Pisałem sobie wcześniej o natłoku bodźców, o polowaniu przez nie na odbiorcę i ogólnie przesytem informacyjnym. A może nawet nie przesytem, bo internet nauczył nas już dawno multitaskingu, ale braku zdolności segregacji tego, co dostajemy.
Z drugiej zaś strony ciężko od tego się wyzwolić. Zauważyłem, że o ile jestem w zasięgu sieci, to ciężko mi się od niej odpiąć. Nawet jeżeli oglądam film, czy serial i nie wciąga mnie on na 100%, to zawsze znajdę czas by sprawdzić Twittera, fejsa i takie tam. Po prostu jedno źródło informacji to nagle za mało. A tu proszę, opinia z drugiej strony.
Niżej – na żółtym tle breaking niusy o niegdysiejszym temacie nr 1, czyli śp. Madzi i jej rodzinie. Że ojciec nie może uwierzyć, że babcia załamana, Rutkowski na policję, policja na Rutkowskiego, hieny mają używanie. Jeszcze niżej – rolowane niusy ze świata, kto się z kim zadawał, kto z kim spał, kto pieniądze dawał, a kto brał. A nad tym wszystkim na wizji – uśmiechnięte gęby prowadzących. Górą uśmiechy, dołem tragedie, nikomu to nie przeszkadza i nikt nie widzi w tym niczego niestosownego.
No ja przepraszam. Trudno o jaskrawszy przykład przemysłowej hodowli wykształciuchów, kształtowania bezrefleksyjności, percepcji opartej o slogany i reagowania na emocje. Może na starość przytępia mi się wielowątkowość, ale niespecjalnie jestem w stanie wyobrazić sobie kogoś, kto jest w stanie odebrać, przetworzyć i zinterpretować informację trochę bardziej skomplikowaną od „działa – nie działa”, z samego jednego źródła dopływającą w czterech [a jeśliby oddzielnie liczyć wizję i fonię – w pięciu] strumieniach. Kogoś, kto informację odebraną będzie w stanie choćby minimalnie przetworzyć [wyjąwszy oczywiście interpretację podaną przez prowadzących między wierszami, którego to międzywiersza i tak nie da się dostrzec, boć to już przecież szósty strumień]. Kogoś, kto po takiej tresurze – trwającej chyba nawet niespecjalnie długo… parę tygodni? miesięcy? – nie zabije w sobie odruchu myślenia krytycznego. Kogoś wreszcie, kto po średniookresowej ekspozycji na taką sieczkę zachowa w sobie wreszcie na tyle krytycyzmu, by umieć odróżnić ziarno od plew, informację od komentarza, czy informację wymagającą refleksji od bezosobowego niusa.
za pomocą Jogger :: torero@jabber.pl.
No i właśnie wydaje mi się, że umiemy. W sensie – nasz umysł po prostu dokonuje jednak jakieś segregacji i zauważamy tylko to, co nas interesuje. Gdzieś tam dokonuje się segregacja i reagujemy na rzeczy ważne. Jasne – nie da się wtedy wszystkiego zauważyć, a odbiór jest pobieżny, ale jednak zapamiętujemy te informacje i umiemy z nich później skorzystać. A może to tylko ja tak mam?
Bo często i gęsto te kanały informacyjne, które pompują w nas wiedzę wieloma strumieniami tak naprawdę oferują dość ubogi przekaz. Bo i część z tych informacji się po prostu cały czas powtarza, więc nie musimy na nie zwracać uwagi, część z nich jest po prostu mało ciekawa, więc i tak nas za bardzo nie angażuje, a część to zwyczajny szum. I chyba umiemy odróżnić już, to co ważne, po wieloletnim treningu wielowątkowości w internecie.
Czy to tylko ja tak mam?