Nie boję się Linii Oporu

A630D2A4-7EB4-4F70-90CB-2E4FC9CDD2DB.jpg

Na wyborczej wywiad z Dukajem no i pada pytanie o moją ukochaną minipowieść Linia Oporu (do przeczytania fragmenty tutaj).

Zanim zacytuję, to trochę o nim. Kupiłem po dość ciepłych opiniach znajomych, którzy dodatkowo mówili, że sporo tam i trafnie o tym co nas czeka w przyszłości i z grami i z technologią. A jakoś super zajarany nie byłem, bo i wcześniejsze książki jakoś tak średnio mi wchodziły. Wymiękłem na Lodzie, wykończył mnie czas teraźniejszy narracji w Perfekcyjnej Niedoskonałości. Także do najnowszej książki podchodziłem z taką lekką nieśmiałością.

Kupiłem, bo i też leciałem do Azji z wizją 8 godzin na lotnisku, a Dukaj, to ho ho, umie się rozpisać, więc na długo starczy. Nie starczyło.

Otworzyłem książkę, zacząłem czytać i od razu instant love. Styl, sposób pisania, przekazywane treści. To było o mnie, o świecie w którym się obracam, o ludziach których znam. Jasne, dodano masę technologii, ale przecież większość z tych opisywanych tam zjawisk dzieje się już teraz. A przynajmniej ja je zauważam i widzę. Do tego styl i sposób pisania idealnie oddawał przesiąknięte siecią społeczeństwo i świat.

Na wakacjach czytałem w kółko Króla Bólu. Zamiast łazić do basenu czytałem książkę. Muzyka z ajfona/ipada, książka w dłoń i wio. Na podbój cyfrowej przyszłości wirtualnych światów. Podczas lektury starałem się wyłapać i zanotować najciekawsze zdania czy też fragmenty. Po jakimś czasie przestałem- większość z nich była gotowymi quote’ami do sygnaturek czy dyskusji.

Przykład? Proszę.

Dla tych, co nie pracują, musimy – my, którzy pracujemy – dostarczać nieustannie contentu ich życia.

Content: gameplay.

„Co mam ze sobą zrobić?” Otóż właśnie to lub to lub to lub to lub –

„Pracowaliśmy nad ofertą dla pana miesiącami”.

Na początku nazywało się „spędzaniem wolnego czasu”. Ale w miarę wzrostu wydajności pracy ów czas wolny rósł w proporcji do czasu pracy. Rosły działy gospodarki zajmujące się dostarczaniem contentu dla życia w „wolnym czasie”.

Tak zwana rozrywka

Tak zwany lifestyle

Tak zwane celebryctwo (life by proxy)

Tak zwane samokształcenie

Tak zwany sportowy tryb życia

Tak zwana działalność charytatywna

Tak zwana działalność publiczna

Tak zwana polityka

Tak zwana religia

Tak zwane narkotyki

Content. Wypełniacz. (Content to be content).

Bo przecież – coś musisz robić, kiedy nie musisz robić niczego.

Pasuje? Bardzo.

No a potem, jak to ja zacząłem ewangelizować, opowiadać i wciskać ludziom. I w sumie wtedy po raz pierwszy usłyszałem, że to straszna wizja i że się jej boją. Na początku myślałem, że to tylko psychologiczne wyparcie, ale nie. W wyborczej WO ma tak samo:

Wizje przyszłości w twoich książkach są tak ponure, że strach tego dożyć – wolałbym nigdy nie zobaczyć na własne oczy świata, który opisujesz w „Czarnych oceanach” czy „Linii oporu”. Twojej depresji to nie budzi?

– Nigdy nie pisałem z nastawieniem: a teraz pokażę coś pesymistycznego. No, może „Xavrasa Wyżryna”. Pewnie nie uwierzysz, ale „Linię oporu” założyłem sobie wręcz jako optymistyczną odpowiedź na egzystencjalny posthumanizm Houellebecqa – jak ludzkość może jednak wydobyć się z pułapki nihilistyczngo życia.

