Poddaję się, nie jestem w stanie czytać książki Marcina Wełnickiego – Śmiertelny bóg.
Na swoim blogasku autor nawołuje do piracenia jego książki, a ja mówię, że nie warto jej ściągać*. Bo o ile początek Śmiertelnego boga jest fajny, to o tyle im dalej, tym gorzej. Mity Cthulhu i alternatywna historia świata w zasadzie są jedynym, na co warto zwrócić uwagę. Reszta jest do bólu szkolna, poprawna i przeciętna.
Mamy więc drugą wojnę światową, podczas której za pomocą magicznych Wrót, Eskalacji i innych wyrazów pisanych dużą literą naziści wygrywają. Główny bohater Hauptman whatever odkrywa przeraźliwą prawdę, drugie dno i zagrożenie. Towarzyszy mu dżin wyznający Allaha, na swej drodze spotyka mętne przemyślenia, nudne dialogi i przegadane sceny. Są też postaci z mackami i odniesienia do lovecraftowskich mitów o Cthulhu.
Ciężko się to czyta, bo gdzieś po drodze znika lekkość pisania, zaś całość zaczyna przypominać zapis sesji rpg rozbudowanej o zbyt długie opisy.
I nie jest to tak naprawdę zła książka. Po prostu szkoda na nią czasu, gdy w okolicy jest tyle pozycji do sprawdzenia.
Szkoda, bo jak już napisałem – zaczynało się fajnie.
* A o samym fakcie nawoływania do piracenia książki, za którą dostało się już i zaliczkę i wynagrodzenie, nie chce mi się pisać. Jest o tym cała blogonotka. Polecam autorowi wrzucenie do sieci swojej kolejnej książki, za którą nikt jeszcze nie zapłacił.