McBunt

Drażni mnie, że nawet bunt stał się jakiś taki ustandaryzowany. Męczy mnie, że w kółko te wszystkie zaangażowane kapele śpiewają o tym samym, prowadząc wojny, które dla mnie już straciły znaczenie. Brakuje mnie nowej „Wieży radości, wieży samotności” Sztywnego Palu Azji, bo to jedyny znany mi utwór, który mówi o czymś więcej niż walce z jakimś defaultowym przeciwnikiem.

Czytaj dalej

Na szybko – za mało czasu, za dużo myśli

Znowu złapała mnie gonitwa myśli. Zapewne każda z nich zasługuje na osobną notkę, ale nie wiem, czy będę miał na to czas. Więc niech to będzie taki szkic i zapis myśli, z których mam nadzieję, powstanie kiedyś coś dłuższego.

Czytaj dalej

Polska myśl muzyczna

Czytam sobie na fejsie:

Z początkiem roku w życie weszły zapisy ustawy medialnej (wymuszone przez UE) nakazujące nadawcom promowanie piosenek śpiewanych w języku polskim. 33% miesięcznego czasu nadawania, w tym 60% w godzinach najwyższej słuchalności, a nie jak do tej pory – nocą. Poza tym promocja utworów debiutantów – na antenie mają być liczone podwójnie.

I tak sobie myślę, że kogoś tam zdrowo pokopało po głowie. Nie miałbym większego problemu z tymi zapisami, jeżeli chodziło by o radio publiczne. A z powyższego wpisu wynika, że każdy musi. A ja się pytam – dlaczego?

Po co polskim artystom dodatkowe ułatwienia? Przecież i tak je mają, będąc z jednego kręgu kulturowego, śpiewając o naszych problemach, a nie wyimaginowanym dylemacie gangstera na manhatańskich salonach. Dlaczego promować miernotę? W jakim celu? Jakoś nie widzę powodów by w popkulturze stosować taryfy ulgowe. Kultura wysoka – jasne, no problemo, ale śpiewanie Dody, czy innej Markowskiej o tym, że kochała, nie kochała, albo była kochana nie specjalnie mnie interesuje.

Rozumiem, że wielkie koncerny promują wielkie gwiazdy. Rozumiem, że dla Polaków tych pieniędzy jest mniej, ale na macki Cthulhu – w grach jakoś to wychodzi. Robią te Wiedźminy, Dead Islandy czy Anomaly i im wychodzi. Bez pomocy, bez nagłaśniania. Czyli jakoś można.

Można też zapewne być utalentowanym i wygrać jak Steczkowska jakąś szansę na sukces, nagrać płytę, która jeżeli jest dobra, to się przebije. I będzie słuchana.

A tak? Na dobre spowoduje to u mnie wyłączenie radia i korzystanie z takich ustrojstw jak Last.fm, grooveshark czy Soundcloud. Inne radia niż informacyjne po prostu przestaną mnie interesować≥ Nie to, żebym jakoś strasznie dużo ich słuchał, ale teraz ta potrzeba będzie jeszcze mniejsza.

Internet zmienił świat. Coraz bardziej możemy dobierać sobie to, czego chcemy słuchać. Oczywiście potrzebujemy nadal polecaczy, ale to zadanie świetnie spełnią automaty badające nasze gusta i kolektywny gust znajomych. Losy takich ludzi jak prowadzący Minimaxa zostały przesądzone już dawno. Od kiedy dostęp do muzyki jest praktycznie nielimitowany ci ludzie są zbędni. A jeżeli nawet ktoś ich potrzebuje, to jest to bardzo niewielkie grono osób.

I umiemy sobie radzić w nowej sytuacji. Akurat muzykę i jej poznawanie ogarnęliśmy bardzo dobrze.

Stąd i to moje całe zdziwienie edyktem, który próbuje zawrócić kijem rzekę.

Epka Dead Can Dance za darmo

(Fuck, nie działa wklejka z javascriptem… trudno)

Do pobrania tutaj.

O tym, jak bardzo zżyłem się z tym zespołem nie ma co pisać. Odkryłem jeszcze w liceum, szukając czegoś podobnego do Clannadu. I chyba w którym radio tak została zaanonsowana płyta Into the Labirynth, od której się zaczęło.

A potem kupiłem po prostu wszystko co było, włącznie z zapisem VHS z koncertu Towards the Within i później DVD o tej samej nazwie.

