Wszyscy mamy jakieś dziwactwa i słabostki. Ja na przykład lubię porządek. Prawdopodobnie trochę za bardzo. Lubię mieć wszystko poukładane i zaplanowane, pod kontrolą. Nie lubię zaś nadmiaru i chaosu. Jak wiadomo, życie – z właściwym sobie wdziękiem cynizmem – lubi natomiast grać takim osobom jak ja na nosie. I tu w sukurs przychodzą gry, w których przy mniejszym lub większym wysiłku można zapanować nad materią, ujarzmić ją. Poznając dobrze reguły panujące w wirtualnym świecie, można uniknąć bałaganu i przykrych niespodzianek. Można poczuć moc wynikającą z faktu, że wszystko zależy tylko od nas. Czasami tego właśnie od gier potrzebuję: możliwości podrapania swędzącego miejsca w mózgu. Mówiąc ładniej: zaspokojenia konkretnej psychicznej potrzeby.
Przykład? Kiedy parę lat temu przeprowadziłam się z rodziną do innego miasta, jedną z pierwszych rzeczy, które zrobiliśmy, było (a jakże) rozpakowanie i podłączenie konsol. Przez kilka początkowych dni w nowym miejscu większość czasu spędzałam grając, na przemian, w Beautiful…
View original post 888 słów więcej