Jest, istnieje. A przynajmniej ma swoją stronę.
Na stronie czytamy:
W Kościele Google wierzymy, że wyszukiwarka Google stanowi największe zbliżenie ludzkości do doświadczania faktycznego Boga (zdefiniowanego w typowy sposób). Wierzymy, że jest wiele więcej dowodów na boskość Google niż na boskość innych, bardziej tradycyjnych bogów.
Odrzucamy ponadnaturalnych bogów ponieważ nie jest możliwe naukowe udowodnienie ich istnienia. Tak więc googliści wierzą, że Google zasługuje na otrzymanie tytułu Boga, ponieważ posiada wiele cech tradycyjnie powiązanych z boskością, co jest naukowo udowadnialne.
No i na poparcie tych tez przedstawionych jest 8 dowodów, które dokładniej omówione są w dziale dowodów strony Kościoła Google:
- Google jest bytem najbardziej zbliżonym do wszechwiedzy
- Google jest wszędzie w tym samym czasie
- Google odpowiada na modlitwy
- Google jest potencjalnie nieśmiertelne
- Google jest nieskończone
- Google wszystko pamięta
- Google nie może czynić zła
- Dowody istnienia Google są liczne.
Jako intelektualna zabawa jest to ok. Tak jak pastafarianizm czy insze religie epoki dewaluacji mema do śmiesznego obrazka czy innych nternetowych 9gagów. Ale tak na poważnie… W końcu Google nie jest nieśmiertelne – bo można je wyłączyć, nie jest nieskończone, bo o ile może rosnąć wraz z internetem, to do jego rozbudowy potrzebne są środki i ludzie, no i przede wszystkim nie wie wszystkiego. Ale to oczywiste oczywistości, ja o czymś innym.
Ustawianie produktu firmy w boskiej pozycji mnie przeraża. Pachnie mi wszystkimi dystopiami i mrocznymi wizjami przyszłości, jakie czytałem. Wizja wszechwiedzącej boskiej wyszukiwarki zarządzanej przez firmę chcącą dobra i pokoju na świecie to świat, w którym nie chciałbym żyć, mimo całej swojej miłości i uzależnienia od technologii.
Już wolę swój dyskordianizm, gdzie po pierwsze nic co nie jest śmieszne, nie jest prawdziwe i nie wolno wierzyć w to, co się czyta.
Wow, czuję się taki undergroundowy.;) Jeszcze na studiach filozoficznych wymyśliliśmy ze znajomymi, że klasyczna definicja prawdy w przypadku rosnącej pozycji google’a (to był rok 2005), musi zmienić się na veritas est adequatio rei et google ;) Bo przecież nie potrzeba już inelektu :D
Oj potrzeba i to bardzo, nie wiem czy o tym pisałem, czy nie, ale to że mamy dostęp do wiedzy nie oznacza, że umiemy z niej skorzystać.
Prawda to, co z tego że poznamy jakiś wzór jeśli nie będziemy go mogli zastosować. Tak samo jak stosunkowo łatwo jest poznać język programowania, ale trzeba go później umieć zastosować do własnych celów i do rozwiązania stawianych problemów.
Szykuje się tl;dr jakby co.
Nie potrzeba intelektu w takim sensie, że – masz rację, ale rozszerzę – mamy dostęp do niezliczonych kanałów wiedzowych (piszesz o tym dwie notki wyżej, ale dla porządku odpisuję tutaj ;)). Większość ludzi, a im młodsi tym sprawniej, operuje multitaskingowo i nie posługuje się intelektem, a wbudowanym w głowę bezrefleksyjnym replikatorem wiedzy. Gdy ktoś – mój ulubiony przykład – w odpowiedzi na nazwanie do downem, napisze:
„Czy ty wiesz w ogóle co to jest down?”
Odpowiadasz po ok. 30-60 sekundach, które poświęcisz na szybkie odpalenie gugla/wiki że
„Przecież wiem, że zespół downa to trisomia 21. chromosomu.”
