… wiem, że Marcina Prokopa nie interesuje jaką sieć komórkową wybrałem. Bo i niby dlaczego by miało? Ani z niego ani ze mnie żaden ekspert w tych sprawach. To co nas różni, to fakt, że jemu zapłacili, żeby był, a ja zapłaciłem im, żeby mieli między innymi na niego.
Przeraża mnie to trochę. Inwazja celebrytów, którzy poza tym, że są znani mają teraz też się znać. I doradzać. Kiedyś wystarczyło, że przyciągali nazwiskiem, wyglądem, czy talentem. Teraz nagle poza tym są kreowani na ekspertów. Polecą pralkę, lodówkę czy operatora. Bo się znają, zbadali temat, a ty zaufaj. Bo przecież bogaty i sławny nie może się mylić. Zwłaszcza, jak mu za to zapłacą.
Przoduje w tym sieć Play, której sam jestem abonentem. I nie, nie dlatego, że zapłacili tonie nieznanych mi sławnych osób by wybrała ich formułę z literką. Nie mieli mnie w dupie jako klienta, jak mój poprzedni operator – Plus, który nie był zainteresowany utrzymaniem płacącego klienta. Ten pościg za nowymi abonentami i totalne olewanie aktualnie płacących to w ogóle temat na inną notkę, ale sami przyznacie, że tak na zdrowy rozum to nieco idiotyczne, że nie dba się o tych sprawdzonych, którzy regularnie płacą. No ale to Polska. Może gdzie indziej jest inaczej. Wracając do Playa…
W ich reklamach występuje tona osób, których nie znam, a które są w ich sieci, co oznacza, że pewnie i ja powinienem być. Wychodzi mi na to, że działy marketingu mają nas za straszliwych idiotów, dla których bycie sławnym mentalnie zrównuje się z byciem nieomylnym. Jest jeszcze gorsza opcja, że jako naród po prostu kupujemy te bzdury, bo inaczej po co byłoby ciągnąć tę farsę z mówieniem kto w jakiej sieci komórkowej jest.
Tymczasem nie dość, że ciągle jest to tematem, to z przejść pomiędzy operatorami robi się prawdziwie dramatyczne historie. Tak, nie żartuję, z faktu, że komuś się kończy kontrakt reklamowy i zaczyna robić to samo dla innej firmy media potrafią zrobić nagłówek.
Nie wiem kiedy świat zaczął wyglądać jak reklamowy skecz kabaretu Mumio stworzonego z myślą o reklamie jeszcze innego operatora, ale tęsknię za czasami, gdy było inaczej.
Zgadzam się w całej rozciągłości: od zatrudniania celebrytów przez media robiące z tego wielkie historie (i uczące ludzi, że celebryci to osoby, które Mają Znaczenie i Dużo Wiedzą) po olewanie aktualnych klientów, w amoku walki o nowych. O ile z pierwszym i drugim daję sobie radę (plus braku telewizji i smaodzielnego dobierania źródeł informacji w internecie), o tyle z trzecim cokolwiek zrobić jest ciężko.
Wtedy przypomina mi się dr. Michael Crichton, który powiedział: „I believe everything the media tells me except for anything for which I have direct personal knowledge, which they always get wrong.” http://www.thegreatideas.org/aww/TGIO332.pdf