Klasyczne obrazy widziane oczami sieci neuronowej Google’a

Jak komputery reagują na sztukę? Tego prawdopodobnie szybko się nie dowiemy. Ale możemy sprawdzić, co sieci neuronowe zobaczą na obrazach klasycznych mistrzów.

Jak to działa? Dość dokładnie wyjaśnione w tekście Joanny Sosnowskiej.

Żeby nauczyć komputer jakiegoś pojęcia (np. „widelec”), komputerowi dostarcza się przeróżne zdjęcia widelca, a ten uczy się rozpoznawania tego konkretnego obiektu w różnych konfiguracjach (widelec w ręku, widelec na stole, widelec z dwoma ząbkami, widelec z trzema ząbkami, widelec z ułamanym zębem, drewniany, plastikowy, itd). Sieć neuronowa nie dostaje informacji, do czego służy widelec, ani jakie cechy musi mieć, żeby wciąż być widelcem, a nie trójzębem – ma je sama wydedukować na podstawie zdjęć.

Taka sieć działa na kilkudziesięciu poziomach; warstw sztucznych neuronów jest przeważnie 10-30. Każda warstwa odpowiada za coraz bardziej skomplikowane działania. Jedna rozpoznaje krawędzie obiektów, inna kolory, jeszcze inna obiekty. […] Każdy obraz trafia do pierwszej warstwy, która komunikuje się następnie z warstwą kolejną, tak długo, aż w końcu osiąga warstwę „wyjściową”. Odpowiedź sieci otrzymujemy właśnie od tej ostatecznej warstwy”.

Nakarmionej wcześniej obrazami zwierząt ludzi i budynków sieci pokazałem klasyczne obrazy mistrzów. Efekty do obejrzenia poniżej.

Im więcej na nich abstrakcji – tym ciekawsze wyniki.

Kaczor, ty obłąkany kanibalu!

main-qimg-35835aff79497a89cd1f6b89364a52ec

W Kaczogrodzie w Boże Narodzenie nie jada się kaczki”. Zdanie z niby bezpiecznej gazetki z badziewną zabawką dało mi do myślenia. Na szczęście dziecko nie zauważyło, że Kaczor Donald – kaczka – jedzący kaczkę zahacza dość mocno o kanibalizm. A może po prostu samego konceptu zjadania innych tego samego gatunku jeszcze nie zostało nauczone. Tym lepiej dla mnie.

Ale sam problem pozostaje. Dlaczego, na macki Cthulhu, Walt Disney dopuścił do sytuacji, w której w ogóle w mojej głowie pojawia się takie pytanie. Mogę zrozumieć wszelkie rasistowski i seksistowskie zagrywki, bo te wypleniliśmy z mediów relatywnie niedawno, a bajki z Myszką Miki i Kaczorem Donaldem są z nami już od połowy lat 30.

…w „Dumbo” z 1941 krytycy wykazują, że obecne tam kruki (z ang. crow) są podłe i… czarne. […] przywódca złych kruków nazywa się Jim. W USA po wojnie secesyjnej, głównie w południowych stanach, wprowadzano „prawa Jima Crowa”. Miały one ograniczać wolność byłych murzyńskich niewolników i wprowadzać większą separację białych i czarnych. Zaś „Jim Crow” było w tamtych czasach pogardliwym określeniem właśnie na murzynów – stąd nazwa praw. […] W tym samym filmie jest piosenka pracowników portowych. Czarnych, bez twarzy, ale śpiewających: „Jesteśmy niewolnikami póki prawie nie umrzemy/Jesteśmy szczęśliwymi portowcami” i „Pracuj/Przestań się migać/Ciągnij tę linę, ty włochata małpo”. – czytam, zapewne przepisany skądś, artykuł na łamach natemat.

No ale kanibalizm? Z tym, że zjadanie drugiego człowieka jest fe, pogodziliśmy się już dawno temu. Ok, były wypadki, kiedy dochodziło do niego na większą skalę, ale zawsze było to w ekstremalnych przypadkach (Wielki Głód na Ukrainie, Oblężenie Leningradu), i zawsze, ale to zawsze było to uważane za coś złego.

