Kiedyś to było prosto. Człowiek miał swoją wystawę i od razu wiadomo było, że artysta, a jego prace to sztuka. W końcu inaczej nikt by tego mu w galerii nie powiesił, prawda?
Już sama definicja sztuki jest zawikłana. Wikipedia definiuję ją jako dziedzinę działalności ludzkiej, uprawiana przez artystów. Kto to jest artysta? Osoba tworząca (wykonująca) przedmioty materialne, lub utwory niematerialne mające cechy dzieła sztuki. Kółko się zamyka. Sztuką może być wszystko i nic. Kiedyś chociaż mieliśmy autorytety, które nam mówiły, kto wielkim artystą był. A teraz? Cholera wie. Wrzuci se taki jeden z drugim filmik na jutuba albo piosenkę na soundclouda i w zasadzie nie wiadomo co z tym zrobić.
Wszytko przez tę technologię i uproszczenie zarówno procesu kreacji, jak i złamania monopolu środków przekazu. Nie trzeba już milionów dolarów i sieci kin, by wyświetlić swój film, zamiast wydawać płytę i dystrybuować ją z wydawcą można spokojnie zamieścić ją w sieci. Każdy może być artystą. I spora część z nas się nimi w jakiś sposób czuje. To, czy to dobrze, czy nie, to temat na inną historię.
Ciekawe w zasadzie jest coś innego. Devart – czyli teoretycznie nowe zjawisko mające połączyć sztukę z technologią. Kanwą współczesnego twórcy – programisty staje się kod programu komputerowego. Gadżety, komputery i elektronika dają nowe możliwości wyrażania się. Po blogersku mogę dodać – jak nigdy do tej pory. Zerknijcie sobie sami na stronę konkursu Google’a i zamieszczone tam projekty. Niektóre z nich robią wrażenie. Na przykład ten, gdzie obserwujący staje się obserwowanym.
Tylko problem w tym, że to nie jest nic nowego. Nie wiem, w którym momencie aż tak strasznie zdehumanizowaliśmy technologię, że teraz musimy na nowo ją oswajać. Przecież cała sztuka, od początku świata była tworzona za jej pomocą. Była ludzka. Młotek, pędzel, perspektywa… to wszystko wynalazki techniki. Tymczasem ludzie nią się zajmujący stali się jak Morlokowie z Wehikułu Czasu Wellsa. Pamiętacie? Nie? Nic nie szkodzi, na szybko zacytuję wiki:
Akcja powieści toczy się w odległej przyszłości. Na przestrzeni tysiącleci ludzie podzielili się, powstały różnice tak znaczne, że klasyfikujące ich do dwóch różnych ras. Morlokowie są potomkami tych, którzy postanowili schronić się pod powierzchnią ziemi, wykorzystując zdobycze techniki. Przez stulecia ewoluowali, przystosowując się do warunków życia pod ziemią. Mroki jaskiń sprawiły, że nie mogli powrócić już na powierzchnię. Podporządkowali sobie naziemną rasę nieświadomych Elojów, traktując ich jak hodowlane bydło. Pomimo wysokiej, w porównaniu do Elojów, inteligencji i zaawansowania technicznego przejawiali również oznaki uwstecznienia, takie jak kanibalizm.
W mojej alegorii artyści to żyjący w magicznym świecie eloje. A geeki, nerdy, kiedyś w popkulturze pokazywanie jako pryszczate grubasy bez przyjaciół to oczywiście morlokowie. Rzecz w tym, że ci odrzuceni teraz okazali się być kolesiami z kasą. To oni kreują naszą rzeczywistość. Tworzą i zaspokajają potrzeby. Kiedyś dziewczyny śmiały się z chłopaków grających w Smoki i Lochy, teraz z wypiekami na twarzy oglądają z nimi Grę o Tron.
A że nie do końca rozumiemy co oni w zasadzie robią, jak to działa i skąd się biorą te miliony dolarów za jakieś aplikacje i serwisy to i musimy tę ich technologię na nowo oswoić.
I mniej więcej o tym mówię w audycji, której możecie posłuchać poniżej.
[audio https://dl.dropboxusercontent.com/u/206074/audio/RDC%2011%20marzec%202014%2013_17_00.mp3]
Reblogged this on Łukasz Stanek and commented:
Warto poczytać/posłuchać. Dla mnie o wiele gorszym zjawiskiem jest fakt, że dziś byle co można nazwać sztuką, a byle jaką inicjatywę „performance”. Pamiętam sprawę, gdy Guillermo Vargas, „artysta” z Kostaryki przywiązał psa do galerii i na oczach gapiów zagłodził go. Oczywiście wszystko w imię sztuki i wyższej wartości. Co jest najbardziej w tym wszystkim śmieszne to fakt, że został wytypowany do reprezentacji Kostaryki na Biennale Ameryki Centralnej w 2008 roku.
A nie wiem – długo nie uznawałem performance, aż nie zobaczyłem na żywo Suka Off.
Ja nie przekreślam tej idei o ile jest wartościowa. Bardziej mi chodzi o byle jakie wydarzenia i akcje, które podnoszone są do rangi performance.
To chyba będzie rozwinięcie dyskusji na temat podziału na niską i wysoką kulturę.