Człowiek spokojnie spotyka się ze znajomymi na WGK, a tu nagle afera. W Polsce wyciekła gra Capcomu, jedna z redakcji dostała ją w swoje łapki i zaczął się problem. No bo co z nią robić?
Sytuacja nie jest jakaś wyjątkowa. Nowa Polygamia zapomniała, ale na starej miała miejsce analogiczna sytuacja. W jednym z poznańskich sklepów można było kupić, jeżeli się nie mylę, to też jakoś miesiąc przed premierą Devil May Cry 4. Kupiliśmy, działało na retailowej konsoli, wyglądało na oryginał. Wówczas zdecydowałem, że recenzję robimy jak najszybciej.
Kilka dni później do naszych domów zapukała policja. Serio. Okazało się, że jedna z tłoczni w Piasecznie tłoczy płyty dla Capcomu na rynek bodajże australijski. Co więcej, zawsze produkowanych jest nieco więcej płyt, by uzupełnić od razu te zniszczone w transporcie. No i właśnie z tej backupowej partii trochę sztuk zniknęło i pojawiło się w sklepach. Jednym słowem, poza wszystkimi innymi zarzutami, jakie można wysunąć przeciw temu procederowi – była to ordynarna kradzież.
No właśnie – i teraz jak zmienia to trwająca na Facebooku dyskusję o tym, co należało zrobić. Obozy są oczywiście dwa – jeden mówi puszczać wszystko, nie ma litości, drugi stara się manewrować i do każdej sprawy podchodzić indywidualnie.
Co ciekawe – praktyka pokazuje, że zwolennicy twardej linii zwykle sami łagodzili lub zatrzymywali część informacji, bo dotyczyły one ich kumpli. Oczywiście nie wszyscy, ale parę przypadków jest mi znanych. Inni mają swoje tajemnice i zapewne są zadowoleni, że znajomi nie piszą od razu wszystkiego, jak leci, co usłyszą podczas rozmaitych branżowych spotkań.
Jak ja do tego podchodzę? Generalnie mam bardzo prostą zasadę dotyczącą plotek – źródło musi potwierdzić chęć publikacji, źródło musi być wiarygodne, a cel plotki musi mieć opcję na komentarz lub pokazanie kontekstu. A co z wyciekami? Jeżeli coś poszło do Internetu, to mleko się rozlało. Republikacja jest tu wskazana. Tak samo zresztą z wcześniejszym dostępem do gier. Część redakcji jest ze sobą zaprzyjaźniona i czasami zdarzało się pożyczać sobie płyty z kopiami recenzenckimi i dzięki temu puszczać wcześniej recenzje. I też nie mam z tym problemu.
Tu jednak mamy do czynienia z płytą, która na 90% została po prostu ukradziona. I powstaje pytanie – bawimy się w mini wersję Murdocha? Już sama publikacja informacji, że można to dużo, bo kupią to na pewno mniejsze sajty i oni już rozkminki moralnej nie będą mieli. No a ja niestety mam.
Ale pewnie finalnie recenzję i opis bym puścił.
A teraz o WGK. Fajne, potrzebne, ale:
- szkoda, że tak daleko. Wybrzeże to jednak daleko dla wszystkich
- nie wiem, czemu to były aż 3 dni, mam wrażenie, że w dwóch dało się wszystko skondensować
- szkoda, że wykłady nie były oznaczone tematycznie, bo część była dla wszystkich, a część tylko dla specjalistów
- tak, jak i w przypadku konwentów, konferencje branżowe muszą wprowadzić quality assurance. Referaty i wystąpienia powinny być sprawdzane wcześniej i redagowane. Skoro to płatna impreza, to jakość powinna być zapewniona
- prelegenci nie powinni płacić za wejście
- prezentacje marketingowe (jej, jak jest super, jaki mamy super produkt) powinny być oznakowane
- RIM szoruje po dnie, prezentacja była… specyficzna
- Stan Just z 11bit studios to super mówca. Może być kolejna twarzą polskiego gamedevu.
I to chyba tyle, idę odsypiać.
PS Pierwsza książka Murkamiego – Owca – za mną. Fajne.
Ciekawa sprawa, bo Koso u siebie pisał, że takie zagranie nie opłaca się na dłuższą metę. Starej Poligamii Capcom nie znielubił za wcześniejsze pisanie o DMC? Czy po prostu nie współpracowaliście wtedy z nimi?
Puszczałem wszystko ze wszystkiego, co mi wpadło w ręce, art. 18 prawa prasowego bodajże. Nie kumam w ogóle zastanawiania się „czy pan producent pozwolił”, co to za dylematy w ogóle?
No więc ja też puszczałem, ale tutaj wchodzimy na płytkę z przestępstwa.
Ukradli ją ze sklepu???? Nie mają faktury na nią???
Płyta jest kradziona z hurtowni na 90%
Toro, jeśli ją kupili w sklepie i mają paragon/fakturę, to doprawdy nie wiem o czym mówisz.
