Wciśnięcie literki L podczas przeglądania fejsa powoduje automatyczne lajknięcie danego wpisu czy też zdjęcia. Zresztą ciężko o tym teraz nie wiedzieć, tej sztuczki próbują prawie wszystkie strony fanowskie na Facebooku. To, o czym nie wiedzą administratorzy, to fakt, że w ten sposób podają wszystkim informacje, jak bardzo mają zaangażowanych fanów. A to cenna wiedza dla wszelkiego rodzaju marketingowców.
Ale ja, tradycyjnie już, nie o tym, a o Pokoleniu L. Terminie, który uknułem po wczorajszej manii L-kowania wszystkiego co się da. No może poza Windowsem, bo tam kombinacja Windows+L powoduje wylogowanie z systemu. A z nim nierozerwalnie wiąże się slacktywizm.
Słowo jest w miarę nieznane, więc wyjaśnię. To połączenie angielskich wyrazów slacker i activism. Czyli w skrócie – leń aktywista. UrbanDictionary.com definiuje slactivism jako “akt uczestniczenia w bezcelowych działaniach na rzecz konkretnej bardzo ważnej sprawy; działanie to jest przeciwieństwem do podejmowania starań, aby faktycznie naprawić jakiś problem społeczny”. I jest w tym dużo prawdy.
Po raz pierwszy na szerszą skalę spotkałem się z tym zjawiskiem po śmierci JP2. Gadu-gadu, usenet i irc pełne były wirtualnych świeczek [*]. Co ciekawe, największymi tropicielami braku wirtualnej żałoby byli ludzie, którzy jawnie chwalili się piractwem, przerabianiem konsol i życiem, którego JP2 raczej nie popierał. No ale wiadomo, prościej machnąć sobie w statusie świeczkę i dalej jumać gierki i pornosy, niż wyjść z domu i zapalić znicz. Przecież do tego trzeba coś zrobić i też czasami, o zgrozo, zainwestować.
Zadomowienie się Facebooka było dolaniem oliwy do ognia. Poza emailami, proszącymi o przekazanie wszystkim znajomym super ważnej informacji o jakiejś akcji społecznej zaczęły się pojawiać setki grup i eventów protestujących, bądź też potępiających jakieś działania. Pokolenie L uznało, że postawienie lajka jest równe pomocy co najmniej dwóm sierotom i jednemu małemu kotkowi.
Jak świetnie ujęło to SiePomaga
Sprawdzam maila. Mnóstwo reklam. Jest i jakaś petycja, „Chrońmy lasy równikowe” krzyczy głośno i doniośle jej tytuł, poniżej opis i przycisk „Popieram”. Oczywiście, że popieram. Roześlę to jeszcze wszystkim moim znajomym, żeby mieli szansę się zaangażować. Razem damy radę, razem ochronimy lasy równikowe.
Przeglądam aktywność znajomych na fejsbóku, jeden z nich dołączył do grupy „Stop alkoholikom na drogach!” – też to popieram „Lubię to” #klik#, to jest też dobre „Pomoc dla powodzian” #klik#. Wyskoczyło mi okienko „Wyślij smsa o treści POMAGAM na numer 9XYZ, koszt smsa to 2zł + vat”, klikam szybko na zamknij.
Zapomniałbym, trzeba jeszcze wyklikać darmowe posiłki dla potrzebujących dzieci… No, już lepiej, mogę wracać do swoich normalnych aktywności.
Proste, łatwe, przyjemne i nie wymagające wysiłku. Jak wszystko dzisiaj. Żeby schudnąć trzeba kupić jakąś tam tabletkę, inną wziąć na potencję, a smutki i rozterki egzystencjalne załatwi pan psychotrop. Media piszą, że jesteśmy w wyścigu szczurów, przemęczeni, zestresowani i na granicy światów, więc pokolenie L żeby uspokoić sumienie nie potrzebuję dodatkowo ładować sobie na głowę jakichś tam akcji społecznych, demonstracji czy finansów. Pacnięcie lajka i tak wystarczy. W końcu dzięki tym informują cały świat web 2.0 o ważnej sprawie i na pewno znajdzie się ktoś, kto coś z tym zrobi. Ich misja jest zakończona. W końcu byli na koncercie Owsiaka i wsparli milion ważnych spraw w tym miesiącu. Co zrobili inni? Na pewno mniej.
