Dużo jest tego pitlolenia o zbawiennym wpływie gier na młodzież. Że refleks, koordynacja, podzielność uwagi i wiedza. Oj ta wiedza to zwykle najbardziej jest eksponowana, bo przecież z gier da się tyle nauczyć.
Tak różowo nie jest, bo gry zwykle uczą nas po prostu grać w inne gry i czasami nawet w nie wygrywać. That’s it.
Inne efekty uboczne są zazwyczaj mało zauważalne. To znaczy – może jacyś naukowcy się gdzieś ich dopatrzyli, ja po sobie i po moich znajomych za bardzo tego nie widzę. Pomijając oczywiście fakt, że większość z nas na graniu w gry w jakiś sposób zarabiała bądź też nadal zarabia pieniądze.
Ale ja o czym innym, bo ostatnio oglądałem sobie Gangster Squad. Dość przeciętny film o mafii i lata 40 w USA i uświadomiłem sobie, że jestem w stanie wyjaśnić skąd się ci wszyscy kolesie w garniturach i kapeluszach wzięli. A wiem to z.. tadam – gier.
LA Noire. Gra, która powstawała długo i w bólach. Efekt finalny był niezły, ale pewnie z gry dało by się wycisnąć więcej, gdyby była nieco lepiej zaprojektowana. Dla mnie była chyba o jeden epizod za długa, przez co finalnie stała się powtarzalna, a sama historia się nieco rozmyła.
Ale ja nie o tym – pomijając mechanikę, rozgrywkę i inne aspekty, to właśnie z tej gry dowiedziałem się, jak wyglądały USA tuż po wojnie. Kraj, do którego wróciły dziesiątki (o ile nie setki) tysięcy mężczyzn z wyszkoleniem wojskowym, kolesi nawykłych do strzelania, posłuszeństwa, posiadających zorganizowane struktury. A do tego dostęp do morfiny i innych dobrodziejstw zapewnianych przez US Army.
Wrócili do kraju, który za bardzo nie miał pomysłu co z nimi zrobić. Gdzie nie było dla nich miejsc pracy, ludzie nie za bardzo rozumieli co z nimi się stało i jak bardzo się zmienili. I to na nich czekała właśnie mafia, bądź też miliony okazji by samemu takową stworzyć.
Nic dziwnego, że szybko zaczęli do siebie strzelać.
Z gier to wiem. I przypominam sobie za każdym razem, jak oglądam film gangsterski. Fajnie, nie?
Wyjdę na hipsterę, bo to niestety wiem z książek… (co swoją drogą pozwala podwójnie cieszyć miskę podczas grania w LAN ;)).
no to tylko pogratulować ;)
Bez sarkazmu proszę. :P
Ogarnij sobie cokolwiek Chandlera, bo ogólnie warto, nie tylko ze względu na noir. Goście z Team Bondi odwalili gargantuiczną robotę. Można się nabijać z tego, jak bohater łazi, czy jak czasem to się sypie w strzelaninach, ale cały koloryt tamtych lat jest zrobiony co do najmniejszej szpileczki. Takie rzeczy jak billboardy z „Wielkim Snem” dokładnie w tym czasie, kiedy leciał „Wielki sen” z Bogartem, Czarna Dalia, problemy rasowe praktycznie od prologu, gangsterka, kluby… Człowiek się czuł, jakby otworzył pudełko zajebistych czekoladek. ;)
Ogarnalem Chandlera juz dawno temu ;)
Dnia 27 kwi 2013 o godz. 00:27 „Zniekształcenie poznawcze”
Ja z gier dowiedziałem się różnych popkulturowych rzeczy, np. jak wyglądały graficznie amerykańskie „złote lata 50.” (Fallout 3) albo jakie elementy w popularnym odbiorze składają się na „soundtrack lat 80.” (GTA Vice City). Z gier to chyba tylko taka wiedza :)
Oj to to takie no-brainery, ale LA Noire to faktycznie taka wiedza, która czasami przekazuje i mówię, ze to z gier
„Z gier to wiem. I przypominam sobie za każdym razem, jak oglądam film gangsterski. Fajnie, nie?”
Kurde, a nie jest też tak, że przed tym nim zagrałeś w L.A. to widziałeś setki innych filmów gangsterskich (i nie tylko) opowiadających historię z tych lat? I rzuciło ci się to w oczy dopiero przy tej okazji? Bo ja miałbym chyba odwrotnie.
No jakoś tak wyszło, że dopiero przy LA Noire jakoś to mi wszystko zaskoczyło i wskoczyło do głowy.