Najlepsze płyty? Zdecydowanie Within the Realm of Dying Sun i Into the Labirynth. Zresztą – iTunes, jak zawsze, prawdę powie. Poniżej lista najczęściej słuchanych kawałków:

Na koncercie byłem niestety tylko jednym. Już po upadku zespołu, po którym miało coś się nowego pojawić, ale finalnie nic nie wyszło, choć plotki mówią, że Brendan i Lisa znowu nad czymś pracują. Ale i tak było warto. Mistyczne przeżycie.

Za co ich uwielbiam? Chyba za tę poetykę melancholii, głęboki teksty i przepiękną muzykę czerpiącą całymi garściami z różnych kultur. I za to, że się nie starzeją i zawsze mogę do nich wrócić, choć ich solowe płyty prawie zupełnie mi nie podeszły.

I chyba tyle w temacie. Bo słucham ich niby mniej, ale cały czas są gdzieś we mnie.

Tajemna moc kasety

2D89A2AB-D8AD-4BC4-BDDD-030BA3CE1325.jpg

Kaseta wróciła, stała się modna i hipsterzy natychmiast ją odrzucili. Cykl się dopełnił

Piszę to sobie, bo miała być taka sekcja specjalna na jednym portalu z szeregiem artykułów o kasecie właśnie. I o jej krótkiej historii i o tym jak zmieniła zarówno popkulturę, jak i sposób słuchania muzyki (można wszędzie). Ale wszystko wskazuje na to, że nie będzie, bo kryzys i takie tam, i w ogóle jest ciężko. A jak ciężko, to ja tu, prywatnie pokrótce o planach ambitnych i że zobaczyłem na wiosnę trend, o którym warto napisać coś więcej. Teraz to pewnie po ptokach, ale ku pamięci i budowaniu własnego ego, że oto proszę, w pierwszym szeregu i awangardzie.

Dość tego dryfu, wracając do tematu – miało być o tym, że kaseta wróciła do łask i znowu zaczynają się ludzie (hipsterzy i inni) na niej wydawać, czy też wysyłać „popularnym blogerom” (szisz, jak ja nie lubię tego określenia) swoje nagrania na tymże nośniku właśnie, tak żeby nie dało się tego odtworzyć tak po prostu i trzeba było pokombinować. I to nie tylko w jakimś tam njujorku, ale u nas, swojsko w Warszawie. W całym wielkim powrocie do lat 80 zarówno w muzyce (wszelakie elektrokapele grające i inspirujące się tym, co było 30 lat temu) i w modzie nie mogło zabraknąć kultowego gadżetu tamtej epoki, czyli kasety i walkmana. I zegarka elektronicznego, ale o nich kiedy indziej.

Ba! To wydawanie się na kasetach zaczęło wręcz być już passe, bo wszyscy to robią, jak dowiedziałem się nieoficjalnie od Kurka (taki artysta i znajomy z liceum – gra fajne, wykręcone rzeczy), który owszem, raz się na kasecie wydał, ale potem już przestał bo było za mainstreamowo, czy coś. W każdym razie teraz taka forma promocji musi być dokładnie przemyślana, bo nie wiadomo czy jeszcze załapiemy się na ostatnie fazy fajności, czy raczej zaklasyfikują nas do obciachu i nie zdążenia na pociąg, którym jadą cool ludzie.

Czyli gdzieś w mgnieniu oka pojawił się trend, został łyknięty i na tyle się spopularyzował, że stał się już za bardzo i trzeba szukać czegoś nowego. Problem w tym, że przed kasetą czy też po niej to niewiele sensownych rzeczy się pojawiło. Bo ani magnetofony szpulowe aż tak wygodne nie są (choć zaraz znajdą się pewnie tacy, co będą udowadniać, że tam jest prawdziwa dusza muzyki) a Mini Disk chyba Sony zajebało dokumentnie i nie da się tego nigdzie znaleźć. Nawet „popularni blogerzy” mogli by mieć problem z odtworzeniem.

A sama kaseta każdemu kto ma 30+ dobre się kojarzy. Bo to w końcu młodość i to pierwsze odkrywanie różnych rodzajów muzyki. Punkowe koncerty nagrywane na zdartych taśmach, pierwsze zgrywania techno z CD na kasety, jamniki z tagu, które przegrywały z prędkością x2, kasprzak, grundig i wilga. Umiejętność wykorzystania ołówka do przewinięcia jej do początku i wiedza, że dłuższe niż 90 nie ma co kupować, bo się szybko urwą to kolejne cenne lekcje wyniesione z młodości.

