Serialowo

Pisałem już, że seriale przejęły rolę kina? Że to właśnie dzięki ich budowie, długości i podziale na odcinki przeżywamy najbardziej emocjonujące i angażujące historie? Pewnie tak, bo nie są to jakieś nikomu wcześniej nie znane rewelacje.

A że seriali jest dużo, warto te najlepsze sobie polecać, a przed takimi sobie ostrzegać. Świetnie robi to na swoim blogasku Kya, ja też postaram się dołożyć od siebie cegiełkę.

No to po kolei:

Person of Intrest – Super bogaty koleś zbudował dla rządu system kontroli mający zapobiec atakom terrorystycznym, CCTV, rozpoznawanie twarzy – te sprawy. System też potrafi przewidzieć kto niedługo padnie ofiarą morderstwa i wypluwa z siebie odpowiedni numer ubezpieczenia społecznego. . Do pomocy wynajmuje ex-agenta, który ma tym morderstwom zapobiegać. Ciekawe? Nie. Notkę piszę w trakcie pierwszego odcinka, najlepszy moment – fragment Angel Massive Attack. Reszta jest sztampowa i nieciekawa. A jeżeli pilot nie zachęca, to po co się męczyć z całością?

Grimm – sam pomysł na serial jest fajny. Mamy baśniowe potwory żyjące w naszym świecie, mamy baśnie, które dzieją się współcześnie. Jest czerwony kapturek, jest opowieść o trzech misiach i tak dalej. Jest też oczywiście Grimm, tu co prawda bez brata, ale za to z czarnym partnerem. To oczywiście jeden z ostatnich potomków rodziny, która ma za zadanie walczyć z potworami. Jest też pomocnik z baśniowego świata – wilk, który pomaga w niektórych misjach. Idea super, realizacja taka sobie. Wszystko rozmywa się o słodkiego i ślicznego Grimma i nieciekawe i cukierkowe adaptacje. Ani w tym grozy, anie fantazji. Wymiękłem

Bunheads – chyba największe zaskoczenie, bo o serialu nic nie wiedziałem, a okazał się być jedną z największych pozytywnych niespodzianek. Całość jest kobieca, mocno. Tu nie chodzi tylko o odkrywanie swojej sfeminizowanej strony, tylko o skok na głęboką, miesiączkowa wodę. Całość opowiada losy tancerki z Vegas, która przypadkiem wychodzi za mąż i trafia do małego miasteczka, gdzie nie ma nawet kina. Zamknięta, mała społeczność, niechętna teściowa to główne powody stresu. No oczywiście poza śmiercią pana młodego, która nieco zmienia sytuację. Jak na razie zapowiada się super. Będę oglądał.

No i na sam koniec serial, którego nie ma, a zapowiada się smakowicie. Zwłaszcza, jeżeli ktoś tak jak ja jara się internetem, transhumanizmem i posthuman.

H+ to skrót od wspomnianego wcześniej transhumanizmu – czyli ideologi propagującej wykorzystanie współczesnych technologii i nauki do zwiększenia ludzkich możliwości i osiągnięcia stanu postczłowieka.

H+ to również nazwa gadżetu z serialu, dzięki któremu ludzkie umysły zostają podpięte do sieci 24/7. Jest też oczywiście apokaliptyczna wizję technologii, która wyrwała się spod ludzkiej kontroli. Premiera 9 sierpnia. Zapowiada się ciekawie i mam nadzieję, że nie okaże się rozczarowaniem.

To na razie tyle ze znajdziek. O rzeczach oczywistych jak BSG, Dexter itd nie pisałem. Każdy zna, a chodzi o polecanie sobie rzeczy relatywnie nowych.

