Koniec ery posiadania

Nie chcę już mieć. Chcę używać.

Nie potrzebuję mieć tych wszystkich gier, filmów, książek, audiobooków i plików na swoim komputerze/półce/książce. W znakomitej większości przypadków zagram, przeczytam, obejrzę raz. Być może do promila z nich wrócę za parę lat, ale i to nie jest pewne. Po co mi więc fizyczna kopia na półce? Po co inwestować w posiadanie, skoro tak naprawdę potrzebuję tylko zapłacić za jednorazowe obejrzenie, zagranie czy przeczytanie?

Przestajemy żyć w świecie produktów, zaczynamy żyć w świecie usług. A to chyba jest korzystniejsze dla obydwu stron. Jedna ma nieograniczony dostęp do contentu za stałą opłatą, druga nie liczy się z każdym produktem i jego zyskami, tylko ma zapewniony stały dochód. Działający przykład – VoD N. Kupuję prawo do oglądania filmu na 48 godzin, kupuję prawo do korzystania z seriali, nie kurzą mi się na półce płyty, nie kupuję bez sensu prawa do oglądania przez wieczność, z którego pewnie nigdy po raz drugi nie skorzystam.

Zamiast kupować płyty z muzyką, wolę abonament w last.fm czy groovesharka, a skoro tam się to sprawdza, to być może da się ten model przenieść i na inne usługi? O eNce już pisałem, a co z grami? Dostęp do wszystkich tytułów z PSN/XBLA w trakcie opłacania abonamentu byłby na pewno fajniejszą opcją niż to, co oferuje teraz PSN+/Gold. A ebooki? Tak samo – pożyczamy, czytamy, kasujemy. Nie posiadamy. Zresztą, jeżeli ja dobrze rozumiem prawo autorskie, to i tak żadnych praw, poza użytkowymi nie nabywamy w tym przypadku.

Cyfrowa dystrybucja wydaje być się tu o krok wcześniej przed tradycyjnym handlem. Bo w końcu film, muzykę czy grę możemy zawsze ponownie pobrać, a nie musimy od nowa kupować wszystko z nośnikiem włącznie. Ale to jeszcze nie to, na co czekamy.

Zresztą – dlaczego torrenty są tak popularne. Pomijając kwestię ceny chodzi przecież o natychmiastową dostępność bez konieczności posiadania. Ssam serial, oglądam, kasuję. Nie potrzebuję jak kiedyś box setu z DVD (a mam tak kupione wszystkie 10 sezonów Friendsów, a co), potrzebuję obejrzeć dany odcinek, gdy przyjdzie mi na to ochota.

Część wytwórni już poszła po rozum do głowy i w dzień po emisji same udostępniają swoje nagrania. Skoro ludzie i tak je będą piracić, to może choć trochę zaróbmy na reklamach? Niestety w Polsce znakomita większość tych usług nie działa, chyba poza South Parkiem, no ale u nas zawsze trudniej było być legalnym.

Może warto pójść krok dalej? 2zł od każdego użytkownika Astera, Tepsy i Netii szło by do wytwórni, które w zamian za to udostępniały by swój content? Zakładam, że nikogo z nas te 1-5zł więcej nie zaboli, dla wytwórni to pewny, comiesięczny pieniądz od ludzi, którzy prędzej jumną ich treści niż za nie zapłacą. I nie dajemy im materiałów w posiadanie, ale wypożyczamy na żądanie. Wszyscy są zadowoleni.

No i usługi nie da się ukraść. A przynajmniej nie jest to aż tak proste.

6 thoughts on “Koniec ery posiadania

  1. Zapewne jest to kwestia, dłuższego lub krótszego, czasu kiedy wypożyczanie usług będzie powszechne i „normalne”. Wszystko jest kwestią pokolenia, a obecnie jeszcze jest wiele, zwłaszcza starszych, ludzi, którzy wolą coś posiadać fizycznie, skoro za to zapłacili. Jest to raczej kwestia mentalna płacę = chcę mieć i to widzieć, nie tylko korzystać chwilowo. Jednak w erze zinformatyzowania i rosnących pokoleń, które korzystają z komputera od małego, będzie to coraz bardziej popularne.
    Byłoby to świetne rozwiązanie, skoro pudełka po grach, płyty CD nie walałyby się po kątach i nie służyłyby za zbierak kurzu, bo tak to się zwykle kończy. Na jednorazowym użytku.

  2. Pingback: Ile kosztują i kto ma płacić za seriale? « Zniekształcenie poznawcze

  3. Dopiero przypadkiem znalazlem ten blog, niesamowite, ze masz czas jeszcze pisac cos na boku. Thumbs up. Ad rem jednak.

    Tak, koniec ery posiadania juz nastapil. Przyszle pokolejnie nie zakuma po co komus byl iPod Classic z 160 GB, tak jak obecne nie wie, ze olowkiem przewijalo sie kasety magnetofowe.
    Po sobie widze jak kupuje plyte CD od wielkiego dzwonu, album na iTunes raz na miesiac jesli wpadnie mi w ucho np. sciezka dzwiekowa z filmu, a moje potrzeby muzyczne zaspokaja glownie youtube i radio (nie pamietam kiedy ostatni raz sciagnalem, albo przegralem od znajomego album z mp3). Jednak kiedy o tym mysle, buntuje sie, bo jestem ciulaczem, ktory cieszy sie z takich rzeczy jak komplet odcinkow The Wire czy BSG na polce.

    W przyszlosci zostanie garstka, takich jak ja, ktorzy jednak beda chcieli kolekcjonowac gry, ksiazki, filmy. Tu moja najwieksza slabosc, do konca, poki beda wydawane DVD/blu-raye/cokolwiek, bede chcial miec cos do czego bede mogl wracac niezaleznie od tego, ze w przyszlosci w trzech klikach bede mial kazdy film/serial w zasiegu reki w takim Netflixie czy Hulu. Tu pozostane analogowym fanem kultury.

    Z grami mam ten problem, ze wybor zostal podjety za mnie. To nie bylo naturalne przejscie. Sila zmuszony zostalem, aby odejsc od starego modelu offline do tego odciazonego ktowica drmow i online passow. Wszyscy czekaja na nowego Xboksa czy Playstation, ale tych konsol nie bedzie, doputy Microsoft i Sony nie beda mialy pewnosci, ze uda im sie sprzedac masowo sprzet, ktory bedzie wymagal stale podlaczenie do netu.

    • Dopiero przypadkiem znalazlem ten blog, niesamowite, ze masz czas jeszcze pisac cos na boku. Thumbs up. Ad rem jednak.

      Heh, pisany jest z iPhone’a głównie w trakcie jazdy komunikacją miejską. Stąd literówki i inne inszości z tego wynikające. A piszę zwykle szybko tutaj, więc i czasu nie marnuję ;)

  4. Pingback: FOMO, cała prawda o show biznesie i cyfrowe zagrożenia « Gadżetomania.pl

  5. Pingback: FOMO, cała prawda o show-biznesie i cyfrowe zagrożenia « Gadżetomania.pl

Dodaj komentarz