Gdy konstruuję światy, w ogóle nie zastanawiam się, czy chciałbym w nich żyć – obchodzi mnie tylko, czy trzymają się one kupy, czy działają literacko i czy wyprowadziłem je z sensem z nauki i naszych realiów. Taka czy inna wymowa wychodzi przy okazji.

Rozumiem, że można te teksty czytać w przerażeniu – ale zarazem prawie z każdego czytelnicy wyciągają rzeczy, które właśnie chcieliby mieć w życiu. Jeśli nie całe światy – chociaż znam wielu chętnych do przeprowadzki w świat „Perfekcyjnej niedoskonałości” czy „Innych pieśni” – to poszczególne elementy, gadżety. Z „Czarnych oceanów” mógłbym sprzedać kilkanaście serii produktów dla Apple’a przyszłości. A sam bym zapłacił każdą sumę np. za menedżera pamięci zapisującego ciągi myślowe.

Co właściwie cię przeraziło w „Linii oporu”?

Chyba sama wizja przyszłości postludzkiej, bo opisałeś ją bardziej realistycznie od Houellebecqa, a więc bardziej prawdopodobnie, a więc bardziej przerażająco.

– Muszę cię zmartwić. To nie jest przyszłość, to teraźniejszość. To się dzieje teraz, na naszych oczach. Już teraz żyjemy w epoce transhumanizmu. Możliwość odczytywania procesów myślowych w korze mózgowej oraz terapii genowych już stanowi podstawę potężnych biznesów. To długa, ciągła, rozłożona na wiele dziedzin zmiana, już nieodwracalna. Chyba że zawali się cała cywilizacja.

Który konkretnie element tak przeraża? Manipulacje biologią człowieka? Uzależnienie od technologii? Zmiana trybu życia i struktur społecznych? Bezradność tradycji wobec wolności wyboru formy człowieczeństwa? Sam przyglądam się temu wszystkiemu bez entuzjazmu, ale raczej z dystansu przyrodnika poszukującego reguł, stawiającego hipotezy.

W XVIII w. ludzi też przerażała wizja ogromu zmian społecznych powodowanych przez maszynę parową.

za Dukaj: Czuję się jak kukułczy podrzutek.

No i właśnie nie wiem skąd ten lęk. Przecież serio – 3/4 z tego co jest w Linii Oporu opisywane już się dzieje. Od wirtualnych światów, których ekonomia może przebijać na rzeczywistość (chińscy gold farmerzy i WoW, rynki aukcyjne, kradzieże wirtualnych przedmiotów), emocjonalnego i intelektualnego puszczania się z nieznajomymi na fejsie, g+, twitterze czy teraz już starodawnych blogaskach, łykania prochów i chemii na wszystko, zanim to się nawet wydarzy. A o kamerze czytającej myśli i uczucia sam pisałem z GamesComu, że jest, bo się Ubisoft przyznał, że widział. Brakuje nam tylko trochę wiedzy w dziedzinie biotechnologii i jazda.

Czy to jest takie straszne? Bo ja jakoś szczerze tego nie rozumiem. Od CyberJoli Dream jaram się rozwojem i zmianami, jakie daje sieć. I to zarówno w sposobie naszego myślenia i postrzegania, ale też i stylu życia. Fajnie, że przenosimy część siebie do wirtualnej przestrzeni.

Czy nie jest to gnostycki ideał oderwania się od materii, która jest dziełem Demiurga, a nie prawdziwego Boga?

Wychodzi też na to, że muszę poczytać więcej tego Houellebecqa sprawdzić i poczytać. No i w końcu doczytać do końca wszystkie mini powieści z Króla Bólu, bo przyznam, że jeszcze ze dwie mi zostały.

PS A pierwszy odcinek Life’s too short jakoś mi nie wszedł. To chyba nie jest serial dla mnie. Sprawdzę ten Treme, który poleca Dukaj. A nuż będzie fajny?

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s