Też nie wiedziałem, aż wpadła do mnie policja i mi wyjaśniła. Teraz niestety już wiem.
Jak wiesz, że sklep handluje kradzionymi stuffem to ci nie przeszkadza?
Strasznie ogólnych sformułowań używasz. Co to znaczy, że „sklep handluje kradzionym stuffem”, to jest problem sklepu, a nie mój i nawet nie mam zamiaru się nad tym zastanawiać. Pozyskałem grę pewną metodą, robię z niej materiał, a metoda jest tajna.
To, że w obecnej sytuacji chłopaki się wypucowali, że kupili grę w sklepie, jest ich failem. Ja bym zrobił tekst o grze, a nie o tym, skąd ją wziąłem.
No więc ja mam tak, że jak już wiem, że towar na 90% jest jumany to zaczynam się zastanawiać co i jak. Bo gdzieś tam mam w głowie że to nie jest fajne, choć oczywiście super mieć materiał jako pierwszy.
Jeśli informator złamał wewnętrzne przepisy swojej firmy i popełnił przestępstwo, bo Ci o czymś opowiedział, o czym nie wolno mu było, to Ty o tym nie napiszesz, bo nie jesteś pewien, czy Twoje źródło nie jest aby kryminalne…? Mam kompletnie odwrotnie.
Nie, nie tak. Jeżeli łamie wewnętrzne przepisy firmy, to mnie to wiesz… jeżeli łamie prawo, to już niekoniecznie. Nie chcę tu zjeżdżać do absurdu, ale jakbyś wiedział, że rowery w jednym ze sklepów pochodzą z kradzieży, to też cię to nic-a-nic?
Jeśli łamie prawo, a ja mam pewność, że łamie, to się zastanowię trzy razy.
Natomiast kupienie w sklepie gry na paragon w moim systemie wartości eliminuje dywagacje „a skąd to się tu wzięło?”
Hipotetyczna sytuacja: wychodzi GTA V w formie pirackiej, dzisiaj. Recenzujesz? Piszesz cokolwiek o tym? Udajesz, że nic się nie stało?
Nie recenzowałem nigdy z pirata.
Czym to się różni od zdradzania tajemnic państwowych? Hipotetycznie – dowiadujesz się od wysoko postawionego pracownika ministerstwa obrony, że Polska planuje inwazję na Czechy. Pracownik ten łamie prawo (już nie umowę cywilną). Piszesz czy nie piszesz?
Piszę. Ale to dobre porównanie z kradzioną grą wideo?
Mówiłeś o łamaniu prawa…
No mówiłem, ale też rozróżniam wojnę między dwoma krajami i aferę z kradzioną grą. Na fejsie padały argumenty z Amber Gold itd – rozumiem je i pewnie gdybym się tą tematyką zajmował, to bym też się mnie cackał. Ale co – Murdoch z podsłuchiwaniem był ok?
Zakup kradzionego towaru (nawet jeśli nie wiesz, że jest kradziony) też jest chyba wykroczeniem, wydaje mi się, że otrzymanie na to paragonu dużo nie zmienia :) Capcom potwierdził, że kopie, które trafiły do handlu były zajumane http://www.eurogamer.net/articles/2012-09-03-capcom-corroborates-stolen-copies-of-resident-evil-6-have-been-sold
No ale przecież opisałem ANALOGICZNĄ historię i skąd się te gry wzięły
Wiem wiem, nie wyraziłem się dokładnie, nie piłem do tego, co Ty napisałeś, tylko o komentarze Kjube, że redaktorzy nie powinni się zastanawiać nad tym, skąd pochodzi gra :)
No ja się właśnie zastanawiam czasami. No i też miałem jakiś moralny opór przed recenzowania z pirata.
Dominik – „Zakup kradzionego towaru (nawet jeśli nie wiesz, że jest kradziony) też jest chyba wykroczeniem, wydaje mi się, że otrzymanie na to paragonu dużo nie zmienia :)”
Zmienia. Jeśli kupując towar masz świadomość, że nie pochodzi on z legalnego obrotu handlowego w oczywisty sposób popełniasz przestępstwo. Ale jeśli nie miałeś tej wiedzy, to wtedy o przestępstwie, czy wykroczeniu nie mam mowy, bo i być w takim wypadku nie może (zbyt łatwo można by wówczas było udupić każdego z nas, że o politykach, czy gwiazdkach tabloidów nie wspomnę). W takim wypadku tracisz jedynie towar, nerwy i czas.
Wracając jednak do głównego tematu. Gdybym to ja był redaktorem któremu nagle wpadło w ręce takie cudo to zrobiłbym trzy rzeczy. Po pierwsze, napisałbym o tym. Po drugie, napisałbym recenzję. Po trzecie, opublikowałbym ją w dniu ukazania się gry (ale minutę po północy ;-).