No i nie wolno zapomnieć o słynnym „Tact to nie Takt”, czyli wojny piratów o markę, puszczanie programów komputerowych i gier przez ogólnopolską państwową radiostacje do nagrania ich na kasety, że o wczytywaniu gier na Atari i Commodore nie wspomnę (Paweł Winiarki na Polygamii o tym fajnie napisał – polecam).

Wszystko było nowe, ciekawe i niespotykane. Co więcej – dostępność była mała, więc ludzie z ciekawymi nagraniami byli na wagę złota. Już nie było tak, że sobie posłucham, złapię SoundHoundem co to jest i zaraz kupię w iTunes. O nie. Ludzie, którzy mogli jeździć na zachód (bo mogli i było ich stać) po prostu przywozili nową muzykę, ewentualnie czatowało się na nią w radio.

Masa fajnych wspomnień, co? Nic dziwnego, że 30+ kupują sobie kasetowe gadżety (etui na iPhone na przykład), biżuterię czy koszulki i torby z symbolem kasety.

A przy okazji ma ona coś w sobie. Jej wygląd to zarówno retro, jak i cyberpunk. I w sumie ciekawe, że nigdy żadne kasetopunkowe klimaty nie powstały (tak w serii miały być zamówione odpowiednie obrazki, jak windows 8 na kasetach, wiedźmin 2, czy serwer operujący tym nośnikiem pamięci).

W sumie szkoda, że to nigdy nie powstało. To jeden z tych kolejnych fajnych pomysłów, które pokazują, że od zamysłu do realizacji daleka droga i to, że coś sobie wymyślimy, nie oznacza, że jesteśmy jakoś bardziej. Bo pomysły są tanie i można mieć ich milion. Za to bardzo niewiele z nich finalnie staje się czymś więcej. A ta słitaśna blogonotka jest trochę po to właśnie, żeby jednak coś z tym zrobić. I tak długo się marnowało.

PS Jakby ktoś widział fajne etui na iPhone 4 z kasetą – niech da znać, to co mam się jednak nie nadaje, bo nie ma dziurki na kabel ładujący, przez co trzeba to w kółko ściągać, przez co finalnie etui zaczyna sie słabo trzymać.

PPS A co kolejne? Dyskietka? W sumie jakby dobrze pomyśleć to symbol zapisu, czyli 3,5 calowe FDD może dzisiejszej młodzieży nic nie mówić i być tylko mało znaczącym obrazkiem. A w końcu to też jest kawał historii i wspomnień wartych wyciągnięcia. Może ciuchowi designerzy zaczęli by już robić ciuchy z tym motywem? Ja bym kupił. Serio.

25 powodów smutku (1)

Zrzut ekranu 2011-12-1 o 03.20.54.jpg

Pisząc sobie o Republice 69 kliknęło mi się w ajtjunsach na top 25 i jej – ale ze mnie smutas. Melancholijne tematy, smutne plumkanie i brzmienia. Taki jak widać jestem.

Patrzę sobie na te utwory i każdy z nich był zapętlony w kółko przez dłuższy czas i związany z jakąś porażką, czy też życiowym fuckupem. Zresztą ilość odtworzeń mówi sama za siebie. Co ciekawe – każdy z nic ma historię, o każdym z nich umiem coś opowiedzieć.

To tak bez większych szczegółów. I ponieważ jak widzę będzie tego trochę, to teraz pierwsza dziesiątka.

Mad World z Donnie Darko towarzyszył mi długo, chyba aż za długo. A sama miłość do niego wzięła się oczywiście z niesamowitego zwiastuna Gearsów. Zobaczyłem po raz pierwszy, namierzyłem kawałek. Zakochałem się. A potem tak 460 razy. Sporo słabych momentów z nim przeżyłem i towarzyszył mi w słuchawkach podczas nocnego szlajania się.

Let Your Love Grow to z kolei relatywnie nowe odkrycie. Przyszło z tuba.fm z radia Noviki, kiedy sądziłem, że w muzyce to mnie już nic nie zajara. Jak zwykle się myliłem – zajarało. Moderat, Apparat, Modesektor, Trentemoller – to wszystko nowe zespoły, które pojawiły się dzięki temu jednemu utworowi. Końcówka 2010 i 2011 należy do niego. Serio.

Snow Patrol to etap Mad World. O kapeli dowiedziałem się z MTV, które to zaprosiło ich na premierę Xboksa 360. Zagrali zupełnie inne utwory a mi w ajtjunsach został tylko ten. I do tej pory czasami go słucham.

