni. PO za gospodarkę i brak liberalizmu, PiS za prawodawstwo, SLD i PSL nie wliczam, bo to sieroty po PRL, a tu jest no pasaran. Soraski. Chociaż śmieszy mnie strasznie, że to Miller dał mi 19%, a Kaczor moim pracownikom obniżył do 18%. Taki tam chichot historii.Nie należy się nimi przejmować. I tak to, co obiecają i powiedzą przed wyborami nie ma żadnego znaczenia.

Już samo doprowadzenie do sytuacji, gdzie przymiotnik „polityczny” zaczął być pejoratywny pokazuje nam poziom naszych reprezentantów. No ale jaki naród…

Oj dość o nich, wróćmy do dziennikarzy, bo to oni mnie natchnęli. Do tej notki ofc.

Staram się czytać tych z lewej i tych z prawej strony. Nie to, żeby codziennie, bo można by od tego oszaleć, ale zdarza mi się.Przeglądam i Uważam Rze i Wprost, czytam blogaski i RAZa i WO. Zaglądam i do RP i GW. Lubię zresztą te felietonowe przepychanki i różne punkty widzenia.

Lubię, kiedy ludzie mają poglądy i kiedy ich bronią. Najbardziej ujmuje mnie, gdy potrafią przyznać się do błędu, czy przyjąć punkt widzenia przeciwnika, bo oznacza to, że nie są tępymi siepaczami danej idei, ale myślą i analizują to co mówi ich interlokutor.

Niestety zdarza się to rzadko i w ogóle wszyscy zaczęli się zapętlać. Mam nieodmienne wrażenie, że nagle wszyscy zaczęli pisać to samo w kółko i nie mogą wyjść z zaklętego kręgu swoich żali. Jakoś brakuje mi oryginalnych myśli naszych publicystów a nie tylko reakcji na to, co dany polityk powie.

Wiadomo, że RAZ odniesie się jakoś do historii ze swoich trzech ostatnich książek, że WO spróbuje kogoś wyśmiewać, albo napisze coś o autostradach, Wildstein napisze coś o lewicowym niszczeniu rodziny i wartości a Lis… będzie Lisem.

Jakoś z tym żyję, bo i też nie determinuje to mojego życia. Znam ludzi, dla których czytanie i słuchanie komentarzy do wypowiedzi polityków, a potem komentarzy do komentarzy i komentarzy do komentarzy komentarzy jest sensem życia i mogą swój dzień spędzić przełączając się pomiędzy Tok FM, TVN24 i Faktami, sprawdzając czy przypadkiem nikt się nowy się nie zająknął. Been there, done that. Znudziło mi się, bo nic to absolutnie nie zmienia. A nauka życia bez telewizora czyni ludzi szczęśliwszymi – serio.

Ostatnie pół roku wiadomości oglądam sporadycznie. Omija więc mnie cała masa ekscytacji, którą mają inni, bo ktoś coś powiedział. Przez dzień cały mirmiłują w najlepsze, że to już koniec, wstyd, hańba, jak tak można, bo Targowica, Smoleńsk i w ogóle, po tygodniu ledwo już o tym pamiętają, a po dwóch zapominają w ogóle. Więc kiedy po czasie dopytuję się, o co chodziło tym razem i dlaczego nie powinienem już chcieć żyć, czy też natychmiast żałować że nie wyjechałem na zmywak na Nowego Jorku, nie wygląda to już tak tragicznie. Zresztą, wystarczy zrobić sobie proste ćwiczenie i przejrzeć nagłówki portali sprzed 5 lat. Pamiętacie którąś z tych niewyobrażalnie haniebnych akcji? No właśnie. Ja też nie.

Tym bardziej też zdziwił mnie ostatni numer Uważam Rze. Nie przeczytałem całego, ale główne danie już tak – czyli narzekanie na media. I zaczęło mnie to już na serio drażnić. Dlaczego osoby mówiące o sobie, że są liberałami narzekają, że ktoś nie chce ich zatrudnić? Zwłaszcza w prywatnych mediach? Dlaczego narzekają na to, że nikt nie chce z nimi rozmawiać, skoro sami nie chcą przychodzić? Mają swój tygodnik, mają swoje inne media – niech tam działają i pokazują, jak powinno się robić dziennikarstwo. A potrzeba sławy i pieniędzy jest silniejsza od ideałów, to well… coś trzeba wybrać. Swoich słuchaczy i czytelników mają.

A tak btw to szczytem jest robienie wywiadu o mediach z Czarzastym. On przypadkiem nie był zamieszany w jakąś aferę?

Zgodzę się, że media publiczne powinny po równo pokazywać jedną i drugą stronę. Ale od prywatne? No soraski.