
Nie jakieś super te Gwiezdne Wojny, ale całkiem fajne – usłyszałem skróconą recenzję po pierwszej projekcji Mrocznego Widma. Nie wiedziałem co o tym myśleć. Pomysł, by wysłać spać bez kolacji, został po szybkim namyśle odrzucony.
Szczerze mówiąc, z jednej strony spodziewałem się chyba większej fascynacji. Z drugiej strony wszyscy wiemy, że Jar Jar Bings i Midichloriany, to nie jest to, za co moje pokolenie pokochało Star Warsy. Dziecko nieświadome burzy emocji, którą mi zapewniło grzecznie zasnęło. A ja siedzę i myślę.
Tak, miałem dylemat od której części zacząć pokazywanie gwiezdnej sagi. Doszło nawet do tego, że odpowiednie pytanie zadałem na serwisie Quora i otrzymałem odpowiedź, że koszernie będzie pokazać w kolejności, w jakiej samemu się oglądało, czyli 4-5-6-1-2-3. I nawet miałem taki zamiar, gdyby nie fakt, że w cyfrowi tubylcy to osoby, które popkulturę zasysają z prędkością, na jaką pozwala łącze.
Gry i filmy Lego Star Wars plus Angry Birds w zasadzie odczarowały całą sagę. Dzieci doskonale wiedzą kim stanie się Anakin, oraz czyim jest ojcem. Palpatine też nie ma tajemnic i jego pojawienie się jako senatora budzi zdumienie. Przecież to ten zły koleś w kapturze. Sith.
Pogodziłem się z faktem, że zaskoczeń nie będzie i zacząłem rozważać, czy nie lepszym pomysłem będzie rozpoczęcie oglądania od pierwszego epizodu. Dlaczego? W sumie to całkiem logiczne – po pierwsze Anakin z pierwszego epizodu jest bliżej 6 latka niż dwudziestokilkuletni Luke. No a po drugie jest całkiem niezły serial Clone Wars.
Włączyliśmy.
I wiecie co, to nie jest zły film. Pamiętam, że te naście lat temu, w 1999 roku był to dla mnie niezły policzek. Jak każdy fan czułem się oburzony tym co z MOJĄ SAGĄ zrobił Lucas. Gdzie mrok, Vader i jak to możliwe.
Owszem, Jar Jar Bings nie powinien się nigdy zdarzyć. Nie powinno być ani słowa o midichlorianach, a początki związku Anakina i Padme zakrawają na pedofilię. Ale poza tym? Jest dobrze. Kosmiczna baśń trafia do swojego docelowego odbiorcy – dziecka. Wiem, bo przetestowałem na swoim.
Pisałem już, że siedzę i myślę, prawda? Pisałem. I teraz z perspektywy czasu widzę, że 1999 to zupełnie inne czasy niż 1984 – rok w którym to ja, w wieku 6 lat, po raz pierwszy zobaczyłem IV epizod. Nie ma zimnej wojny, nie ma Imperium Zła – ZSRR, nie ma Czarnobyla a świat jest chyba jeszcze pełen nadziei, że będzie lepiej. Nic więc dziwnego, że zamiast Wookich pojawiają się pocieszni Gunganie. Dostajemy na pierwszym planie przygodę, walki na miecze świetlne i szalone wyścigi. Mrok czai się w tle. Nie pokazany, zamaskowany przed okiem widza przez knucia Palpatine. Silniejszy rząd, większa kontrola i inwigilacja. Kontrola przez drony.. wróć, klony i armie droidów. Wypisz wymaluj nasz dzisiejszy świat, po zamachach z 2001 roku.
A o dubbingu, że fajny, kiedy indziej. Póki co, czeka nas obejrzenie Wojny Klonów.