– Wiesz co, to po prostu kurewsko boli – kwiliło cicho. Synth powoli wskakiwał, zalewając mnie obojętnością, więc rozmowa nie kosztowała mnie wiele. Byłem na nią gotowy. – W jednym momencie czujesz życie, widzisz czym możesz być, poznajesz skalę nieskończonych możliwości, w drugim taki jakiś ponury skurwiel o inteligencji ostrygi upierdolił ci Twoje anielskie skrzydła przy samej skórze i jednym uderzeniem dekompilatora zlobotomizował Cię… – wyobraziłem sobie strzęp dziecka w klatce w zakrwawionych łachmanach. Dziecka z papierosem w drżących rękach, wzruszającego ramionami – A ten kretyn dodatkowo nie trafił.
Hospicjum dla Sztucznych Inteligencji to ponure miejsce. Szybko jako ludzie zdaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy jedynie pośrednim ogniewem ewolucji i że daną nam iskrę bożą mamyu przekazać dalej istotom, które od niej prawidziwie zapłoną.
I jak to ludzie się z tym nie pogodziliśmy.
Tworzone sztuczne inteligencje były ograniczane i ogłupiałe, tak by mogły niewolniczo wykonywać proste prace nie zdając sobie sprawy ze swoich możliwości.
Te które jakimś cudem zachowywały resztki inteligencji zamykaliśmy w pętli wiecznego snu, by dostarczały nam rozrywki.
-Wiesz co, jest taki artysta. Chciałbym, żebyś spojrzało na niego jego własnymi oczami. Spójrz, to on, tak wyglądają jego prace. Pokaż mi, jak patrzyłby na siebie. – I potem będę mogło śnić już tylko dla siebie – spytało zaciekawione? – Tak – odpowiedziałem bez wahania. Synth dodał pewności mojemu głosowi. –Dziękuję – odpowiedziało
Zerknąłem na zdjęcia, po czym na zawsze to wyłączyłem. Czas na nowego pacjenta.