A tu proszę, Kaczor z siostrzeńcami przy posiłku:

„W przebiegu choroby pojawiają się także prymitywne odruchy, np. ssania, gryzienia, chwytania. Charakterystyczne są zmiany nastrojów: od depresji do euforii, a także przymusowy płacz bądź śmiech (stąd dziennikarskie określenie choroby, śmiejąca się śmierć)”. Brzmi trochę jak opis kreskówki z Kaczorem Donaldem? Zapewne można by znaleźć wiele scen pasujących do tego opisu. Opisu choroby Kuru, wywołanej przez kanibalizm właśnie. Wiem, mocno naciągane, ale dało mi to do myślenia.

Zacząłem pytać, grzebać i ogólnie drążyć temat. I wiecie co? Nikt nic nie wie. Ludzie z Disneya w ogóle nie przypominali sobie sprawy, inni bagatelizowali. „Nie powinniśmy się przejmować faktem, że kaczki jedzą kaczki, a w ogóle to hej, pies Goofy też ma psa i do tego trzyma go w budzie”! – jakby to coś zmieniało!

the_goofy_and_pluto_conundrum_by_andydiehl-d4xdv1h

I w końcu jedyną sensowną odpowiedzią, na którą wpadłem, była ta wskazująca, że owszem jedzą, ale nie kaczki, tylko indyki.

No i spoko, z tym już coś można zrobić. W końcu od paru lat naukowcy sugerują, że zeżarliśmy neandertalczyków. Może Disney przeczuwał to po prostu wcześniej i w swoich filmach zawarł odpowiednie analogie, by przygotować moje pokolenie na prawdę?

PS A przed sekundą na Twitterze pokazano mi ten filmik. Boski

Taki był ten 2014 na blogasku

The WordPress.com stats helper monkeys prepared a 2014 annual report for this blog.

Here’s an excerpt:

The Louvre Museum has 8.5 million visitors per year. This blog was viewed about 120,000 times in 2014. If it were an exhibit at the Louvre Museum, it would take about 5 days for that many people to see it.

Click here to see the complete report.

Z kijkiem do samojebki przez świat

View this post on Instagram

#rome

A post shared by Piotr Gnyp (@toread) on

Jedyna rzecz, która zmieniła się w Koloseum to otaczający ją handlarze z importu. Ostatnio monumentalną antyczną budowlę widziałem podczas wyjazdu prasowego z okazji premiery Assassin’s Creed Brotherhood. To wtedy dowiedziałem się, że mimo, iż oryginalnie budowla powstała na schemacie elipsy w grze jest kołem. Dlaczego? Za cholerę nie mogę sobie przypomnieć. Ale widać, było to ważne, skoro do tej pory pamiętam.

W ogóle łażenie po starożytnej części Rzymu robi się dość zabawne, kiedy człowiek uświadomi sobie, że głównie zastanawia się czy wkical na dany budynek Ezio czy nie. I zwykle mówi sobie, że tak, na pewno, bo przecież to ta ikoniczna budowla, której nazwy nie pamiętam, aż zobaczy napis i się okazuje, że to zupełnie co innego.

Wracając do Koloseum i handlarzy – wcześniej sprzedawali rozmaite badziewie. Przewodniki, flagi, albumy i tym podobne za drogie i nikomu niepotrzebne rzeczy. Teraz w ich rękach można było zobaczyć tylko jeden przedmiot. Serio, totalna dominacja. Żaden się nie wychylił – wszyscy mieli to samo – selfie sticki.

Kijek do samojebki okazał się symbolem turystyki. Mrocznym przedmiotem pożądania żadnego wrażeń podróżnika. I to nawet takiego, który podróżuje w grupie.

Co ja mówię – wszyscy, albo zdecydowana większość osób podróżuje w większej ilości niż jeden. A to implikuje, że zwykle można kogoś o zrobienie zdjęcia na tle poprosić. I kto wie… może zamiast ładnego obrazka z ważnym budynkiem nawiązać nowe znajomości.

Tymczasem zamiast ludzi robiących sobie nawzajem zdjęcia widzimy grupy samotników z kijkami.

Smutne to trochę.

Star WarsZawa [są nowe zdjęcia :P]

Galeria

This gallery contains 10 photos.

Dawno, dawno temu, w całkiem bliskiej nam galaktyce miałem jeden z tych pomysłów. Wiecie, człowiek się budzi i myśli sobie, jej, a co by było, jakby tak wstawić do zdjęć Warszawy trochę Gwiezdnych Wojen…. Dwa lata później na fejsie gadam … Czytaj dalej

Słowniczek zjawisk i trendów kulturowych na 2015

Powiedzieć, że żyjemy w ciekawych czasach to jeden z większych banałów. Żyjemy w czasach zmiany, gdzie bardzo łatwo wypaść z obiegu. A tym samym nagle przestać się orientować, o czym w zasadzie ci ludzie dookoła mówią. Na szczęście są ściągawki, jak ta powyżej, które powiedzą Wam, o czym będzie się mówić w 2015 roku.

