Byłem sobą rozczarowany. Żeby się w sobie zakochać, to rozumiem. Już starochińske przysłowia mówiły że trzeba czuć się wielkim, żeby być wielkim. Niekoniecznie teraz, ale jakoś w przyszłości. Stać się kolosem, w którego cieniu nikną nieważne szczegóły. W końcu kto potrzebuje pełnego obrazu, skoro jego celem jest horyzont. Więc zakochanie się w sobie jest ok. Ale żeby bez wzajemności?
Spojrzałem krytycznie na siebie. Wyglądałem super, ale czegoś tu brakowało. I nagle mnie olśniło. Za mało sobie myślałem. Za dużo mnie było dla świata, który najwyraźniej nie chciał tego należycie docenić. W tym całym tworzeniu jakości w polskiej modosferze, opiniowaniu, analizowaniu, zamartwianiu się o stany rzeczy różnych czy doradzaniu włodarzom największych marek modowych zapomniałem o sobie.
Tymczasem inni bynajmniej nie. Pamiętacie jak pisałem o brodach? 3 dni później, proszę, jest jakaś publikacja. A o normalsach? No właśnie. Zaciekawiony przyjrzałem się analitycznie ogólnoświatowej sieci komputerwej internet. Było gorzej niż myślałem.
Jestem najmądrzejszym człowiekiem, jakiego znam. Nie dość tego. Mówię o mnie często, jako o osobie kreatywnej łaskawej i szczodrej. Chcę naprawiać świat dając mu poza swoją osobą również mój wkład. W zamian nie chcę niczego poza miłością i uznaniem. Serio.
Tymczasem moje pomysły, myśli, idee były bez opamiętania kopiowane i powielane. Czasami nawet wcześniej niż na nie wpadłem! Uwierzcie mi, że nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby w zamian pisano gdzie były pierwsze i dzięki komu świat jest lepszy. Wiem wiem, myślicie, że postradałem umysł, że powinienem brać za to majątek, że to zawstydzam innych. Trudno.
Marek mówi, że pozywamy. Idziemy do prawnika.