Dayvan Cowboy znalazłem na last.fm. Lubię słuchać stacji z polecanymi utworami i tak poznałem Boards of Canada. Ich jedyny utwór w top 25 wszech czasów jest suuupe. Szkoda tylko, że nie ma dobrego teledysku. Ten z falami jakoś tak…. no niew wiem, można było lepiej.

HURT i Załoga G to reminiscencje punkowego okresu. Pamiętam, jak kiedyś nagrałem ich koncert na kasecie z Jarocina 89. Było tam protest song o słowach

NIE MAM MATURY I NIE MAM PIENIĘDZY
LATA MIJAJĄ, JA ŻYJĘ W NĘDZY
MOŻE IŚĆ DO PRACY? CHYBA ZWARIOWAŁEŚ !
MOŻE ZOSTAĆ PANKIEM? ALBO RASTAMANEM!
MOŻE ZOSTAĆ STRÓŻEM? NIE TO NIELOGICZNE
MUSIAŁBYM ZNÓW JADAĆ SERKI DIETETYCZNE
SERKI DIETETYCZNE? SERKI DIETETYCZNE!

Nawet znalazłem to na yt:

Czad, co? Te głębokie słowa.. i to zaskakujące, z niczym się nie kojarzące zakończenie. Ale wtedy byłem w liceum i jebałem system. Podobało mi się. A nowy Hurt to cóś, co jest 4 klasy wyżej. A przynajmniej ten kawałek.

City of Rome to muzyka do Assassin’s Creed. Ostatnie czasy, nie ma co się rozwodzić nad tym więcej, może poza faktem, że Assassin’s Creed 2 to świetna seria gier z cudowną muzyką, a Jeper Kyd to jeden z największych kompozytorów muzyki z gier.

I against I to z kolei mocno o mnie. Bo czasami się też tak czuję, jakby mój umysł był moim wrogiem i robił mi psikusy. Nic strasznego, ot po prostu nie pozwalał skupić się czy wypocząć. Trochę mi się to kojarzy z małymi złośliwościami jakie są gotowi zrobić sobie bracia.

W każdym razie – kupiłem w ciemno nową płytę Massive Attack, zgrałem na iPoda (nie było ajfonów. ha!) i słuchałem w metrze. Czytałem też nałogowo Malazańską Księgę Poległych. Nie pamiętam, który tom, ale jak to tam zwykle bohaterowie mieli przejebane. Wpadli do miasta pułapki, które zostało podpalone, armia zaczęła się palić, nie było ucieczki. Gdzieś tam w tle szalał żywiołak ognia. No i do tego było I against I które tak zajebiście pasowało, że musiałem skończyć ten opis z tą muzyką. I jeździłem metrem, aż tak się nie stało. Bo było to wówczas najważniejsze.

Low Place Like Home – też przylazł z last.fm i w sumie nie ma się czemu dziwić, skoro w owym czasie najczęściej w moim ajtjunsie gościł Mad World.

Ale romans ze Sneaker Pimps był krótki. Do stałego zestawu weszło tylko parę kawałków, a nowe płyty jakoś mi nie zaskoczyły. No ale ze 3 utwory cenię baaaardzo.

No i na koniec True to Form Hybrida. O nim szczerze mówiąc wiem najmniej. Jakoś pojawił się u mnie i został. I baaaardzo długo był to jedyny utwór który miałem.

Na moje oko minęło jakieś 4-5 lat zanim kupiłem resztę utworów i potem kupiłem i wysłuchałem chyba wszystkiego co zrobili. aktualnie to mój personalny numer jeden. Aż dziw bierze, że wszystko zaczęło się (chyba znowu od last.fm) i fragmentu utworu mówiącego o tym, że podmiot liryczny żałuje, że się urodził.

A teraz? Nie dość że kupiłem ich płyty zarówno jako Hybrida, jak i jako Hybrid Soundsystem to jeszcze poluję i zgrywam wszystkie ich sety DJskie z radia. No i zarażam kogo mogę. Są już pierwsze ofiary.

Ale tak ogólnie? Poza jednym drum.n.basowym radyjkiem same smęty. Smutas ze mnie, bo w drugiej 10, czy też nawet 15 lepiej nie jest. Ale o tym później.

Republika 69 jakoś tak…

41F5E7A8-3AC1-4853-A08A-9B2DCB1018FD.jpg

Agressiva 69 gra Republikę? To się niby nie mogło nie udać.

