Widziałem Grę Endera i mam trochę przemyśleń

Co to się dzieje! Jeszcze trochę i filmowcy zekranizują wszystkie lektury mojej młodości. Nie powiem, cieszy mnie to, ale i daje do myślenia. Tak, tak, dobrze myślicie – widziałem już jakiś czas temu Grę Endera i stąd te przemyślenia.

Ale najpierw rzeczy najważniejsze. Gra Endera to jedna z najważniejszych książek fantastycznych. Ma już trochę lat na karku, bo wydano ją w 1985 roku. Historia jest dość prosta – po najeździe obcej rasy owadów na Ziemię ludzkość przygotowuje się do obrony i kontrataku. A że, tak jak teraz, dzieci najlepiej rozumieją i nadążają za technologią, jak również są w stanie myśleć w nieszablonowy sposób. W walce z obcą cywilizacją może się to przydać.

Ekranizacja jest poprawna. Film jest ładny, ciekawy, choć opowiada po prostu historię znaną z kart książki. Zapewne pojawia się tam parę dodatkowych smaczków dla fanów, a jednak, przyznam szczerze, ich nie wyłapałem. Ot, obejrzałem po raz kolejny znaną mi historię. Są wybuchy, efekty, dobra gra aktorska i animacje komputerowe. Słowem – fajny film, bez rewelacji, ale zapewne jeżeli ktoś książki nie czytał to może mu się spodobać bardziej. Do kina iść na pewno warto.

Ale to nie wszystko. Bo mam parę dodatkowych przemyśleń

  1. Gra Endera to opowieść starego typu. Historia z epoki przedinternetowej, gdy można było całość zawiesić na jednej tajemnicy, jednym zwrocie akcji. To fabuła taka jak Podejrzani czy Szósty Zmysł. Teraz bardzo łatwo to zrujnować i w zasadzie nie da się uniknąć spoilerów. Widać to było wyraźnie przy Harrym Potterze czy grze Heavy Rain, gdzie natychmiast złośliwcy wypisywali wszędzie gdzie się da kto kogo zabija lub podwali tożsamość Origami Killera. I nie dało się od tego uciec.
  2. Wolę opowieści „ze świata”, niż proste ekranizacje. Szkoda, że na przykład akcji nie pokazano z punktu widzenia kosmitów, albo rodziców wysyłających dzieci do wojskowej szkoły. W ten sposób zarówno fani danej pozycji jak i osoby z zewnątrz mają równie fajną zabawę, a dane uniwersum tylko się wzbogaca. No ale to wymaga bardziej kreatywnej pracy i wiąże się z gniewem fanatycznych miłośników.
  3. Aż dziw, że jednocześnie nie powstała gra wideo. Przecież strategia odwzorowująca kosmiczne szkolenie dzieci nie byłaby trudna do zrobienia, a fani na pewno by kupili.
  4. Geeki rządzą światem. Kiedyś w filmach wyśmiewano się z chłopców grających w Smoki i Potwory. To byli nieudacznicy. No a dziewczyny wyśmiewały się z tych dziwaków. Teraz te same laski z napięciem oglądają z nimi Grę o Tron. Serial w którym są rycerze, smoki i czarodzieje. Okazało się, że ci nieudacznicy założyli takie firmy jak Google, Facebook, są dobrze opłacanymi informatykami, pisarzami czy innego rodzaju specjalistami i warto sprzedawać im ich dzieciństwo. No a przy okazji to są świetne historie.
  5. Boję się spotkań z obcą cywilizacją. Nasza historia wyraźnie pokazuje, że to agresywne nacje podróżują, głównie po to by podbijać nowe ziemie. I jest całkiem możliwe, że tak samo wygląda to w przypadku różnych kosmicznych cywilizacji. Nasze spotkanie z kimś z kosmosu może wyglądać, tak jak w Grze Endera – czyli próbą podbicia i kolonizacji. I nawet jeżeli będzie to pomyłka, to wówczas może być już za późno na dialog.
  6. Czy przyszłością są żołnierze dzieci? Cholera wie, ale to nie pierwszy przypadek gdy futuryści wskazują na dzieci, jako kolejnych żołnierzy.  Pole bitwy coraz bardziej się zmienia i coraz mnie wymaga fizycznych umiejętności, a coraz bardziej ogarnięcia w technologii. Ender, Grosze i inne dzieciaki z filmu po prostu grały w grę strategiczną – taką jak chociażby Starcraft 2. A przecież już teraz podobne obozy treningowe wśród graczy e-sportowych nie są niczym nowym. Nieletni operatorzy dron latających po Iraku i Afganistanie to taka nierealna wizja? Bo co, to nieetyczne? A kiedykolwiek to w czymś przeszkadzało?

4 thoughts on “Widziałem Grę Endera i mam trochę przemyśleń

  1. AD. 3: Główna wartość IP Gry Endera to twist fabularny, który dla fanów książki czy też filmu nie będzie już wartością dodaną do gry. Więc IP samo w sobie to tutaj wbrew pozorom bardzo niewiele, mogłaby by właśnie wyjść jakaś przeciętna strategia, którą fani by kupili ale by się zapewne nie zwróciła, bo w dobie takich gier jak Starcraft 2 naprawdę ciężko zrobić świetnie sprzedającą się strategię. Nadaje się to natomiast na cRPG ale to są gigantyczne koszty, myślę, że właściciel licencji (Epic) nie chce ryzykować.

  2. Pozostaje pytanie, dlaczego zrezygnowano z najważniejszego w książce elementu zaskoczenia?

    W filmie, już w połowie, dowiadujemy się, że na planetę robali leci flota, potem bohaterowie przenoszą się na planetę w pobliże celu, ze świadomością nieuniknionej, nadciągającej bitwy. Tymczasem w książce do samego końca Ender i jego koledzy nie mają pojęcia, że flotę wysłano wiele lat temu, by zaatakowała robale. Że będą atakowali, zamiast się bronić, że sami będą agresorami. Elementem zaskoczenia było nie tylko to, że symulacja okazała się prawdziwą bitwą, ale przede wszystkim to, że wojna, do której szykował się Ender, toczyła się już od dawna, tym razem z ludźmi w roli najeźdźców. Oni wcale nie czekali, by odeprzeć atak, jak im wmawiano: oni atakowali!

    Tego w filmie zabrakło, a ja poczułem z tego powodu duży zawód. Poza tym jednym elementem – całkiem przyjemny film.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s