Google+ mi namieszał.
W zasadzie wszystko już miałem poukładane, jeżeli chodzi o web 2.0 – różne media, różne komunikaty.
Twitter – „spotkanie z @znajomy”
Facebook – „jestem z @znajomy w xxx, ktoś się jeszcze chce najebać?”
Proste, prawda?
No właśnie. I do tego wszystkiego wszedł G+., z którym nie wiadomo co robić.
Trochę mi sie nie chce po prostu kopiowac tam treści z fejsa, a wtyczki do twittera nie ma. Przez co moze i są tam same unikalne treści, ale i też po prostu wieje tam nudą. a branżowe dyskusje – well…. No ale jest, a skoro są tam ciekawi ludzie, to należy zaglądać. I kółko się zamyka.
No a do tego wszystkiego doszedł jeszcze ten blogasek, z którym nie za bardzo wiem jeszcze co zrobić.
Na pewno super się pisze na nim w podróży metrem czy autobusem. Na razie mnie to kręci. I też nie mam zamiaru chwalić się nim światowi. Takie tam terapeutyczne pisanie dla siebie i o sobie. Zerowa publika to brak pokus do napisania nakże wyświechtanego „czy też tak macie?”, co jest miłą odmianą.
Takie tam ajfonowe przemyślenia z podróży