Wieczór lekko abstrakcyjny

Czasami z pozoru zupełnie normalne dni zamieniają się w coś abstrakcyjnego. Wywiad w knajpie rodem z PRLu z białoruską telewizją, pieczenie kiełbasek przy koksowniku… Yep, da się.

A zaczęło się niewinnie. Było zimno, więc stwierdziłem, że zrobię sobie home office. I kiedy już wkręciłem się w ten cały informacyjno-organizacyjny szum zaczął wydzwaniać reporter białoruskiej telewizji, że on z chęcią o tym całym ACTA porozmawia. Muszę się przyznać, że w sumie to miałem z tym pewną rozkimnkę, bo wiadomo, a w zasadzie nie wiadomo, czy moje wypowiedzi nie zostaną pocięte i wyjęte z kontekstu. No i czy nagle nie okaże się, że powiedziałem coś w stylu: „naród polski popiera działania prezydenta Łukaszenki i pragnie być wcielony do białoruskiej rodziny”. Po chwili przyszło olśnienie – autoryzacja. Reakcja drugiej strony była co najmniej dziwna i zapewniła pierwszy WTF tego dnia – zapytano mnie dlaczego chcę cenzurować i czy to już ta ACTA. Słowo daję, że takiego obrotu sprawy się nie spodziewałem. Zwłaszcza od telewizji białoruskiej, która prawdopodobnie do najbardziej obiektywnych nie należy.

Ale to dopiero początek – potem było jeszcze lepiej. Siedziałem w domu, do Agory specjalnie na wywiad nie chciało mi się jechać, tak samo zresztą, jak wpuszczać do mieszkania byle kogo. Stanęło więc na okolicznym Starbaksie. Blisko, bezpiecznie, światowo, szkoda, że bez kawałka wolnego miejsca.

W sumie to tylko i wyłącznie dzięki temu raz pierwszy odwiedziłem lokalny bar mleczny (or compatible). Po przejściu przez opustoszałe miasto z wystawionymi koksowniami nie mogliśmy trafić lepiej, by pokazać, jak blisko jesteśmy Europy. Wystrój baru – późny Gierek, ściany w kolorze zastępczym, kwadratowe stoliki z sewetkami i wielki napis, że połówek porcji się nie sprzedaje. Ale to nie wszystko – do kompletu przywitała nas wielka krata w oknach (idealne do ilustracji ACTA, nie?), sztuczne kwiatki na stolikach i lada chłodnicza ze śledziami i rybą w galarecie. Moi rozmówcy poczuli się jak w domu. Serio – sami tak powiedzieli. Zwłaszcza, że jak się szybko okazało, kawy z ekspresu nie było, a kawa sypana wyglądała na za duży hardkor nawet dla sąsiadów zza wschodniej granicy. Białorusini zdecydowali się na herbatę, rozstawili sprzęt, maka i doszło do zderzenia cywilizacji.

20120202-195847.jpg

Herbata w szklanach, cytrynka na boku. Mniam. Obok mak, na którym niby to miałem pracować. Wiadomo, mówimy o internecie, jakiś komputer musi być w ujęciu. Nie ważne, że nie mój, ważne, że włączony i można za jego pomocą robić różne rzeczy.

Sam wywiad był nawet ok. No może pomijając fakt, że wyleciało mi z głowy całe prawnicze słownictwo i musiałem się posiłkować opisami. Dramatu, mam nadzieję, nie było. Co prawda reporter był mocno niepocieszony faktem, że na demonstracji mnie nie było i że generalnie ta ACTA to według mnie nie jest do końca sam wcielony szatan. Nic to, weselej było później, kiedy dowiedziałem się, że generalnie na tej Białorusi jest fajnie, a internet tam, to ostoja wolności. I na fakt, że nie da się tam prowadzić interesów posiadając swoją stronę w domenie innej niż .by nie powinien nikomu przeszkadzać. Nic, tylko się przeprowadzać.

Nie chciało mi się specjalnie dyskutować. Czas było wracać do domu. I wszystko było by normalnie, gdyby nie ten koksownik.

Nie oparłem się. Przyznaję się bez bicia. Od kiedy dowiedziałem się, że rozstawiono je w Warszawie, opcja usmażenia kiełbaski była nobrainerem i musiała się wydarzyć. A że nawdychałem się nieco ducha poprzedniego ustroju i doświadczyłem na własnej skórze paru bareizmów i reliktów poprzedniej epoki na żywo było to coś, co należało po prostu zrobić.

Zakup kiełbaski został dokonany w pobliskim sklepie monopolowym,  po chwili też udało się znaleźć odpowiedni kij.

Reakcje ludzi – bezcenne. Zwłaszcza, że sam fakt pieczenia kiełbaski przy koksowniku dochodził do nich powoli. Najpierw na twarzach pojawiało się niedowierzanie, potem uśmiech, na końcu żądza podzielenia się rozmaitymi przemyśleniami na temat życia. Od empirycznych stwierdzeń, że jest zimno, przez wspominki o wspólnym pieczeniu kiełbasek w młodości, aż do dzielenia się wiedzą o szkodliwości tego procederu.

No nic, zobaczymy jutro, ile z tych teorii było prawdziwych.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s