Problem z zapowiedziami gier to nie jest nowa sprawa. Przecież to wszystko już było.
Zbyt ludzki
Czasami mnie to dziwi, że mało kto pamięta, co było wcześniej. Przecież cała awantura z Denisem Dyackiem – szefem studia Silicon Knights – o przedpremierowe pokazy gier była wcale nie tak dawno temu. Pozwólcie, że przypomnę. Too Human to produkcja, która powstawała w bólach kilkanaście lat. Miała bardzo dobre zapowiedzi, Dyack umiał o niej barwnie opowiadać, ale na jednym z E3 pokazano tak fatalne demo, że szybko znikło ono z targów.
No i się zaczęło. Denis stwierdził, że nie ma sensu pokazywać gier, dopóki nie będą one skończone. Coś jak z filmami. Dowiadujemy się, że będzie jakiś tytuł, widzimy parę fotosów, a potem zwiastun i hop do kina. Nikt nie pokazuje mediom wczesnych ujęć, nie ma publikacji o pierwszych 15 minutach nowej produkcji. I jakoś się da. Szef Silicon Knights chciał te zwyczaje przenieść do świta gier.
Zrobiła się awantura. Wówczas rzuciła się na niego cała medialna brać mówiąc, że jak to. Przecież gracz to pasjonat. Jest związany z procesem produkcji od pierwszej zapowiedzi zapowiedzi aż po ostatni piksel napisu game over. Należy mu pokazywać, opisywać, mówić o każdej zmianie.
Oczywiście trochę to wyolbrzymiam i podkolorowuję, ale łapiecie o co mi chodzi.
Złe pokazy
Minęło parę lat, na rynku pojawił się Aliens Colonial Marines, gra która miała łaniejsze wersje preview niż finalną grę i nagle wszystko się odwróciło. W długim wpisie Kotaku (Kodaku dla czytelników AW) tłumaczy dlaczego będzie pisać teraz ile grali w daną grę, co jedli, komu podawali rękę i w ogóle jak było na wyjeździe. I w ogóle, że pokazy przedpremierowe są złe.
A ja się nie mogę nadziwić.
Bo w sumie to niedługo tym mediom zostanie bardzo mało do pisania. Era niusików się powoli kończy, bo zajmą się nimi sami wydawcy. Wszelakie daty premier, zwiastuny i inna „proza dnia codziennego na serwisie” przeniesie się do kanałów kontrolowanych przez wydawców. Będą mieć oni informacje szybciej, dokładniej i bez zbędnego komentarza. Recenzje w dobie jutuba i mediów społecznościowych też raczej po premierze mało kogo zainteresują, bo gracze napiszą je sobie sami. Zostaje więc wyselekcjonowany dostęp do danych – czyli pokazy przedpremierowe i kopie recenzenckie gier oraz publicystyka. Z tym ostatnim wiadomo jak jest – ciężko. Nie ma, trudno, drogo i w ogóle.
Cykl życia
Media od dawna są częścią machiny produkcyjnej. Każdy etap starannie zaplanowany, włącznie z kontrolowanymi przeciekami. Problem w tym, że z jednej strony biorą w nim udział przeszkolone działy PR i marketingu, z drugiej młodzi i niedoświadczeni ludzie. I zwykle nie mają z nimi szans. A brutalna prawda jest taka, że jak już nabiorą i umiejętności i doświadczenia to nagle pieniądze z pisania o grach stają się niewystarczające. Zmienia się więc kadra pisząca i cała historia powtarza się od nowa.
Może to dlatego w kółko wynajdujemy koło i wpadamy ciągle na te same pomysły? Ileż to już razy było o wywiadach z PRowcami, ile razy było o pokazach, o recenzjach, o ocenach. Może gdy same gry i wydawcy wymuszą na mediach zmiany te w końcu zajmą się czymś innym?
Skończyła się era gry jako produktu. Zaczęła era usług. W połączeniu z przenoszeniem się recenzji i ocen do sklepów, a zwiastunów i niusów do wydawców powinno to zaowocować totalną zmianą w produkowanym contencie. Przedsmak przyszłości to League of Legends, World of Tanks i inne produkcje, których nie da się ukraść, które się nie kończą, które polegają na interakcji ze znajomymi albo na osobistych przeżyciach.
Czas zacząć się zmieniać. Zostaną najsilniejsi.
Cienamatiki oszukują to wiadomo – z drugiej strony są wartością oraz sztuką samą w sobie i bardzo je jako taki lubię. Imho stare dobre grywalne dema gier wypuszczane przed premierą to jedyna słuszna i uczciwa droga
„A brutalna prawda jest taka, że jak już nabiorą i umiejętności i doświadczenia to nagle pieniądze z pisania o grach stają się niewystarczające. ”
Wiesz, przy takich stawkach jakie są obecnie, to pisanie o grach jest dla hobbystów i studentów. To jest clou wielu problemów polskiego „dziennikarstwa” growego.
No ale napisałem o tym, że zarobki i budżety są dużym problemem. Jest kilka osób które się z tego utrzymują, a szkoda, bo powinno być ich dużo więcej.
I w ten sposob recenzenci odejda w mroki sredniowiecza, wraz z kultowymi dla mnie grami „bez grafiki” jak Fallout, Baldurs Gate, Dune2 itp.
Kiedys nowe pokolenie wpadnie na analogie, ze „telewizja klamie” tylko w wersji „trailer klamie”.
Dalszy ciag bedzie taki sam, po tej fali kolorowanek bez duszy, nadejdzie renesans takich gier, tylko czy My dozyjemy do tej nowej ery?