Ale się nie udało. Podniecenie szybko upadło. O samej płycie Republika 69 dowiedziałem się dopiero dzisiaj rano z radio. No i kurcze, ucieszyłem się, bo w końcu Republika to i znane, zajebiste tekstowo kawałki i świetna muzyka. Agressiva 69 z kolei to ten zdrowy polski industrial, który tak mnie kiedyś oczarował.

Pamiętam, jak jeszcze w Lublinie usłyszałem w radio Situations i dłuuugo słuchałem. A było to jeszcze w erze przed smartfonowej, więc nie było opcji na wyciągnięcie ajfona i sprawdzenia SoundHoundem co to. Więc trochę mi zajęło poznanie nazwy zespołu.

A potem już było prosto. Pierwszy koncert w Lublinie, chyba w Chatce Żaka (na którym zresztą jeden z moich studenckich byłych ziomów zapoznałbył swoją małżonkę), kolejna fala fascynacji i zakup wszystkich płyt.

A potem słuchanie. Masa słuchania. W ajtjunsach wygląda to mniej więcej tak:

Zrzut ekranu 2011-11-30 o 23.12.00.jpg

Heh, i właśnie zobaczyłem, że Situations nie jest na pierwszym miejscu tylko „Każdy dzień jest taki sam”. I też jest dobre. Oj, bardzo dobre.

Ostatni kawałek przd Republiką 69 który straszliwie mi podszedł to remix „Na końcu świata”, którego o dziwo nie ma w internecie, a przynajmniej nie w tej wersji. Nie wiem, czy mogę go tak po prostu tu zamieścić. Mam nadzieję, że nikt mi głowy nie urwie.

Dobra, co? Miasto, magia, maszyna. Golemy pracujące w fabrykach, tryumf pary i wysokich technologii, które zmieszały się z magią. Ten kawałek pobudza wyobraźnię. I to bardzo. A potem się jeszcze okazało, że Agressiva 69 lubi się z CDP i że to ich muzyka jest w zwiastunach Wiedźmina 2.

A Republika 69? Słowo daję, że gdyby płyta była dostępna w cyfrowej dystrybucji – iTMS, 7digital itp to kupiłbym ją od razu. Potem pewnie żałował, ale kupiłbym. A tak? Chwila poszukiwania w sklepach i podróż na YouTube. A tam kilka przykładowych kawałków. I niestety rozczarowanie.

Głos wokalisty brzmi zupełnie inaczej niż ten znany mi z Republiki i nie pasuje. Tak na pierwszy „rzut ucha” jest co najmniej o klasę niżej. Niby to zrozumiałe i pewnie do przejścia, bo w końcu nikt nie lubi zmian i instynktownie uważa, że są na gorsze. Przerabiałem to wiele razy przy kolejnych wyglądach serwisu i wiem, jak to działa.

Ale też bardziej razi mnie co innego. Te aranżacje są po prostu takie sobie. Ani to oryginał, ani industrialowa wersja. Ot, inny zespół gra kawałki Republiki. Nie byłem jej specjalnym fanem, po prostu lubię i doceniam. I tak bez większej wiedz wydaje mi się, że to brzmi po prostu za podobnie.

Usłyszałem dwa kawałki i chyba mówię pass zakupom dopóki nie usłyszę gdzieś całości. Bo nie wykluczone, że jakiś fajny utwór się jednak znajdzie. A na szczęście minęły czasy gdy trzeba było kupować całą płytę.

PS Ciekawe czy nowa Siekiera też rozczaruje

Ocean muzyki

muzyka2011-page-001.jpg

Lubię last.fm. Ogólnie jakoś nie mam stresu związanego z dzieleniem się danymi przez Google i FB. Chyba głównie dlatego, że dość szybko nauczyłem się co można, a co nie w internecie i raczej nie zamieszczam tam rzeczy, których później bym się wstydził.

No ale wysyłanie swoich danych daje czasami fajne efekty. Na przykład taki oto wykres z muzyką od 2010 roku aż do teraz.

Widać wyraźnie erę soundtrackowo-ambientową, kiedy rządziła muzyka z Assassins Creed i Battlestar Galactica. Widać stabilną miłość do Massive Attack i wybuch Moderata. No a potem erę rządów Hybrida, z nowymi odkryciami takimi, jak Agoria. Zresztą pewnie można to połączyć z koncertami czy też eventami na których byłem.

Pewnie jakby nad tym głębiej posiedzieć, to dałoby się z tego wyciągnąć więcej ciekawych rzeczy no i przedstawić je w bardziej odjechanej graficznie formie. Póki co jednak (a jak wiadomo – prowizorki są mega trwałe) to musi wystarczyć ;)