23 thoughts on “Serialowo

  1. Grimm się rozkręca, IMO jest całkiem ciekawy, choć wiadomo, że to takie Supernatural tylko inaczej.

    Ja, jak zwykle (nawet vloga o tym zrobiłem, więc to naprawdę wyczyn) polecam gorąco krótki bo krótki, dziesięcioodcinkowy, brytyjski (ha, ile przymiotników!) serial „Luther”. Jak oglądałeś „The Killing”, ale nie ze względu na konotacje Twin Peaksowe;), lubisz dobre aktorstwo, brytyjskie akcenty, wkurwionego policjanta z „anger issues”, świetne i mocno psychodeliczne historie, kapkę noir, kryminał na drugim tle (bo na pierwszym ciężka drama), a do tego w ramach głównych postaci policjanta i psychopatkę – wejdzie jak nóż w ciepłe masło. No i brzydka strona Londynu, struktura serialu raczej jak „Colombo” (od razu wiesz kto), naprawdę fajne ukazanie tzw. procedurala – tu nie ma wyjebanej w kosmos techniki i gadżetów, a John Luther, który po prostu ma wiedzę i doświadczenie. ;) No, ok, kończę, bo mógłbym tak godzinami…

    Kurczę, chyba sobie robię jakąś misję życiową – namawianie do oglądania „Luthera” ;)

      • Aj waj, ale wtopa, faktycznie, musiałem lutherową notkę przeoczyć. ;) Też się zgadzam, że lepszy – głównie dlatego że już wiedzieli co z nim zrobić, no i poszli w stronę tej mocniejszej psychodelii. Chociaż, jak dla mnie, potwornie przygnębiający urok ma odcinek (konkretnie finał) nr 4 z pierwszego sezonu – z taksówkarzem. Do dziś trwa debata czy monolog Luthera nt. taksówkarza to bardzo mrugnięcie w stronę Sherlocka BBC (seriale powstawały mniej więcej w tym samym czasie), czy po prostu oryginalnego STUD.

        Z Grimm… Wiesz, tak szczerze, to ja w pewnym momencie musiałem przerwać wszystkie seriale, tzn. Dextera, TB, oraz pierdyliard innych. Pamiętam, że przez pierwsze 3-4 odcinki trochę mnie bolało;), ale potem kolejne historyjki zaczęły wskakiwać znacznie bardziej gładko. Niestety to jest ten typ serialu, który wymaga nie tyle haka niewiary, co haka „o rany, kicz&groteska”. Teraz łykam kolejny sezon Dra Who, więc jak to piszę – nie dziwię się, że akceptowałem Grimm. ;)

      • O właśnie – opowiedz mi o fenomenie Dr Who. Obejrzałem jeden sezon i nie rozumiem, co ludzie w nim widzą.

      • Na Grimma szkoda czasu, naprawdę. Myślałem, że się rozkręci, gdzieś będzie zmierzał, a zmierza tylko ku gorszemu.

      • Ja też nie wiem co w tym ludzie widzą, ale mam perwersyjną i kompulsywną potrzebę oglądania. Tzn. zawsze mnie odrzucało to, że „wszyscy to robią” – tak jak do dziś nie przeczytałem nic Wojaczka, a Stasiuka dopiero na studiach. Bo w liceum wszyscy to czytali, etc. etc.

        Doctor Who to serial bardziej dla młodzieży, taki low-budget, lekko kiczowaty i groteskowy i kurde, właśnie oglądam drugi sezon (te z 2005). Nie interesował mnie dokładnie z tych względów, które wymieniłem w pierwszym zdaniu. Ja lubię Londyn i Anglię i UK w stylu „Luthera” – brudną, eastendową i ponurą. Szkocję rodem z „Trainspotting” Boyle’a. Tylko Sherlocka BBC łyknąłem w wersji glamour&plastic, ale na Boga – to Sherlock Holmes!