Można by jeszcze długo pomstować – na pasywność, na życie przez internetowe proxy i na tę złą młodzież. Potem ponarzekać na upadek obyczajów i z nostalgią stwierdzić, że kiedyś, panie, to były czasy. Na szczęście i slaktywizm się zmienia. I okazuje się, że znając zasady jego działania można go zacząć bardziej efektywnie wykorzystywać.
Cytowane przez Mashable badania Georgetown University’s Center for Social Impact Communication and Ogilvy Worldwide „Dynamics of Cause Engagement” mówią, że slaktywistów coraz łatwiej zaktywizować. Są to osoby, które mogą wesprzeć finansowo daną sprawę, częściej poświęcają swój czas i biorą udział w akcjach poza internetem. Ale to nie wszystko. Chętniej kupują produkty od firm wspierających rozmaite akcje i potrafią namawiać innych do podpisania petycji.
Ciężko mi w to uwierzyć, ale cóż, tak wychodzi z badań. Chociaż z drugiej strony każdy slacktywista na pewno odpowie twierdząco na pytania dotyczące wsparcia sprawy. No chyba, że ktoś każe mu to w jakiś sposób udowodnić. A to wymaga już prawdziwego poświęcenia.
Większego od wciśnięcia literki L na klawiaturze.
Zgoda, ale: http://www.gamaniak.com/video-7816-kony-2012-vostfr.html
Cudne!. Właśnie opadły mi na dobre Facezbukowe emocje i chciałam popełnić wpis na ten temat, a tu prosze..:)
Tak szybko jak wciągnął mnie ten portal poprzez dodanie do ulubionych różnych stron mojego hobby, które wyświetlają sie na jednej stronicy, przez co nie muszę otwierać nowych osobno z informacjami, designem, fotografią itd.., tak szybko zrezygnowałam w uczestniczeniu w życiu fb czego powodem były między innymi zaproszenia i wręcz wymuszanie do lajków.
W kolejnej drodze rezygnacji poczyniłam z premedytacja pewien test, który polegał na wstawianiu przez tydzień moich myśli, sentencji, cytatów mówiących o miłości do życia, zadowoleniu, radości itd..W kolejnym tygodniu zaś wstawiałam wpisy świadczące o załamaniu, niezadowoleniu podsycanym cynizmem, braku wiary….
Co się okazało: ludzie uwielbiają nieszczęścia,wpisy na temat niedobrych facetów i wstrętnych kobiet, paskudnej pogody,nieznośnej babki w zusie i określenia mówiące o nagannym zachowaniu…co więcej większość osób traktuje poważnie słowa utworu, który wrzucasz na tablice w odniesieniu do osoby ją umieszczającej. Po wstawieniu utworu „Nieprzysiadalność” Świetlickiego( lubię tego Pana i ten kawałek bez względu na humor) posypały się dziwne w treści komentarze w stylu „nie załamuj się”
Reasumując to kłamliwe i partackie dzieło jakim jest fb, pozostawiam tam swoje „dane” w celach reklamowych, bo mam własną działalność. I nie bardzo obchodzi mnie kto to lubi. Ja to lubie i to jest dla mnie najważniejsze.
Łał, fantastyczny pomysł. Myślę, że z takiego eksperymentu można jeszcze wiele wniosków wyciągnąć.
A co do wpisu… nieźle, czułem to, a nie wiedziałem jak to nazwać. W ogóle czułem się odosobniony, bo wydawałoby się wszyscy wkoło są przeciw Kony/ACTA
No i wiesz, jeszcze a propos kwestii którą poruszyłeś w pierwszym akapicie – wciskania L na fb – to nie tylko materiał dla marketingowców, bo także zaaajebisty sposób na wypromowanie swojego fanpage’a. Informacja o każdym like’u znajomego pojawi się na tablicy wszystkich innych, z których to część kliknie L i informacja pojawi się u kolejnych znajomych-znajomych… i lawina rusza
oczywiście, ale pokazuje też, kto ma farmę fanów, a kto społeczność
Pingback: Nic się nie zmieniło, ważne sprawy nadal potrzebuję ofiary krwi | Zniekształcenie poznawcze