Straszliwie psioczyłem na Grzędowicza, że nie skończył Pana Lodowego Ogrodu na trzecim tomie i że znowu trzeba będzie czekać na kolejną część. I słusznie, bo znowu pomiędzy kolejnymi odcinakami opowieści minęło mnóstwo czasu. Na tyle dużo, żebym zdążył zapomnieć szczegóły i pamiętać tylko ogólny zarys.
Tag Archives: kindle
Jest, jest mój Kindle Paperwhite!
Mierzenie czasu do końca rozdziału
Aside
Mierzenie czasu do końca rozdziału w Kindle – ta funkcja mnie rozbroiła. To takie proste i takie przydatne, że serio dziwię się, że pojawiło się dopiero teraz i jak ja mogłem bez tego żyć. Człowiek bierze książkę, patrzy ile do końca rozdziału i ocenia czy jest sens zaczynać, czy nie. No chyba, że powieść na tyle wciągająca, że można się gdzieś spóźnić.
Kindle mnie nadal fascynuje – jeden z najlepszych gadżetów, jakie możecie sobie kupić.
A już niedługo przyjedzie do mnie mój paperwhite!
Nie wolno bać się weryfikacji
Księgarnie zbierają dane o tym, jak czytamy. A wszystko za pomocą Kindli i innych ebook readerów. Cyfryzacja pozwala na zbadania naszych zwyczajów, ulubionych fragmentów i gustów. Można się tego bać, można patrzeć z nadzieją w przyszłość. Mi się to akurat podoba.
Pokażcie swoje aplikacje
Pierwsza strona z aplikacjami w smartfonie to pole bitwy. Selekcja jest ostra, nie ma miejsca dla przegranych. A mi wraz ze zmianami w życiu zmienił mi się też zestaw startowych aplikacji na smartfonie. Wiadomo – na początku trzymamy rzeczy, które uruchamiamy najczęściej. Więc co nieco o zmianach.
Cyfrowe biblioteki osiągnięć
Dwie rzeczy, których najbardziej brakuje mi po przejściu na ebooki to myszkowanie po antykwariatach i sklepach z tanimi książkami, oraz fakt, że nie wiem, co czytają współpasażerowie. No i oczywiście sama instytucja prywatnej biblioteki.
Przemyślenia z martwego planu
Kiedy Chrystus umierał na krzyżu, wokół Golgoty zaświeciły setki smartfonów.
Ładne, co? Niestety nie moje, ale nie oznacza to, że gdzieś, kiedyś tego nie wykorzystam – jak chociażby w tym wpisie. I choć tu jest trochę od czapy, to nie wykluczone, że kiedyś się coś z tego wykluje.
„U Mad?”. Kindle > iPad
Przepraszam, zacznę trochę naokoło. Wnioski z ostatnich tygodni: Kindle > iPad. Dużo czytam, w zasadzie tyle, na ile zawsze miałem ochotę, ale się jakoś nie składało. I to wszystko właśnie dzięki gadżetowi Amazonu. iPad leży w mieszkaniu i się kurzy.
W korkowej ciemności
Bum, podgrzanie wody na gorący kubek (pomidorowa na bogato – a co) zepchnęło mnie w wieki ciemne.
Zupełnie prozaiczna rzecz jak walnięcie korków udowodniła, jak mało można dzisiaj zrobić bez prądu. No i że starsze technologie ciężej znaleźć.
Tramwaj w przeszłość przyszłości
Siedzę sobie w knajpie, co się nazywa Tramwaj Warszawski. Nie jest obleśna, jest słabo-nijaka, ale pasuje do klimatu. Geeksteryzuję.
Kindle jest super
Zacząłem na nowo dużo czytać. Wszystko dzięki Kindlowi.

Nie to, żebym wcześniej unikał słowa drukowanego, po prostu podróże spędzałem albo na przeglądaniu internetu (Flipboard, instagram, fejs, twitter, www, rss), albo czytaniu magazynów. Książki zdarzały mi się, ale najczęściej nie dźwigałem ich ze sobą, bo duże, nie wiadomo kiedy się przydadzą i w ogóle zajmują miejsce w torbie.
Czytanie na iPadzie się mi jakoś nie sprawdziło. Raz, że go ze sobą nie noszę i raczej używam w domu, dwa że świecący ekran jednak po dłuższej chwili męczy. No i tablet był dla mnie po prostu za ciężki i tak sobie mi się go trzymało. To znaczy – nie wątpię, że się da, ale jakoś się to nie przyjęło. Ajfon z kolei wydawał mi się za mały do komfortowego czytania. I stąd zrodził się pomysł, że nowym gadżetem będzie e-reader. A wiadomo – Kindle zbiera tutaj najlepsze oceny.
Założenia proste – chciałem model z 3G i darmowym internetem, mały, coby się mieścił do kieszeni kurtki/płaszcza i z dotykowym ekranem, bo to trendy i się sprawdza w tabletach. Wybór padł na Kindle Touch i jestem z niego bardzo zadowolony, chociaż nie wszystko działa, tak jak myślałem, że będzie. Napiszę w punktach, bo to i bardziej internetowo i milej się czyta: Czytaj dalej
Kilogramy geeka
I nie chodzi bynajmniej o zbędne kilogramy ciała. Chodzi o to, ile trzeba dźwigać.
Czasu jest mało, atrakcji wiele, każda na innym sprzęcie. Pomyślałem sobie właśnie ile rzeczy bym musiał ze sobą wziąć, żeby móc korzystać ze wszystkich dobroci cyfrowego świata.
No to po kolei:
- iPhone – wiadomo: telefon, przeglądarka, mp3 player, mail, gry, nie można się bez niego ruszać.
- iPad – cyfrowe edycje polskich magazynów, gry
- Kindle – książki, na iPadzie czyta się jednak dużo gorzej. Ale to temat na osobną notkę.
- 3DS – liczenie kroków, granie (gdzieś tam na horyzoncie majaczy dodatkowo Vita)
- MacBook – wiadomo – praca
Na szczęście wszystkiego nie noszę, co na przykład skutkuje kupowaniem papierowych magazynów. Cierpią na tym lasy, rzecz jasna, ale człowiek nie czuje się jak magazyn ekranów, czy mokry sen dresiarza z lepkimi rękami.
Zresztą wyraźnie widać, jakie gadżety już zostały wyparte przez te urządzenia. Przenośne odtwarzacze muzyki inne niż telefony mogą się już z nami żegnać, podobny los spotka proste aparaty fotograficznie. Pozostają jeszcze konsole przenośne, ale te smartfony też prawdopodobnie już wykosiły.
Po małym namyśle wychodzi mi, że iPad zastąpi laptopa w domu, Kindle i iPhone wylądują w kieszeni, a konsole przenośne będą konkurować z książkami o mój czas. Dobra powieść wytnie w autobusie średnią grę, analogicznie zresztą będzie w drugą stronę.
Nie zmienia to jednak faktu, że to wszystko waży i zajmuje miejsce w kieszeniach/torbie. I że trzeba to przy sobie nosić, żeby korzystać, bo bez sensu mieć gadżety, które się po prostu kurzą.
Co nas uratuje? Rozwijane ekrany? Kolejna generacja tabletów, łącząca ze sobą zalety iPada i Kindle? W sumie można by sobie wyobrazić coś, co z jednej strony ma normalny dotykowy ekran, a z drugiej kindlowego e-inka.
A póki co – czas kupić większą torbę. Tak, na wszelki wypadek.