        I nadal nie wiem, chyba przez to ustawiczne łamanie konwencji mimowolnie polubiłem Dra Who. Pierwsze odcinki sezonu z Chrisem Ecclestonem pokazują mniej więcej w jakim klimacie jest serial – 80% zabawy i nagłe pierdolnięcie kowadłem w łeb. Masa błahych tekstów i BACH! – poważny dramat. To moim zdaniem świetny zabieg, bo – nie ukrywajmy – stanowi pewną komplementarność. Amerykanie z reguły tego nie robią, oni robią serial w konwencji X, albo Y – to znaczy, jak jest ponury to jest non stop ponury, nie ma dużych „comedy relief”, co najwyżej jakiś śmieszny „one-liner” przy bohaterskiej śmierci ciemnoskórego drugoplanowca. :P Nie potrafią zakreślić pełni hmm… no, życia, pełni jakiejś głębi postaci.

        Dr Who idzie w zupełnie inną stronę i pewnie dlatego mi się podoba. Tam masz takiego Wujcia Wariatuńcia, który non stop się szczerzy i gada pierdoły i nabija się z ludzi, po czym przez krótki moment pokazuje swoją prawdziwą twarz – i te momenty stawiają mózg w poprzek. W pierwszym sezonie rozjebał mnie na kawałki odcinek „Dalek” – o tych pieprzniczkach;),czyli odwiecznych wrogach Doktora i fraza klucz – „you’d make a good Dalek”.

        Najbliższe co mi się teraz przypomniało, to taki odcinek „Fringe”, Brown Betty. Na początku widzisz w nim Waltera Bishopa, który właśnie pali jakąś autorską mieszankę. Śmieje się, po czym zaczyna płakać. To jest komplementarność w pigułce i wytłumaczenie zajebistości niektórych seriali. Fringe był (no dobra, jeszcze jest…) właśnie o tyle unikalnym serialem, że prezentował dość szeroki wachlarz emocji, a z upodobaniem łamał kręgosłupy konwencji – przez to pewnie też miał niską oglądalność, bo ludzie lubią prostotę.

        Teraz oglądam drugi sezon Dra Who, już z następnym aktorem (Tennantem, Eccleston grał tylko w jednym sezonie). Odcinki, które pisze Steven Moffat to kwintesencja bolesnego policzka w twarz. ;) To też trochę jak chodzenie do restauracji. Do „Małego Belgradu” nie idziesz zjeść pleskavicy, bo sobie ją sam w domu zrobisz – idziesz, bo tam gotuje Roman. :) To samo jest, myślę, z Drem Who, ludzie oglądają też ze względu na to KTO to robi. ;)

        Rany, ale się upisałem.

      • Ha! Fringe to kolejny serial który do mnie nie przemówił, podobno pod koniec pierwszego sezonu robi sie lepszy, ale jakoś nie miałem tyle cierpliwości

      • Obejrzałem wszystkie cztery, uważam że to jeden z lepszych seriali ever, choć mocno specyficzny… ;) No i parafrazując Ozzy’ego (o S. Weaver), wypiłbym wodę z wanny, w której kąpała się Anna Torv. :P

        Wiesz, to po prostu trzeba zrzucić na coś, co określam jako hipersubiektywne percypowanie dóbr kulturowych.

        Powiedzeniem „de gustibus” wytarło sobie twarz zbyt wiele osób. :P

      • Hmm, mówisz? No dobra, jesteś drugą osobą, więc dam mu szansę.

        PS ZaraZ – Shadow Line – nie wiem, coś mi w nim nie gra, niby fajne, ale jednak chyba trochę przegadane.

      • Ostrzegam lojalnie – pierwszy sezon kończy się bombą, którą wyspoilerował tłumacz w polskiej nazwie serialu. Drugi sezon wymiata, trzeci jest bardziej obyczajowy i coś hmm… na kształt mocno pokręconego love story, czwarty wraca na tory zajebistości, piąty – będzie końcówką.

