
Komiks Assassin’s Creed: Desmond przyznaję się bez bicia – dostałem. I dobrze, bo sam z siebie bym go chyba nie kupił.
Żaden ze mnie komiksowy znawca. Owszem – komiksy lubię – kupuję, czytam. Jest to jednak podejście wyjątkowo konsumenckie i chyba nie szukam w tym większego sensu. Ot, traktuję dobry komiks (czy też nowelę graficzną) jak równoważnik książki i jakoś bardziej się nad tym nie zastanawiam. W mojej kolekcji jest pewnie kilkadziesiąt różnych pozycji, od obowiązkowego Sandmana Gaimana, przez badziewne komiksy do Wampira: Maskarady aż do wynalazków takich jak Pixy czy inne dziwactwa. Dużo tego.
Z komiksami na podstawie filmów i gier zwykle jest problem. Bo niestety nadal to zwykle odcinanie kuponów, a przynajmniej ja nie spotkałem się jeszcze z dobrą pozycją. Mamy więc tę samą historię, czasami dorzuconych jest parę nowych scen i to w zasadzie wszystko. Czytamy i poznajemy to samo po raz drugi. A szkoda, bo przecież dałoby się zrobić znacznie więcej. Jest masa wątków pobocznych, które można by rozwinąć, czy ciekawych bohaterów drugoplanowych, których historię można by opowiedzieć.
W przypadku Assassin’s Creed: Desmond poznajemy oczywiście historię Desmonda. Na samym starcie pojawia się więc strzęp fabuły z Obiektem 16 – poprzednią ofiarą badań Templariuszy, jak również kilka kolejnych szczegółów z życia i porwania głównego bohatera. Jest też przez chwilę pokazany jeden z przodków naszego protagonisty, który działał w epoce Cesarstwa Rzymskiego. I to w zasadzie tyle, bo reszta to streszczenie wydarzeń pierwszej części gry.
Jeżeli ktoś grał, to w zasadzie dużo nowego się nie dowie. A szkoda. No i też komiks nie jest jakoś super ładnie ilustrowany, ale od razu zastrzegam się, że jakimś szczególnym specjalistą w tej działce nie jestem. Po prostu mi się ta kreska nie spodobała.
Jasne, to pierwsza część komiksu i kolejne mogą być już dużo ciekawsze i lepsze. Sęk w tym, że ja po jej lekturze jakoś nie czuję się przekonany do kupienia reszty. Ale oczywiście jeżeli coś się zmieni i drugi tom znajdzie się w moich rękach oraz będzie faktycznie dużo bardziej interesująca, to nie omieszkam się tym faktem podzielić.
PS Za to animowany film Assassin’s Creed: Embers to dużo ciekawsza pozycja. Może nie do końca pasuje mi tam umiłowanie pokoju i pacyfistyczne nastawienie Ezio, ale przynajmniej i ładnie to wygląda i przyjemnie się ogląda.