Growi hipsterzy są wśród nas. Gry weszły do mainstreamu, a ten – jak powszechnie wiadomo – to źródło wszelkiego zła.
Bo gry przestały już być fajne i modnie jest na nie narzekać. W zasadzie za wszystko. Że wtórne, że głupie, że a trudne, czy też za łatwe, że fabuła nie taka i że na pewno to będzie słabe. A wszędzie macki zła rozsiewa ten cholerny marketing, który rujnuje wszystko. Ekscytować się grami już nie wypada. Trzeba narzekać.
Przykład? Ależ proszę bardzo – sprzed paru chwil.
Mamy grę Last of Us. Robi ją jedno z najlepszych studiów – Naughty Dog. Doświadczeni, z wieloma świetnymi tytułami na swoim koncie. Zwykle dostarczają. Jest się czym cieszyć? Pewnie. Bo gra wygląda przepięknie, jest nowym tytułem, a więc to oryginalny pomysł, a nie kolejna kontynuacja i porusza ciekawe tematy. A przynajmniej je tak zarysowuje. Co więc możemy o niej napisać, żeby trochę pohipsteryzować? Że jesteśmy, a jakże, zawiedzeni.
Nie chcę tu nic rozstrzygać, The Last of Us może być świetną grą, ale póki co jestem zawiedziony, że będzie kolejną produkcją rozgrywającą się już po końcu świata, a nie w jego trakcie.
//dodam tylko, że sam tekst jest bardzo fajny, czepiam się tylko tego jednego zdania//
A to nie wszystko, bo zawodzić nas może, że będą w niej zombie, że nie zobaczymy apokalipsy, że będziemy walczyć, eksplorować i uciekać. I to wszystko przed zobaczeniem tego tytułu. Powodów do narzekania jest wiele.
A wiadomo – osoba narzekająca jest o tyle bardziej cool niż ta, która po prostu poczeka, na to co pokażą twórcy, albo o zgrozo, będzie się z tych nowych produkcji cieszyć.
Dlaczego cool? Bo jest krytyczna, przeszła już wiele i z pozycji mędrca może głosić słowo o upadku i ogólnym syfie popkultury. A wiadomo – negacja jest prostsza niż kreacja. A jeżeli do tego dołożymy fakt, że pomysły są tanie i można rzucać z nimi jak z rękawa dostajemy w zasadzie internetowego supermena bez skazy.
Tu widzi błąd, tam wtórność, tu ponarzeka, ale też i spoko, ma wizje, jak to naprawić. To nic, że nie tworzył gier, że nie implementował swoich pomysłów i sprawdzał, czy to jest grywalne. „Trzeba to było zrobić tak” zawsze działa.
Mainstream jest zły. Duże gry są fatalne. Jedyny ratunek to tytuły niezależne, bo tam jest przecież prawdziwa pasja i innowacja. To nic, że większość z nich nie wygląda i nie nadaje się. Ważne, że mało kto o nich wie i są poza nawiasem. A jak już się spopularyzują, to należy się przenieść gdzie indziej. Bo to się zaraz zepsuje i tak fajnie, jak wtedy gdy grało w to 10 osób już nigdy nie będzie.
I tylko trochę mi smutno, że taki ton zaczyna dominować w mediach. Wśród ludzi, którzy powinni cieszyć się graniem i grami, a nie na siłę pokazywać swoje nimi rozczarowanie. Bo skoro jest tak źle, to może warto zająć się czymś innym? Albo pisać o wspaniałym świecie indie do garstki fanów, nie zajmując się tym znienawidzonym mainstreamem.
Mainstreamem, gdzie mamy przemyślaną konstrukcję, grafikę i wciągającą historię. Mainstreamem, w którym poza mechaniką rozgrywki dochodzą też emocje i żądza przeżywania nie polegająca na mechanicznym masterowaniu kolejnych poziomów i zagadek związanych z budową poziomów, ale na emocjach związanych z przeżywaną przygodą.
Bo to właśnie mój świat – opowieści, przygód i emocji. Świat, którego domeną są dopracowane i ładne produkcje. Świat gier, w które mogę grać sam, a nie umawiać się z innymi i być od nich zależny. Świat kupowania produktu, a nie wiecznie trwającej usługi, gdzie sztab behawiorystów knuje, jak mnie już z niej nie wypuścić.
I pewnie stąd moja niechęć do tego całego hipsteryzowania.
PS I tak, pisałem wcześniej, że chcę pożyczać, nie posiadać i że odchodzimy od produktu do usługi. I dalej to podtrzymuję, pod warunkiem, że pożyczę sobie na 2 dni Batmana, czy MW3, a nie utknę na 5 lat w World of Warcraft czy League of Legends.
„ale póki co jestem zawiedziony, że będzie kolejną produkcją rozgrywającą się już po końcu świata, a nie w jego trakcie.” – jest moda na gry postapokaliptyczne, więc będzie gra postapokaliptyczna. Będą zombie, zniszczony świat i postaramy się odgadnąć, jak się to zaczęło (pure moje podejrzenia). To właśnie publiczność kocha i dlatego takie gry powstają. Ale bycie marudą zwalnia od myślenia, że gry to business a nie sztuka. Tutaj naprawdę trzeba grę sprzedać, żeby zrobić nową. Samo narzekanie i snucie planów nie wystarczy…