Star WarsZawa [są nowe zdjęcia :P]

Galeria

This gallery contains 10 photos.

Dawno, dawno temu, w całkiem bliskiej nam galaktyce miałem jeden z tych pomysłów. Wiecie, człowiek się budzi i myśli sobie, jej, a co by było, jakby tak wstawić do zdjęć Warszawy trochę Gwiezdnych Wojen…. Dwa lata później na fejsie gadam … Czytaj dalej

Zobaczyłem właśnie Star Wars Holiday Special i odpadłem

Star Wars Holliday Special to bezsprzecznie jedna z najdziwniejszych rzeczy pochodząca z uniwersum Gwiezdnych Wojen, jakie dane mi było widzieć.  Wyemitowane tylko jeden raz – 17 października 1978 szybko stało się kultowe, głownie z powodu swojej niedostępności.

Nagraniami z TV dysponowali tylko najwięksi fani, którzy z zazdrością strzegli do niego dostępu. I w sumie trudno się dziwić. W końcu jest to tak kuriozalny materiał, że ho ho. Wiecie, że Carrie Fisher, czyli księżniczka Leia, była tak naćpana podczas kręcenia tego materiału, że w ogóle tego nie pamięta? No ale przecież to tylko jedna ciekawostka, co powiecie na to, że:

  • Chewbacca ma rodzinę, a mimo to szlaja się po kosmosie z przemytnikami
  • Wookie nie starzeją się dobrze, za młodu zresztą też nie wyglądają za dobrze
  • Na początku w zasadzie nie wiadomo o co chodzi, bo wszyscy tylko ryczojęczą. To może być obraz szczęśliwej rodziny, może być też siedliskiem patologii
  • Programy rozrywkowe dawno dawno temu, w galaktyce daleko, daleko stąd stały na fatalnym poziomie
  • Luke wygląda jak swoja transseksualna kopia
  • Straż Imperialna nosiła wąsy
  • „Telezakupy Mango” były od zawsze. magiczne szczotki czyszczące wszystko towarzyszą nam od co najmniej pierwszej Gwiazdy Śmierci

A to tylko początek! Jak macie chwilę wolnego to zerknijcie, bo jej, warto.

PS Warto też zerknąć na mój stary tekst, mówiący o tym, jak to, co niegdyś niedostępne i będące przedmiotem niemalże kultu dzięki sieci jest dla każdego. Love it!

 

Nie takie złe to Mroczne Widmo

Film_Nerd_Phantom_Menace

Nie jakieś super te Gwiezdne Wojny, ale całkiem fajne – usłyszałem skróconą recenzję po pierwszej projekcji Mrocznego Widma. Nie wiedziałem co o tym myśleć. Pomysł, by wysłać spać bez kolacji, został po szybkim namyśle odrzucony.

Szczerze mówiąc, z jednej strony spodziewałem się chyba większej fascynacji. Z drugiej strony wszyscy wiemy, że Jar Jar Bings i Midichloriany, to nie jest to, za co moje pokolenie pokochało Star Warsy. Dziecko nieświadome burzy emocji, którą mi zapewniło grzecznie zasnęło. A ja siedzę i myślę.

Tak, miałem dylemat od której części zacząć pokazywanie gwiezdnej sagi. Doszło nawet do tego, że odpowiednie pytanie zadałem na serwisie Quora i otrzymałem odpowiedź, że koszernie będzie pokazać w kolejności, w jakiej samemu się oglądało, czyli 4-5-6-1-2-3. I nawet miałem taki zamiar, gdyby nie fakt, że w cyfrowi tubylcy to osoby, które popkulturę zasysają z prędkością, na jaką pozwala łącze.

Gry i filmy Lego Star Wars plus Angry Birds w zasadzie odczarowały całą sagę. Dzieci doskonale wiedzą kim stanie się Anakin, oraz czyim jest ojcem. Palpatine też nie ma tajemnic i jego pojawienie się jako senatora budzi zdumienie. Przecież to ten zły koleś w kapturze. Sith.

Pogodziłem się z faktem, że zaskoczeń nie będzie i zacząłem rozważać, czy nie lepszym pomysłem będzie rozpoczęcie oglądania od pierwszego epizodu. Dlaczego? W sumie to całkiem logiczne – po pierwsze Anakin z pierwszego epizodu jest bliżej 6 latka niż dwudziestokilkuletni Luke. No a po drugie jest całkiem niezły serial Clone Wars.

Włączyliśmy.

I wiecie co, to nie jest zły film. Pamiętam, że te naście lat temu, w 1999 roku był to dla mnie niezły policzek. Jak każdy fan czułem się oburzony tym co z MOJĄ SAGĄ zrobił Lucas. Gdzie mrok, Vader i jak to możliwe.

Owszem, Jar Jar Bings nie powinien się nigdy zdarzyć. Nie powinno być ani słowa o midichlorianach, a początki związku Anakina i Padme zakrawają na pedofilię. Ale poza tym? Jest dobrze. Kosmiczna baśń trafia do swojego docelowego odbiorcy – dziecka. Wiem, bo przetestowałem na swoim.

Pisałem już, że siedzę i myślę, prawda? Pisałem. I teraz z perspektywy czasu widzę, że 1999 to zupełnie inne czasy niż 1984 – rok w którym to ja, w wieku 6 lat, po raz pierwszy zobaczyłem IV epizod. Nie ma zimnej wojny, nie ma Imperium Zła – ZSRR, nie ma Czarnobyla a świat jest chyba jeszcze pełen nadziei, że będzie lepiej. Nic więc dziwnego, że zamiast Wookich pojawiają się pocieszni Gunganie. Dostajemy na pierwszym planie przygodę, walki na miecze świetlne i szalone wyścigi. Mrok czai się w tle. Nie pokazany, zamaskowany przed okiem widza przez knucia Palpatine. Silniejszy rząd, większa kontrola i inwigilacja. Kontrola przez drony.. wróć, klony i armie droidów. Wypisz wymaluj nasz dzisiejszy świat, po zamachach z 2001 roku.

A o dubbingu, że fajny, kiedy indziej. Póki co, czeka nas obejrzenie Wojny Klonów.