Anioły w teatrze

View this post on Instagram

Anioły w Ameryce – totalna miazga

A post shared by Piotr Gnyp (@toread) on

Bałem się Aniołów w Ameryce. Niepotrzebnie – ze spektaklu wyszedłem oszołomiony. I nie wiem kiedy minęło te pięć godzin.

Anioły najpierw poznałem jako serial. Ba, wydaje mi się, że był to w ogóle pierwszy serial, jaki obejrzałem, skuszony dużymi nazwiskami (Al Pacino, Meryl Streep, Emma Thompson). I automatycznie się w nim zakochałem. Podobało mi się wszystko – od intra, muzyki przez doskonałą grę aktorską aż do scenografii. Pławiłem się w wielowymiarowości i uniwersalności opowieści no i oczywiście najbardziej wkręcałem się w sakralną część opowieści o aniołach szukających zaginionego Boga. Sama historia gejów i AIDS aż tak ważna dla mnie nie była. I długo nie wiedziałem, że tak w zasadzie Anioły w Ameryce to nie serial HBO a sztuka teatralna.

2 części, w sumie 5 godzin. Bałem się. Że będzie nudno, że polscy aktorzy nie dorównają klasie tych z serialu, że zostaną inaczej postawione akcenty i zamiast uniwersalnej opowieści dostanę jakąś propagandówkę. No i że scenografia teatralna nie może równać się przecież tej z wysokobudżetowego serialu.

Boże, jak się myliłem.

W żadnej z 18 tysięcy sekund nie żałowałem, że na nie poszedłem. Magia teatru zrobiła swoje. Sceny nabrały innego znaczenia, aktorzy siłą ekspresji i talentu walili po mnie emocjami. Obejrzałem znaną sobie historię ale opowiedzianą zupełnie inaczej. A w zasadzie nie, nie obejrzałem – zgwałcono mi nią uczucia.

Czułem panikę i lęk Priora, którzy krzyczał, że boi się umierania, samotności i opuszczenia. Czułem  pogardę Roya Cohna, koronę prawniczego stworzenia, muszącego zadawać się ze śmieciami. Rozumiałem szaleństwo niekochanej Harper PItt. I oczywiście tłumaczyłem sobie ucieczkę i lęk wraz z Luisem Ironsonem. Zawsze mam takie ciarki, jak oglądam coś niesamowitego i to uczucie rzadko mnie opuszczało w trakcie trwania tego spektaklu.

Jasne – nie było idealnie. Mimo iż, w ubogiej scenografii odnalazłem magię to uważam, że za mało ją wykorzystano. Podczas występu gra światłem i rozwieszonymi lustrami odbywała się zdecydowanie za rzadko, a przecież w ten sposób można by jeszcze bardziej wzmocnić przekaz i symbolikę. Sceny w których Joe rozmawia z Harper i tak naprawdę nie obserwujemy ich tylko zniekształcone lustrzane odbicia są jednymi z najbardziej wyrazistych z całego przedstawienia. Scena gdy Prior w skąpany w filoletowym świetle, z erekcją, błaga anioła w niebieskiej poświacie o błogosławieństwo i mierzy się z nim, jak biblijny Jakub powoduje ciarki. Szkoda, że nie było ich więcej.

Tak piszę, wspominam, słucham muzyki z serialu i jej. Właśnie mnie trafiło. Jej, jak tam była niesamowicie dobrana ścieżka dźwiękowa. Jak ta sztuka zagrała dźwiękiem, doborem utworów i ich umiejscowieniem. Mistrzostwo.

 

Mam gdzieś, jaki macie stosunek do gejów. Anioły w Ameryce to jedna z najlepszych sztuk, jakie możecie obejrzeć. Seriali zresztą też. To uniwersalna opowieść o miłości, opuszczeniu, poszukiwaniu sensu, Boga. O byciu zakochanym, niekochanym, niepogodzonym i niekompletnym. O tym, że można oszaleć, że można krzyczeć w nocy ze strachu i nie chcieć kolejnego dnia. Bo może być gorzej. I że czasami nie ma wybaczenia. 

To jedna z tych historii, która zostaje. I zmienia.

A TR opowiada ją znakomicie i jeżeli będą ją jeszcze grali, to trzeba ją zobaczyć.  

4 thoughts on “Anioły w teatrze

  1. Ja miałam ciary podczas sceny zrywania. Niesamowity zabieg, kiedy odbywa się to na scenie równocześnie dla oby par. Oj nie wiem jak to wyjaśnić, ale opadła mi szczęka z wrażenia.

  2. Bez adaptacji tekstu przez Jacka Poniedziałka nie byłoby to tak mocne w odbiorze! Ładunek emocjonalny jest porażający. Zabiegi reżyserskie uwypuklające prawdy, to samo. Ostatnia scena, kiedy aktorzy „rozmawiają” z widownią bije prawdziwością doświadczenia, nie można zostać bez wpływu, bez refleksji. Mistrzostwo! A ten „gwałt” na emocjach, o którym piszesz, to właśnie to realne doświadczenie, co nieczęste w teatrze teraz, który bywa tak mocno przeintelektualizowany, że z zamierzanego „katharsis”, czemu teatr ma wg mnie służyć, zostają puste słowa i mierna dekonstrukcja otaczającej nas teraźniejszości.

  3. Na Aniołach byłam już wieki temu, jeszcze za czasów szkolnych, czyli z przynajmniej 6 lat może więcej lat temu. Też myślałam „Jezu, 5 godzin, zesram się chyba z nudów”. A jednak. Podobała mi się bardzo, potem dopiero w przeciwieństwie do Ciebie obejrzałam serial, który tak bardzo do mnie przemówił, miał zupełnie inny, zamerykanizowany wydźwięk dla mnie. W przerwie między aktami zdążyłam pojechać do McDonalda. Jak szłam na sztukę, nie oczekiwałam niczego. Podobał mi się wtedy, mimo że do dziś nie należy do grona ludzi akceptujących homoseksualizm (toleruję i jestem tolerancyjna, ale trzymajmy się definicji). Ciekawa jestem, jak bym obejrzała go dziś. Jakby dziś do mnie trafił. Gdzie teraz grają i za ile?

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s