Drażni mnie, że nawet bunt stał się jakiś taki ustandaryzowany. Męczy mnie, że w kółko te wszystkie zaangażowane kapele śpiewają o tym samym, prowadząc wojny, które dla mnie już straciły znaczenie. Brakuje mnie nowej „Wieży radości, wieży samotności” Sztywnego Palu Azji, bo to jedyny znany mi utwór, który mówi o czymś więcej niż walce z jakimś defaultowym przeciwnikiem.
Nie śledzę jakoś strasznie namiętnie polskiej sceny muzycznej. Owszem zdarza mi się pójść na koncert, zwykle w ciemno w ramach zwiększania puli doświadczeń, przełamywania schematów, a zwykle też dużą rolę odgrywa w tym przypadek. Łażę, podryguję rytmicznie, słucham i potem dopadają mnie refleksje, że w zasadzie nic się nie zmieniło.
Pal sześć, jeżeli piosenka jest o miłości. Albo on kocha ją, a ona jego nie, albo ona jego, a on nie zauważa, albo mają jakiś generalnie problem. W wersji ekstremalnej chodzi o rodzaj słuchanej muzyki i jeansy. Nie to, żebym nie przechodził przez okres pytania „czego słuchasz”, ale myślałem, że on się kończy gdzieś na okolicach liceum. Myliłem się – bywa. To nie jest najgorsze.
Jakoś ciężko mi zrozumieć w zbuntowanej muzyce zaangażowanej, że nikt przez te lata nie wyskoczył poza nawalanie w faszystów, kościół, korporacje i władzę czy tam policję. Jakoś mam wrażenie, że nikomu się nie chce poruszyć tego, co naprawdę boli, a o czym nikt nie mówi, bo to wymaga trochę więcej.
Nie wiem, czy to mój cynizm, czy jakieś ogólne niedostosowanie, ale chciałbym posłuchać, o kolesiach, którzy ze świata ideałów zderzają się z rzeczywistością. O tym co czuje muzyk, który pracuje w korporacji, żeby mieć za co jeść, o ideałach, które zwykle nie są do pogodzenia z normalnym światem i trzeba iść na kompromisy. O tym, jak tych kompromisów robi się coraz więcej. O tym, że prosto krzyczeć o zniszczeniu i walce, trudniej zaproponować coś nowego, co ma szansę działać. Że cały bunt stał się nagle ustandaryzowany i podlegający sztywnym kryteriom, kto i za kim może być, a czego nie wypada. A tego jest przecież więcej, bo w świecie marketingu i korporacji nawet na buncie da się zarobić. I nie mówię tu teraz o wydawcach, ale o całej modzie i przemyśle skierowanym do młodych gniewnych, którzy powinni pić Sprite, by być oryginalni. I ludzie to kupują. Już nawet pomijam kwestie walczenia z systemem ze scen festiwali sponsorowanych przez koncerny i promocji od firm fonograficznych. Po co myśleć, skoro można jak wszyscy przejechać się od kościoła po korpo mieć zaliczone ze zbuntowania. Proste, nie?
Ale może to ja się nie znam i ludzie śpiewają o takich rzeczach? Jak mówię, ze speca się nie uważam i z chęcią posłucham czegoś sensownego. Tak żebym nie musiał udawać, że nie rozumiem słów i że nie są one ważne. Znacie coś? Bo na razie słucham znowu, jak to palą się na stosie moje ideały…
Nie wiem czy to Ci będzie odpowiadało, ale ja polecam zespół Luxtorpeda.
Do tej pory mają dwie płyty – Luxtorpeda właśnie i Robaki.
Na youtubie jest udostępniona cała druga płyta. Polecam posłuchać.
Kawałki jak Niezalogowany, Tu i teraz czy Mowa trawa albo Jestem głupcem dla mnie są świetne.
Kupiłem obie ich płyty i nie żałuję, obydwie w całości są według mnie bardzo dobre i nie mają słabych utworów, które mają zapchać miejsce na CD.
Sprawdze, dzięki!
Lao Che Ci umknęli, czy nie spełniają Twoich wymagań?
Słyszałem, ale nie słuchałem, teraz posłucham. Senks
BETH z 2006 roku o ile mnie pamięć nie myli, to całkiem niezła płyta, chociaz tam jest więcej o uczuciach , ale słychać, że szczere. Polecam sprawdzić jakiś singiel na Youtube „Nie przemocy” był chyba pierwszy, ale też nie daje za to głowy. W każdym bądź razie świetną płytę nagrali, do dzisiaj się jej dobrze słucha, a to już coś… Z innych klimatów oczywiście darmowy mix „Dieselboy – Wake The Dead” Dieselboy , to czołówka sceny elektronicznej , każdy jego krążek wyznacza rozwój (sub)gatunku na pare lat. To, co ten koleś robi, to czysta pasja. Drum n bass jest najmniej zarabiającym gatunkiem w całej elektronice, także o komercje raczej nie można go posądzać. Chociaż na tym krążku jest sporo (mrocznego) dubstepu. Jeżeli lubisz ciężki klimat + ciężki przekaz, to jest właśnie pozycja obowiązkowa dla Ciebie. Co tam jeszcze The Bronx słyszałeś? Kawałek „Heart Attack American” miażdży suty , polecam sprawdzić całą dyskografię , jest co słuchać! Jedna z mich ulubionych kapel. Tak samo The Black Angels. Na koniec może Exotic Animal Petting Zoo – I Have Made My Bed In Darkness z 2008 roku. Powinno tez Ci przypaść do gustu. Aaaaaa i jeszcze na odchamienie polecam Necro – The Sexorcist, cała płyta o jebaniu , zero przekazu , ale pośmiać się można na niej solidnie. :D
Przed chwilą usłyszałam w radiu Edytę Bartosiewicz i się bardzo mocno zdziwiłam, że zapomniałam jaka jest dobra. Może i deafaultowy przeciwnik, ale chyba pasuje mi na dziś.
Muj wydafca
Nie od dziś wiadomo, że najbardziej szczere są pierwsze płyty. Oczywiście nie dotyczy to zespołów, które powstały z inicjatywy muzyków, którzy mają już duże doświadczenie w branży. U świeżaków szczerość czuć praktycznie we wszystkim – od tekstów, przez same dźwięki, aż do produkcji, projektów okładek, wkładek. Dlaczego? Bo na początku liczy się tylko i wyłącznie miłość do muzyki, chęć wykrzyczenia z siebie dławionych emocji, chęć dania ujścia buntowi. Na bok odsuwane są niedociągnięcia techniczne, zarówno w zakresie umiejętności gry na instrumentach, czy produkcji. Potem niestety pojawia się kalkulacja zysków, granie pod publiczkę, konieczność sprostania wymaganiom fanów.
Stając się trybikiem maszyny wydawniczej nie masz prawa mówić o buncie w muzyce. I mówi Ci to osoba, która nagrała łącznie 5 płyt, z czego każda została wydana i wciąż jest dostępna w podziemnej dystrybucji. Tylko mną właśnie kierował bunt i miłość do muzyki, dlatego nigdy nie przyjąłem pieniędzy za swoje wydawnictwa. Głupio? Ale przynajmniej szczerze.