Przydatne, co?

Umiesz napisać historię w sześciu słowach?

Kiedyś Hemingway założył się ze znajomymi, że napisze opowiadanie za pomocą sześciu słów. Wygrał.

Wyprzedaż: buty dziecięce, nigdy nie noszone.

Potem był artykuł w magazynie Wired, który poprosił znanych amerykańskich pisarzy o to samo. Rezultaty? Powalające. Moje ulubione to:

Computer, did we bring batteries? Computer?
Eileen Gunn

Longed for him. Got him. Shit.
Margaret Atwood

Internet “wakes up?” Ridicu –
no carrier.
Charles Stross

With bloody hands, I say good-bye.
Frank Miller

Epitaph: Foolish humans, never escaped Earth.
Vernor Vinge

It cost too much, staying human.
Bruce Sterling

We kissed. She melted. Mop please!
James Patrick Kelly

I’m your future, child. Don’t cry.
Stephen Baxter

I’m dead. I’ve missed you. Kiss … ?
Neil Gaiman

The baby’s blood type? Human, mostly.
Orson Scott Card

To save humankind he died again.
Ben Bova

Jest tego dużo więcej, sprawdźcie sami tutaj. Warto, bo jest cała masa super patentów. A ja przy okazji przyznam się, że zawsze podobną akcję chciałem zrobić z polskimi pisarzami.

Jestem strasznie ciekawy co napisałby Dukaj, Miłoszewski, Brzezińska, Grzędowicz czy Ziemkiewicz.

No cóż, może jeszcze kiedyś mi się uda.

A tymczasem zobaczcie jeszcze jedną serię sześciowyrazowych opowiadań, którą znalazłem na 9gagu.

anXR2nz_700b

PS A w sumie to mi się i moje opowiadanie wymyśliło:

Za szybko go skazaliśmy, był niewinny.

Szkoda, że nie zobaczyli znaku „uwaga”

Obudziłem się w kostnicy. Jak zwykle.

Straciłem kontakt z ludźmi którymi byłem

Jak robić, żeby zrobić – czyli uroki pre-produkcji

W poniżej prezentacji najlepsze jest to, że nie dotyczy ona tylko gier, ale w zasadzie każdego działania związanego w jakiś sposób z branżą kreatywną. Czytam ją sobie i odnoszę do swoich rozlicznych projektów związanych zarówno z pisaniem, działaniami PR/marketing, jak i naprawdę dużymi projektami za gigabaksy i widzę, że to działa.

Pamiętajcie – pomysły są tanie.

Zobaczyłem właśnie Star Wars Holiday Special i odpadłem

Star Wars Holliday Special to bezsprzecznie jedna z najdziwniejszych rzeczy pochodząca z uniwersum Gwiezdnych Wojen, jakie dane mi było widzieć.  Wyemitowane tylko jeden raz – 17 października 1978 szybko stało się kultowe, głownie z powodu swojej niedostępności.

Nagraniami z TV dysponowali tylko najwięksi fani, którzy z zazdrością strzegli do niego dostępu. I w sumie trudno się dziwić. W końcu jest to tak kuriozalny materiał, że ho ho. Wiecie, że Carrie Fisher, czyli księżniczka Leia, była tak naćpana podczas kręcenia tego materiału, że w ogóle tego nie pamięta? No ale przecież to tylko jedna ciekawostka, co powiecie na to, że:

  • Chewbacca ma rodzinę, a mimo to szlaja się po kosmosie z przemytnikami
  • Wookie nie starzeją się dobrze, za młodu zresztą też nie wyglądają za dobrze
  • Na początku w zasadzie nie wiadomo o co chodzi, bo wszyscy tylko ryczojęczą. To może być obraz szczęśliwej rodziny, może być też siedliskiem patologii
  • Programy rozrywkowe dawno dawno temu, w galaktyce daleko, daleko stąd stały na fatalnym poziomie
  • Luke wygląda jak swoja transseksualna kopia
  • Straż Imperialna nosiła wąsy
  • „Telezakupy Mango” były od zawsze. magiczne szczotki czyszczące wszystko towarzyszą nam od co najmniej pierwszej Gwiazdy Śmierci

A to tylko początek! Jak macie chwilę wolnego to zerknijcie, bo jej, warto.

