Cyfrowa śmiertelność danych

Kiedyś wierzyłem, że przeniesienie informacji do internetu zapewni jej nieśmiertelność. Myliłem się. Bardzo.

Nadal mam część książek, które kupiłem jeszcze w liceum. Gdzieś u rodziców leżą moje stare RPGi, gry, archiwalne numery Bajtka, Secret Service, Nowej Fantastyki, Magii i Miecza i wielu innych czasopism. Ba, na półce mam jeszcze filmy na VHS, zaś w szufladzie sporo kaset. Te wszystkie rzeczy z mojej młodości nadal istnieją i w jakiś sposób mogę z nich skorzystać. Jasne, sporo z nich się pogubiło, zniszczyło, czy też przepadło w trakcie kolejnych przeprowadzek. Mimo wszystko i tak jest to więcej danych niż tych, które przechowywałem w postaci cyfrowej.

W latach 90 miałem shellowe konta na niezliczonych uniksowych serwerach znajomych. Były tam pierwsze grafomańskie wiersze, opowiadania, tłumaczenia, zdjęcia. Pierwsze strony internetowe mojego autorstwa, pisane jeszcze w edytorze vi czy scenariusze przygód. O logach z rozmów na IRCu, czy milach nie wspominając. Wszystko to przepadło. Ludzie zmienili pracę, padały dyski, dochodziło do kradzieży komputerów czy też finalnie coś się psuło. Nie ma. I nie da się tego odzyskać. Pozostają własne wspomnienia.

Paradoksalnie okazuje się, że cyfrowy zapis żyć zwykłych ludzi jest mniej trwały od tego, uwiecznionego za pomocą materii. Wielkie dzieła nie znikną, zostaną skopiowane, zbackupowane i raczej nie pozwolimy by coś im się stało. Ale co normalsami i ich danymi? Co z kontami pocztowymi na usa.net, stronami fanowskimi na GeoCities (sam jedną tam miałem)? Za tymi serwisami nie stały małe firmy i zapewne osoby zawierzające im swoje dane nie zakładały, że kiedyś to po prostu wyparuje.

I nie są to jakieś błędy przeszłości. Sądzicie, że Facebook czy Google w razie problemów finansowych będzie przejmował się zawierzonymi im informacjami? Jasne, na pewno będzie jakiś okres, w którym użytkownicy będą mogli pobrać swoje dane i mam nadzieję, że zostaną do tego stworzone odpowiednie narzędzia, które nam to ułatwią. Co jednak z zapisami żyć osób, które już nie żyją. Co z osobami, które nie zdążą? Co z ich twórczością, grafomańskimi próbkami i fotkami z imprez? Być może teraz nie znaczy to wiele, ale kto wie, do czego kiedyś mogą się przydać.

Istnieje WayBack Machine, które stara się zbackupować internet, ale jest to mechanizm niedoskonały. No i to zdecydowanie za mało. Są grupy hacktywistów, takie jak Archive Team (w Wyborczej jest o nich ciekawy artykuł, zresztą – to też inspiracja do tej notki), ale nadal tracimy wspomnienia w tempie ekspresowym. I nie za bardzo jest je jak odzyskać.

Zwykle jestem wrogiem wszelakich regulacji, ale być może warto by było zadbać, by właściciele hostingów w jakiś sposób zabezpieczali dane użytkowników? W końcu przestrzeń na sieciowych serwerach jest coraz tańsza.

Inaczej szlag trafi te wszystkie Instagramowe fotki, głupawe posty na Facebooku i bezsensowne ćwierknięcia. A to przecież jest obraz naszych czasów. Obraz, którego nie staramy się zachować.

8 thoughts on “Cyfrowa śmiertelność danych

  1. Jestem przeciwnikiem nadmiernych regulacji. Rzeczy wartościowe przetrwają, reszta no cóż. Ilość informacji cyfrowych przyrasta geometrycznie, jeżeli będziemy chcieli zachować wszystkie zabraknie miejsca dla nas samych.

    • Ilośc miejsca na serwerach tez rośnie i w przeliczeniu na megabajt jest ckraz tansze. Pamietam kasety i dyskieki 360k, pamietam swoj pierwszy hdd o pokemności 10MB. Za ile teraz kupisz 1tera?
      Mamy doskonalsze metody kompresji, mamy filesystemy dopasowane do przechowania zdjęć i muzyki. A cyfrowe rzeczy są ulotne. I być moze teraz nie uważamy je za oś wartościowego, ale ja bym swoje licealne opowiadania pisane na kompie teraz z chcecia poczytał

      Tez nie lubie regulacji. Ale powiedzmy często swoje dane firmom, które mogą po prostu zniknąć, a o backupie zwykle nikt nie myśli.

      Duplilujesz gdzieś swoje wpisy na blogaska?

  2. Dlatego kocham applowskie „Time Machine”, nie muszę myśleć o kopiach. Dzięki za przypomnienie od czasu do czasu warto zrobić kopię z tych par wpisów.

    • a co będzie, jak poleci Time Machine? Kiedyś pracowałem jako admin i wiesz, że zdarzają się sytuacje, kiedy padają dwa raidy spięte w backup? ;)

      • Time Machine to mechanizm systemowy wykonujący automatycznie kopię różnicową co 60 minut. Oczywiście dba o integralność archiwum, wolne miejsce na dyskach etc.
        Dla wygody kopię robię na dysku sieciowym poprzez WiFi. Pełna kopia systemu trafia raz na tydzień na przenośny dysk firewire (i nie jest przechowywana obok podstawowej kopii). Oczywiście wszystko z danymi cyfrowymi może się zdarzyć, dlatego najcenniejsze dokumenty i zdjęcia trafiają na papier. Postać analogowa zanika powoli i płynnie, np. zdjęcia blakną, ale ciągle możemy rozpoznać ich zawartość, a cyfrowe…

      • Nawet jeżeli nie zostają skasowane, przekłamanie jednego bloku informacji wewnątrz pliku, może uniemożliwić „zdekodowanie” całości.

        To ciekawe właśnie zdałem sobie sprawę, z przypadkowej dywersyfikacji mediów. W Time Capsule jest dysk 3,5′, pełną kopię robię na 2,5′, w laptopie mam SSD. Jest szansa, że nie ulegną uszkodzeniu tego samego dnia.

  3. Najprostszym sposobem, by zachować swoje dane, zdjęcia, teksty, emaile, jest… trzymanie ich u siebie. Co mi po picasie czy flickrze, skoro każdy z nich może w dowolnej chwili zamknąć moje konto – w końcu dostałem je za darmo. Strony www na darmowym hostingu szlag trafił, gdy właściciel sprzedał firmę większej, niezainteresowanej rozwojem tej usługi. Po 10 latach jeden z moich klientów, który nie zapłacił za moją pracę, zadzwonił pytając czego ta praca dotyczyła, bo nie wierzy, że coś mi zlecał. Wyjąłem z półki płytę i włożyłem do napędu, przeczytałem kilka wersów, zapadła cisza a po niej prośba o fakturę. Czy miałbym o czym rozmawiać używając tych wszystkich automagicznych darmowych usług? Bloga trzymam u siebie, maila backupuję na domowy dysk sieciowy, zdjęcia trzymam na dwóch niezależnych dyskach. Te, na których mi zależy, noszę do labu, chciałbym je obejrzeć za 20 lat, bo papier naprawdę wiele wytrzyma. Na 100% backup mojego życia zwyczajnie nie liczę, bo takie mamy nośniki, jakie i czasy.

Dodaj komentarz