Oni po prostu czują się, jak u siebie w domu

5709857490_31a5f922c3

Jedno ze starożytnych prawd internetu mówi, że iloraz inteligencji czytelników jest stały. I im dłużej o tym myślę, tym bardziej wydaje mi się to prawdziwe.

Nie ma tu sensu pisać o wysokiej jakości komci która wraz z przybywaniem kolejnych fal przyciągniętych grawitacją popularności komcionautów spada, by finalnie zamienić się w szambo, gdzie mało kto zagląda. Nie będę odbiegał od tematu. Chodzi mi o to, że akurat tego blogaska prawie nikt nie czyta, jest więc szansa, że ktoś mi pomoże z moją teorią.

Już tłumaczę w czym rzecz. Pamiętacie jeszcze tekst o zwierzeniach nastolatków w sieci i hasztagu #dzieńmówieniaprawdy? Temat podchwyciły media, jedni dodali coś od siebie, drudzy skomentowali a jeszcze inni po prostu nie zalinkowali. Bywa. W każdym razie był tam jeden cytat, który nie dawał mi spokoju

W „realu” stanem domyślnym jest komunikacja prywatna. Musimy uczynić wysiłek, by stała się publiczna (niczym gwiżdżący na Ciebie głośno pracownik budowy). W świecie wirtualnym stanem domyślnym jest komunikacja publiczna. A my musimy uczynić wysiłek, by coś stało się prywatne.

Fakt, którego dorośli zdają się nie pojmować: jeśli masz dostęp do jakiejś informacji nie oznacza wcale, że jest przeznaczona dla Ciebie. W świecie realnym to rozumiemy: podsłuchiwanie czyjejś rozmowy w barze (który jest przecież przestrzenią publiczną) jest odbierane jako naruszenie normy społecznej. Ale już wejście na blog nastolatki (który także jest przestrzenią publiczną) jest dla dorosłego czymś normalnym: „Mamo, dlaczego czytasz mój blog?” „Bo skoro go opublikowałaś w sieci, to chcesz, żeby był czytany przez każdego!” Prawda? Otóż, nieprawda

Ciekawe, co? A mnie zastanawiało, jak to się dzieje, że natywni mieszkańcy cyfrowego świata nie ogarniają tak podstawowej rzeczy, jak prywatność? Czy naprawdę nie wiedzą, że każdy może przeczytać ich sekrety?

I oto moja, niepoparta niczym więcej niż przekonaniem teoria. Im bardziej internet staje się naszą codziennością tym mniej się nim przejmujemy. I im więcej użytkowników tym bardziej stajemy się anonimowi w tłumie.

Dawno temu w epoce terminail tekstowych, IRCa i Usenetu komcionautów było niewielu. Wszyscy się znali, grupowali i używali dumnego określenia internauta. A teraz? Blogasków jak mrówkuw, fajne loginy pokończyły się dawno temu, a inflacja contentu postępuje coraz szybciej. Użytkownicy giną w tłumie. Zupełnie tak jak teraz.

W końcu nie ściszamy głosu, gdy rozmawiamy z kimś w publicznym miejscu. Nie używamy szyfrów ani tajnych znaków. Zakładamy, że nikt nie będzie słuchał. I te same zasady, które są dla nas oczywiste w świecie realny stały się czymś normalnym w cyfrowym świecie digital natives.

I wszystko byłoby cacy, gdyby nie fakt, że podsłuchiwanie i zautomatyzowane działania w sieci są dużo tańsze, prostsze i skuteczniejsze. To nie jest tak, że armia urzędników czyta nudne maile. Algorytmy, big data i ośrodki obliczeniowe mogą wyciągnąć o nas takie informacje, o których nam się nie śniło.

I zawsze pozostaje po nas jakiś ślad.

1 thought on “Oni po prostu czują się, jak u siebie w domu

  1. Pingback: Karnawał Blogowy #6 - Bobrownia

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s