Pod każdym łóżkiem czai się potwór

Słodkich snów to taka opowieść o spokojnym szaleństwie i potworze, który może zamieszkać w każdym domu. Pod łóżkiem.

Są ludzie, którzy po prostu nie mogą być szczęśliwi. Coś im nie wychodzi – albo zrozumienie samego konceptu szczęścia, albo po prostu nie wiedzą jak to jest. Każdy dzień to walka ze sobą by ciągnąć to dalej, bo i dużego sensu w tym nie widać. Depresja, niezrozumienie, brak celu – coś tam nie gra i nie pozwala normalnie żyć. Zdarza się. Co jednak, gdy jedynym co pozwala przetrwać jest widzenie nieszczęścia innych?

Do obejrzenia Słodkich Snów skusiły mnie w zasadzie dwie referencje – Pachnidło i Siedem. Na szczęście obraz ma z tymi filmami mało wspólnego i opowiada własną historię. A że to film hiszpański, to i sposób kręcenia i prowadzenia narracji ma dla widza przyzwyczajonego do hollywoodzkich produkcji powiew świeżości.

Mamy więc bardzo spokojną opowieść o domu, szaleńcu i jego ofierze. Nie ma drastycznych scen, wszystko jest jakieś takie normalne. Nawet sceny walki czy umierający ludzie wydają się być pogodzeni ze swoim losem. Nie ma drastycznych scen, nie ma gwałtownych ujęć, nie ma dramatycznej muzyki. Wszystko jest jakieś takie ludzkie. Nawet rozgrywające się dookoła tragedie młodej dziewczyny i matki potwora są przykryte i stonowane. Wiemy, że dzieją się rzeczy straszne, ale wyglądają one tak normalnie.

Clarę to dziewczyna pełna życia, która roztacza wokół siebie aurę sukcesu i szczęścia. I ma to nieszczęście, że jej dozorcą jest Cezar. Nie jestem w stanie ustalić, co tak naprawdę czuje do niej główny bohater. Czy jest to miłość, niespełnienia, fascynacja? Nie wiadomo, on nawet nie próbuje z nią normalnie porozmawiać. Ważne jest jedno – nie umie być z Clarą na jej poziomie, więc musi sprowadzić ją do siebie. Do poziomu wiecznego braku szczęścia. I nie wystarczają mu do tego smsy, maile czy wysyłane listy. Jego plan zakłada dużo więcej. A efektem tego są poranki, kiedy Clara wstaje i pragnie powitać nowy dzień. Przez Cezara nie jest to takie proste.

Co ciekawe, jest on na tyle nieudaną postacią, że nawet nie za bardzo mu kibicujemy oglądając film. Nie jest bohaterem, nie jest osobą wartą emocji widza. To bardziej jeden z elementów eksperymentu – takiego nieudanego. Elementu, który destrukcyjnie wypływa na innych zaburzając całe obserwowane przez nas doświadczenie.

Mimo narzuconej nam przez reżysera czapki spokoju czujemy napięcie. No dobrze, przynajmniej ja w kinie czułem, że zaraz gdzieś to wszystko runie, że nagle ci ludzie zaczną krzyczeć, że uderzy mnie dynamiczny montaż i muzyka. Nie da się przecież tak długo tępić strachu i zastępować go jedynie niepokojem, te negatywne emocje muszą w końcu gdzieś znaleźć ujście. Nie można w kółko jechać na psychotropach. Czy runęło? Nie chcę psuć niespodzianki, ale opowieść trzyma poziom i napięcie do końca, choć przyznam, że trochę brakowało mi jakiegoś fabularnego twistu pod koniec tej opowieści. Czegoś, co uczyniło by ten film jeszcze bardziej wyjątkowym. Bo obejrzeć go na pewno warto.

To takie kameralne, teatralne szaleństwo, które mówi, że warto zaglądać pod łóżko i sprawdzać czy nie ma pod nim potworów. Bo czasami są.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s