        Warto oglądać IMO ze względu na perfekcyjną wręcz grę aktorską praktycznie wszystkich postaci, ale przede wszystkim Noble’a. Z szalonymi naukowcami jest tak, że wciąż pokutuje gdzieś wesoły obraz Emmeta Browna. Walter Bishop moim zdaniem jest takim Brownem dla dorosłych – jego ciągła jakby yyy… polaryzacja między szukaniem smaku posypki do kurczaka w KFC, a tym, że miota się bezsilnie nie mogąc przypomnieć sobie jakiejś ważnej rzeczy, która pomoże „uratować świat”.

        No i hej – okazjonalnie gra tam Leonard Nimoy (mimo, że ja jestem geekiem okresu picardowskiego), oraz są odcinki w stylu „Do the shapeshifters dream of electric sheep”, które jakby tłumaczą o co się sprawa rozchodzi. ;)

  2. Ja polecam Boardwalk Empire i Sons of Anarchy. Seriale raczej nie nowe, zwłaszcza ten drugi, ale naprawdę godne uwagi. Tak samo The Borgias. Jeżeli jakimś cudem nie widziałeś to oczywiście również Mad Men.

    • Obydwa znam. Boardwalk Empire oglądałem kiedyś jak byłem chory i w sumie cały sezon jakoś mi tak przeleciał bez głębszej refleksji. W sumie to nie wiem, jakoś mnie nie wciągnęło.

      Sons of Anarchy natomiast było super gdzieś do 4 sezonu. Jest nawet o tym notka.

      • Kurde to musiałem ją przegapić. Dla mnie 3 sezon Sonsów był najsłabszy, lepiej było w 4 , ale też nie to , co 2 pierwsze. Mnie BE wciągnął od pierwszego odcina. Pewnie kwestia gustu. W takim razie polecam jeszcze Shameless US. Każdy odcinek dobry, naprawdę można się nieźle uśmiać. Ale dosyć specyficzny, raczej nie dla każdego. Jeżeli nie podejdą Ci pierwsze 2-3 odcinki, to lepiej sobie odpuścić , bo serial raczej już się nie zmienia. Przynajmniej w dwóch pierwszych sezonach.

      • Nie wiem czemu zjadło mi komentarz, pisze drugi raz. Dla mnie 3 sezon Sonsów był najsłabszy. 4 troche lepszy , ale to też nie to. Co do BE to mnie wciągnął niesamowicie. Pewnie kwestia gustu. A Shameless US widziałeś? Naprawdę niezły serial, jest się z czego pośmiać. Choć niektóre momenty ma już przegięte moim zdaniem.

  3. Person of Interest i Grimm – też odpadłem po pierwszych odcinkach. Bunheads będę musiał obczaić, pierwsze słyszę, dzięki za polecenie.

    Ja z kolei z nowszych polecić mogę Homeland i The Shadow Line. W sumie ten drugi przede wszystkim, skoro podchodzą wam brytyjskie seriale. Skorzystam też z okazji i zarzucę starszym tytułem, bo szkoda żeby ktokolwiek miał ten serial przegapić: Breaking Bad (warto szybko nadrobić ewentualne zaległości, bo już za tydzień zaczyna się nowy sezon).

    • Braking Bad było dla mnie za ciężkie. Jakoś nie mogę seriali o śmierci… 6 stóp pod ziemią też dlatego odpadło.

      Homeland znam, Shadow LIne nie znałem, a zapowiada się bosko. Dzięki za polecankę.

    • Zacząłem oglądać to The Shadow Line i kurcze, coś tam jest nie tak. Świetne zdjęcia, fajne postaci, ciekawa intryga, a jakoś mnie to usypia. Może jest za długie? Może za bardzo przegadane? Sam nie wiem.

  4. Nie wiem czemu zjadło mi komentarz, pisze drugi, poprawka trzeci raz. Dla mnie 3 sezon Sonsów był najsłabszy. 4 troche lepszy , ale to też nie to. Co do BE to mnie wciągnął niesamowicie. Pewnie kwestia gustu. A Shameless US widziałeś? Naprawdę niezły serial, jest się z czego pośmiać. Choć niektóre momenty ma już przegięte moim zdaniem.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s