Im dłużej o tym myślę, tym sensowniejsze wydaje mi się przełożenie opłaty za treści na operatorów internetu .
Dyskusja i protesty przeciwko ACTA przywołały na nowo dyskusję o prawie autorskim i dystrybucji treści w internecie – co mnie strasznie cieszy. Padają różne pomysły i analizy, jak zadowolić wszystkie trzy zainteresowane strony – koncerny, twórców i odbiorców.
Na swoim blogasku Krzysiek Gonciarz opisuje 9 powodów piractwa serialowego. No i w sumie nie sposób się z jego analizą nie zgodzić, postaram się więc po prostu dodać kilka swoich spostrzeżeń.
1. NIE ZNAMY CENY JEDNEGO ODCINKA
Internauta racjonalizuje ściąganie serialu, bo przecież można go zobaczyć gdzieś w telewizji “za darmo”. W tym schemacie myślenia pominięte są reklamy oraz opłata abonamentowa – ale o obydwu tych kosztach nie myśli się jak o cenie konkretnego odcinka. Brak jest określonej “wartości” epizodu w umyśle konsumenta. Bo skoro “wystarczyłoby włączyć tv o danej porze”, to dlaczego alternatywą ma być zakup DVD rok później?
O ile mogę zgodzić się z pierwszym zdaniem, o tyle trzeba uściślić, że chodzi tu wyłącznie o osoby, które nie płacą za żadną kablówkę. Wybierając pakiety w telewizji N kierowałem się właśnie dostępnością kanałów i ich oferty programowej. Co więcej – do tego wszystkiego doszedł pakiet VoD właśnie z serialami. Ile kosztuje jeden odcinek? iTunes odpowiada na to pytanie – 3$.
Ale ja w zasadzie nie o tym. Bo skoro wliczamy koszt oglądania filmów i „darmowych” seriali w reklamę i opłatę abonamentową i mamy wklejony do głowy ten model, to może należy go po prostu przenieść do internetu? Opłata za dostęp do generowanych treści zostaje przeniesiona na operatorów interetu i to oni negocjują odpowiednie kontrakty z koncernami?
Jakie daje to plusy? Właściciele praw mają zapewniony zysk, prosty do policzenia. Ilość abonentów razy stała cena, równa się pewien przychód. Dodatkowo płacą wszyscy – zarówno osoby, które nie będą oglądać, te które chciały jumnąć z torrenta i te, które zamierzały grzecznie zapłacić. Dzięki temu cenę per user można odpowiednio obniżyć, a za internet i tak wszyscy musimy płacić, bo nam go inaczej po prostu odetną.
Działa? Teoretycznie jak najbardziej. Zapewne zaraz pojawi się milion problemów i kruczków prawnych, jak chociażby podział komu i ile się należy. Czy więcej ma dostać YouTube, czy może takie ABC? Szczerze? Nie wiem, bo problemu jakoś straszliwie nie zgłębiałem i brak mi danych, ale zakładam, że na drodze umów pomiędzy firmami da się to ustalić. W końcu wytwórcom treści zależy na pieniądzach i szerokiemu gronie odbiorców, których mogą im dostarczyć operatorzy komórkowi, a klienci chcą płacić jak najmniej. A zakładam, że abonament wyższy o te 20zł dla 90% społeczeństwa nie będzie problemem.
2. BRAK DOBRYCH, LEGALNYCH USŁUG
Torrenty serwują seriale najszybciej i najwygodniej. Oczywiście, żeby zostać serialowym piratem, trzeba zainstalować jakieś podejrzane oprogramowanie, chodzić po stronach z porno-bannerami i być narażonym na ściągnięcie godzinnej wersji teledysku Ricka Astleya. I mimo to DALEJ JEST TO WYGODNIEJSZE niż większość płatnych alternatyw. To daje do myślenia, prawda?
A dla mnie problemem w tym przypadku są prawa lokalne, które zderzają się z globalną naturą internetu, który granic nie uznaje. Prawa do serialu X w Polsce ma firma Y. W związku z tym koncern nie udostępnia darmowego streamu ze swoim serialem w naszym kraju, bo przecież od tego jest lokalny dystrybutor, a jemu z kolei takie działanie się nie opłaca.
W Polsce po prostu jest o wiele trudniej nie być piratem niż w USA. Tam część koncernów same doszły do tego, że ich produkcje tak czy inaczej zaraz znajdą się w sieci, więc zaczęły je też udostępniać na swoich zasadach. To samo tyczy się muzyki, książek i innych mediów.
Rozwiązanie? Może po prostu nie warto blokować dostępu do kontentu innym lokalizacjom? Piraci i tak zassą wersje angielskie i jeżeli potrzebują, to sami sobie dorobią napisy. W tym przypadku po prostu firma zacznie udostępniać treści na własnych zasadach. A sądzę, że za stream odcinka w HD bylibyśmy w stanie wytrzymać parę reklam na początku. Przykład South Parku do mnie przemawia i pokazuje, że się da.
Jestem bardzo ciekawy, komu jako pierwszemu uda się zostać Steamem dla filmów i seriali. Blisko jest iTunes, blisko jest Netflix, ale nadal nie mają globalnego zasięgu.
W zasadzie te dwie rzeczy są dla mnie najważniejsze z argumentów, jakie można przeczytać na podlinkowanej stronie. Reszta to wypadkowa niskiej wykrywalności i bezkarności piratów. Poza wstrząsającymi opowieściami jak to RIAA kogoś tam w USA pozwała raczej nie ma real life stories, że sąsiad zapłacił 2000zł za 3 piosenki. A skoro nie ma kary, to hulaj dusza. Jumamy.
Bo i jakoś DVD z serialami nie chce mi się kupować (o czym już pisałem) i też nie trafia też do mnie argument, że zassanie jednego odcinka to dużo lepiej niż kompletny sezon.
Jednym słowem – nie zaboli mnie dopłata nawet i 50zł czy 100zł do kosztów łącza w zamian za dostęp do seriali i muzyki. Nie muszę ich pobierać i posiadać. Wystarczy mi tylko możliwość ich obejrzenia w trakcie płacenia abonamentu dla operatora. W końcu mniej więcej tyle płacę za kablówkę, której prawie nie oglądam.
Daj mi ofertę 50zł/miech za dostęp do solidnej bazy świeżych seriali i muzyki, a zapłacę tak, jak płacę za HBO czy C+. Ale cioci kloci z najniższym abo w Tepsiewitamyworange dorzucanie do abonamentu opłaty za coś, czego nie potrzebuje? To nie ma sensu. A więc muszą być abonamenty z dostępem do dóbr i bez niego. I znowu dochodzimy do „jak powstrzymać ich (czyli tych bez dostępu) od jumania. Takie zapętlenie mi się urodziło. A te granice w internecie to mnie do pasji doprowadzają.
No trudno, ilość płacących i niepotrzebujących to niższe ceny. Teoretycznie w nagrywarkach CD i kamerach też masz jakąś opłatę na twórców (jeżeli się nie mylę), a też nie musisz wcale na tym wypalać pirackich mp3.