Znowu złapała mnie gonitwa myśli. Zapewne każda z nich zasługuje na osobną notkę, ale nie wiem, czy będę miał na to czas. Więc niech to będzie taki szkic i zapis myśli, z których mam nadzieję, powstanie kiedyś coś dłuższego.
- Jestem za stary na długie gry. Przeczytałem właśnie, że jeden z tytułów, na który czekam – Kingdoms of Amalur – to 200 godzin grania. Gdybym był młodszy i miał więcej czasu to byłaby to świetna wiadomość. Teraz? Not so much. Wiem, że na pewno nie będę miał tyle czasu na granie, bo niestety im starsi jesteśmy, tym bardziej wikłamy się w życie i tym mniej czasu mamy na rozrywki.
200 godzin to dla mnie pewnie dobrych kilka miesięcy grania. A gier wychodzi dużo. W samym lutym to przecież jeszcze SSX, Darkness 2, gry na Vitę, a to dopiero początek świetnych tytułów, które pokażą się w tym roku. I ja chcę zagrać w te gry. Nie bawi mnie uwięzienie się w jednej z nich i nie zauważanie reszty. Stąd i pytanie – na serio potrzeba napakować tego aż tyle, wiedząc, że mało kto tyle zobaczy? Bo może większy sens ma zrobienie gry na 60-80h i dopracowanie w niej każdego elementu. Mniej, ale lepiej. Zakładam, że takich ludzi, jak ja jest więcej i to oni kupują gry w sklepie. Albo dają na nie pieniądze swoim pociechom. - Skończyłem Ślepowidzenie. Kolejna dobra książka z gatunku posthuman, choć nie aż tak intrygująca, jak Accelerando. W sumie to mocno mi się spodobała, choć jej historia nie była aż tak ciekawa. Całość traktuje o spotkaniu ludzi, a w zasadzie ulepszonych i zmodyfikowanych istot ludzkich z obcą rasą. Gdzieś w tle są tam wampiry, są osoby o wielu osobowościach (niezależnie od tego, jak to brzmi) i przekaźnicy informacji, którzy sami nie do końca je rozumieją. Czyli już-nie-ludzie badają nieludzi dla ludzkości. Wyniki? Głębokie, bo z dialogu i mentalnego obmacywania się tak różnych istot możemy dowiedzieć się sporo o nas samych i o tym, jacy moglibyśmy być, czy też nawet będziemy. Sporo cytatów sobie pozaznaczałem na Kindlu, szkoda, że nie można było ich share’ować via Twitter/FB. Warto przeczytać moim zdaniem.
- Obejrzałem też Merylin. Tak, przez y, nie chodziło o Merlina. W sumie to trochę dałem się na to naciągnąć R. ale też i chyba najbardziej przekonał mnie jego tekst, że jak chcesz być kreatywny, to musisz przełamywać swoje schematy i robić nowe rzeczy. Filmu o Merylin bym sam nie obejrzał w życiu, a tak miałem takie miłe hallmarkowe momenty i wbrew pozorom nie było tak źle. 6/10.
- Debatuję też sobie, czy lepiej napisać, czy powiedzieć bezpośrednio komuś o tym, jak upokarzające mogą być niektóre decyzje. Po rozmaitych szkoleniach i lekturach wiem, że projekcje, czyli wyobrażanie sobie, co ktoś myśli to jedna ze słabszych rzeczy, które można robić. A chcąc tego uniknąć należy rozmawiać. Pytanie tylko, który środek komunikacji będzie dla mnie lepszy.
- Donkey Kong County Returns to nie jest gra dla dzieci. Staramy się grać, ale średnio nam to wychodzi, bo to platformówka starego typu, która nie wybacza błędów. Zresztą na jej przykładzie widać, jak bardzo zmieniły się pomysły na familijne granie. I mimo, że na pewno hardcorowych graczy ucieszy poziom wyzwań, o tyle prawie 4-latek dostaje głównie frustracji. O wiele lepiej zostało to rozwiązane w Kirbim i Raymanie.
- Coraz bardziej też dochodzę do wniosku, że po proste remake’i gier są bez sensu. Inaczej – nie działają tak dobrze, jak można by się spodziewać. Jest parę gier, takich jak Beyond Good and Evil czy Ico, które próbę czasu wytrzymały, innym grom tak dobrze nie poszło. Spróbowałem na przykład pograć w MGS2 i szczerze – sterowanie mnie odrzuciło. Jak na te czasy jest to dla mnie coś nie do przyjęcia. Gra wygląda świetnie, mega długie cutscenki mi nie przeszkadzają, ale sama rozgrywka… well, jestem już przyzwyczajony do czegoś innego. I z chęcią bym zobaczył tę samą historię opowiedzianą z innego punktu widzenia, albo i też nieco zmodyfikowaną fabularnie. W końcu gry są interaktywne i zawsze można dzięki temu pokazać, co by było gdyby. Wydaje mi się, że to mogłoby zadziałać.
- Dollhouse to idealny serial do przeglądania przy okazji fejsa, czy twittera. Nie wymaga strasznego zaangażowania, ma w miarę ok fabułę i ogólnie jest takim zapychaczem.
- – słucham też nowej (ale nie ostatniej) płyty Trentemøllera. Jak zwykle jest świetna i inna od pozostałych. A mając ją w uszach czuję się jak bohater filmu Lyncha. Ot taki, polsurrealizm podlany nutką smutku i dekadencji. Pasuje
- Zacząłem czytać Wełnickiego – Śmiertelny Bóg. Jest ok, choć bez rewelacji. Historia alternatywna, hitlerowcy wygrywają wojnę, są jakieś tajemnicze Wrota, które dają im energię i broń, dzięki której wygrywają wojnę. Czytadło, ale ciekawe jak na razie.
- Za to plan na później – przeczytanie od nowa całej Malazańskiej Księgi Poległych. Dlaczego? Bo to najlepsza saga fantasy jaką znam. No i przyznam się, że wymiękłem gdzieś przy 6 tomie, bo przestałem nadążać i pamiętać, co działo się na początku. Pierwszy tom – Ogrody Księżyca – czytałem jak byłem jeszcze na studiach, także sami rozumiecie, że po tylu latach mało się pamięta. A Malazańska to niesamowite spektrum bohaterów, wydarzeń, intrygi i pomysłu na świat. Ten punkt zdecydowanie zasługuje na rozwinięcie.
- No i jeszcze to: – pasuje
Wiem, dużo tego, a kłębi się jeszcze więcej. Na razie wystarczy.