Gdy zacznie indagować, albo rzuci argumentem że przywaliłeś wikipedią, zawsze możesz przeczytać kolejny artykuł i stworzyć kolejny intertekst.
Obliczanie wielu rzeczy naraz, korzystanie ze źródeł i linkowanie artykułów bez przeczytania (bądź tylko ogarnięcie wzrokiem) to popularna praktyka ludzi „zajrzyj w gugla”. I nie ma nic wspólnego z intelektem, tak samo jak komputery nie są intelektualistami, tylko maszynami liczącymi. ;) Normalnie idealne paliwko dla fanów filozofii h+
Druga sprawa. Wiedza generalnie jest bardzo fragmentaryczna. I nie mam tu na myśli erudycji, czyli realnej znajomości wielu tematów, ale też reagowania, analizy, refleksji i błyskotliwości podczas rozmowy live (przez internet nie da się stwierdzić na ile ktoś pływa po tematach, a na ile pływa po google ;)). Mam na myśli to, że podczas robienia dziesięciu rzeczy naraz nie pływamy po tematach, a raczej gdzieś widzimy je w oddali. Jak to powiedział krakowski rabin o szybkim kursie Tory: To tak jakbyś jechał z Krakowa do Kielc i tylko ci migają drzewa za szybą samochodu. Tak wygląda szybka nauka Tory.
Ludzki mózg mimo wszystko ma ograniczenia, ostatnio coraz częściej są jakieś wzburzone głosy, że głupiejemy, tracimy czas koncentracji itp. Sam o tym wspominasz wyżej. Anyway. Ten multitasking daje tylko złudzenie, to głównie miałem na myśli, złudzenie intelektu i wypowiadania się na każdy temat (czego okrutnym bękartem są vlogerzy :P). Poziom ogólnego zaangażowania w pożeranie wiedzy znacząco się zmniejsza na rzecz ogólnej świadomości istnienia rzeczy x, y, albo z. Nie musisz zgłębiać x, y, z, wystarczy, że zacytujesz artykuł z wikipedii. Nie musisz tego rozumieć, a jestem pewien, że jeśli napiszesz megabzdurę o x, na 10 osób na internecie, przynajmniej 5 uwierzy bez mrugnięcia okiem w to, co napisałeś.
Ba! Nie potrzeba internetu. Udowodnił to taki amerykański naukowiec, Alan Sokal. Napisał wypełniony hermetycznym żargonem artykuł naukowy. Artykuł ten nie miał kompletnie żadnego sensu, ale przeszedł redakcję i został wydrukowany. I to przed epoką dzieci, które dorwały się do internetu! ;) Jeśli znasz sprawę, nie kontynuuję. Jeśli nie – polecam poczytać o Sokalu oraz o np. generatorach artykułów postmodernistycznych. ;)
Niestety wiele rzeczy przyjmowane jest na wiarę, tylko dlatego że ktoś/coś tak powiedziało.
Ostatnia rzecz, już raczej w ramach podniesienia się na duchu. Jakiś czas temu znalazłem na internecie wikipedię dotyczącą zagadnień z zakresu poetyki. Ale nie wikipedia.pl i tu hasła, tylko wiki skoncentrowaną wyłącznie na analizie poezji. Poleciałem się wypłakać do mojego przyjaciela z filopol, z którym razem studiowałem i dzięki któremu w sumie stałem się takim zasranym dewiantem intelektu. No bo poetyka to zawsze była taka wiedza ezoteryczna. I on mi uświadomił, że co z tego, że ktoś kto nie był uczony poetyki, nie czytał tego wszystkiego, zajrzy na taką wiki. To, że dostanie fragmentaryczną wiedzę, nie oznacza automatycznie, że będzie mógł hmm… połączyć kropki (albo zrozumieć co to są zestroje, jamby, trocheje i jak ułożyć dobry wiersz sylabotoniczny).
Więc chyba w sumie jeszcze jest nadzieja. Tylko że takich ludzi, którzy łączą kropki jest mało. Ale w sumie zawsze było ich mało.