77 milionów dolarów za każdego pracownika. Na tyle Facebook wycenił Instagrama.
No dobra, te 77 milionów piszę trochę pod publiczkę, bo przecież to, że serwis polegający na wrzucaniu do sieci hipstersko przerobionych fotek zatrudnia tylko 13 pracowników, to mniej ważne niż liczba jego użytkowników. A tych jest nieco więcej, bo aż 30 milionów. Wynika z tego, że Zuckerberg zapłacił około 28$ za każdego z nich. Ale też chyba i nie o nich do końca chodziło w tym zakupie za miliard dolarów.
Żadnego modelu biznesowego, a przynajmniej nic, co by było znane publiczne. Od momentu swojego startu w październiku 2010 roku przez 2 miesiące Instagramowi udało się zebrać milion użytkowników. I to tylko na jednej platformie, bo aż do kwietnia 2012 roku serwis dostępny był tylko i wyłącznie na iPhone. Jak się okazało, myślenie o tym, jak na tym zarobić, czasami warto przełożyć na później i skupić się na tworzeniu systemu, który pokochają jego użytkownicy. A to akurat Instagram umiał robić świetnie.
Przyznam się, że na początku nie rozumiałem idei. Długo czytałem o fotoblogu, przerabianiu fotek i dokumentowaniu swojego życia fotografią. I jakoś to do mnie nie trafiało. Aż w końcu zainstalowałem aplikację i zrobiłem swoją pierwszą fotkę w lutym 2011 roku. Zrobiłem pierwszą fotkę, nałożyłem retro filtr i wsiąkłem.
Jest coś niesamowitego w możliwościach, jakie daje proste nakładanie filtrów na zdjęcia. Za pomocą paru prostych efektów nieraz można osiągnąć efekt, na który profesjonalni fotografowie pracują latami. Nie mówię, że każde zdjęcie takie jest, mówię, że z 1000 da się parę takich wyciągnąć. Nie wrzucam jakiejś dużej ilości fotek, ale jeżeli już ma gdzieś się podzielić fajnym zdjęciem, to moim docelowym miejscem jest właśnie ten serwis. Nie korzystam tylko i wyłącznie z jego możliwości. Zwykle zdjęcie najpierw jest zniekształcane możliwościami, jakie daje Camera+, czasami PicFX. Ale finalnie zawsze ląduje właśnie tam. Dlaczego? Dobre, pytanie. Poza tym, że to fajne miejsce, nie za bardzo umiem powiedzieć coś więcej. Job well done Instagramie.
Ale wracając do meritum – milion małp w 1000 lat napisałoby Króla Bólu, 30 milionów Instagramowiczów może kiedyś odesłać prestiżowy zawód fotografa na śmietnik historii, pozostawiając w zawodzie tylko tych najlepszych. Co budzi ich zrozumiały sprzeciw i żal do świata.
Dla kogoś kto wychował się na przeświadczeniu, że „filtry w photoshopie są dla leszczy” a do prawdziwego piękna dochodzi się własnymi rękoma ;) Instragram, robiący z każdego zdjęcia piękny obrazek, poprzez nałożenie generycznego layera, jest niczym kopniak w twarz dla „cyfrowej sztuki”. No ale, takie czasy niestety. Dzisiaj wszyscy mogą być fajni, bo ściągnęli odpowiednią apkę :)
To tylko jeden z komentarzy o Instagramie. Dużo zabawniejsze były ataki, gdy był dostępny tylko i wyłącznie na jednej platformie. Miał być szczytem bezguścia, marzeniem hipstera, gwałtem zadanym sztuce fotografii czy też finalnie snobistyczną zabawką. Generalnie ataki kierowane w stronę Instagrama były skorelowane z zarzutami, jakie stawiano użytkownikom iPhone’ów. Role się nieco odwróciły, gdy aplikacja pojawiła się na Androidzie. Nagle fanatyczni użytkownicy iOSa przestali czuć się wyjątkowi i zaczęli obawiać się zalewu „fotek jedzenie od biednych ludzi”, co zaowocowało serią odpowiednich twittów i komentarzy. Serio – nie żartuję teraz. Ludzie są na tyle dziwni.
Szczerze mówiąc, to obstawiałem, że Instagram kupi Apple i uczyni flagową aplikacją do robienia zdjęć na swoje telefony. W ten zarezerwuje sobie serwis na wyłączność i będzie nadal spełniał swoją marketingową misję wmawiania ludziom, że przez użytkowanie ich sprzętu staną się bardziej kreatywni (a stają, się, ale to temat na inną notkę). Po co serwis Facebookowi?
Nie sądzę, żeby chodziło tylko o użytkowników. Tych mają aż nadto swoich i cały czas im przybywa. Klucz to zapewne, jak zwykle zresztą, giełda. Firma musi wydawać się innowacyjna i trzymać rękę na pulsie. A co, jak co, ale Instagram jest teraz na topie popularności. Po drugie to też zapewne ciekawe technologie, które można zintegrować i dołączyć do swojego serwisu. A fotki i filmy to przyszłości. Wystarczy zerknąć na popularność jaką szybko zdobył inny serwis pozwalający na oglądanie ładnych zdjęć – Pinterest. Facebookowi przyda się odświeżenie i świeże pomysły na prezentowanie zdjęć u siebie, nie wspominając już o tym, że więcej fotek na serwisie, to dłuższy czas przebywania na stronie, większe zaangażowanie użytkownika, więcej contentu i obrazów realnego świata na serwisie. Zdjęcia są po prostu dla Facebooka cholernie ważne, o czym zresztą sami nie raz mówili.
Nie oznacza to broń boże zarżnięcia oryginalnej platformy. Na to Facebook jest za mądry. Wie, że należy zarówno hodować organicznych fanów, jak i przejmować do siebie ich najlepsze pomysły i technologie. Co więcej, to też niesamowite wsparcie zasobów technologicznych i ludzkich dla Instagrama. W końcu Facebooka stać na zatrudnienie najlepszych. A przy okazji – warto dbać o to, by najciekawszych projektów nie złapała konkurencja.
A jak zarobić na stworzeniu apki pozwalającej „szybko tworzyć piękne zdjęcia i dzielić się nimi z innymi”? To już teraz problem Facebooka.