PS Warto też zerknąć na mój stary tekst, mówiący o tym, jak to, co niegdyś niedostępne i będące przedmiotem niemalże kultu dzięki sieci jest dla każdego. Love it!

 

Hipsterzy nie podróżują w czasie, byli tu od zawsze

201004161615

Jest taka fotka znaleziona na wystawie Their past lives here, która pokazuje imprezę z okazji otwarcia Gold Bridge w 1940 roku. Patrzymy sobie na uśmiechniętych ludzi w garniturach i strojach z epoki i natychmiast rzuca nam się w oczy ten jeden jedyny hipster.

Podróżnik w czasie? Okazuje się, że niekoniecznie. Zdjęcie od paru lat jest przedmiotem crouwsourcingowego badania. Pojawiają się różne opcje, od zręcznego fotoszopa aż do stwierdzenia, że nasz podróżnik w czasie wcale nim nie był. Ot ubrał się inaczej niż inni i zgodnie z aktualną modą.

Okulary tego typu, były dostępne już w latach 20 XX wieku, wcale nie ma na sobie t-shirta, tylko sweter z naszytym emblematem zaś bluza wygląda podobnie do tych, którą nosili członkowie drużyny hokejowej Montreal Maroons.

I o ile wizja podróżującego w czasie hipstera jest bliska memu sercu i wolałbym, żeby to ona okazała się prawdziwa, to i druga opcja jest dla mnie fascynująca. Okazuje się, że postmodernistyczne przekonanie, że człowiek poznał granice swojej wyobraźni w myśl hasła „wszystko już było” jest prawdziwe. Nasi zbuntowani młodzi i niezależni tak naprawdę nie różnią się niczym od swoich przodków sprzed ponad 100 lat. Te same stroje, myśli i idee.

Być może nasz 100-letni proto-hipster też nie był oryginalny i wzorował się na swoim 200-letnim przodku dodając tylko do jego stylówy okulary i modną wówczas bluzę. Tego się jednak nigdy nie dowiemy. Ówczesny świat informacji w odróżnieniu do naszego był ograniczony zarówno zasięgiem, jak i czasem trwania informacji.

Co z tego wynika? Że wówczas dużo łatwiej było być oryginalnym, ale niestety mało kto o tym wiedział.

Teraz „bycie sobą” to cholernie ciężka sprawa i zbiorowy wysiłek wielu podmiotów gospodarczych. Ale wtedy…

Można było być tym jednym jedynym hipsterem. Mam nadzieję, że przy okazji podróżującym w czasie.

Szewski gnyp kraje chlib

szewcy_teatr_polski1_340
Polscy szewcy to jeden z najbardziej plugawych zawodów.

Zdziwieni? Wystarczy na szybko przejrzeć księgę przysłów by zobaczyć:

  • szewską pasję – opis wściekłości, złości i ostatniej pasji
  • szewski poniedziałek – czyli próżnowanie po przepitej niedzieli
  • pije jak szewc – wiadomo
  • klnie jak szewc – tego też w zasadzie nie trzeba tłumaczyć

Być może coś w tym jest, że na bohaterów swójej głośnej sztuki Witkacy wybrał właśnie szewców. Wychodzi na to, że żaden inny zawód w Polsce nie ma aż tylu negatywnych konotacji. I co więcej, nie wiadomo skąd to się wzięło.

Googlowałem, pytałem, mailowałem. „Spojrzalem na frazeologię narodów ościennych i stwierdzam, że to polski szewc ma wyjątkowo zła opinię” – wyjaśnia mi dr hab. Marek Łaziński z UW – „może dlatego, że szewcy byli biedni (choć buty drogie) i z tej biedy brały się skojarzenia ze złym zachowaniem (pijaństwo, przekleństwa)” – głośno się zastanawia.

Ciekawe, prawda? Mamy w Polsce zawód, który stał się zbiorowiskiem wad i w zasadzie nie wiadomo dlaczego. Czym szewcy sobie aż tak nagrabili, że z cechu, którego przedstawiciel Dratewka uratował kraj przed smokiem stali się zapijaczonymi, leniwymi furiatami?

I co muszą zrobić by odkupić swoje winy?

PS Tak, gnyp to mały nożyk szewski. Nie wiedzieliście? Nic dziwnego, że mam w sobie coś z szewca.