Czytam sobie tego fejsa i wpadam na linka do ulotki diecezji warszawsko-praskiej o zagrożeniach jakie czyhają na współczesnego człowieka. Czytam sobie pytania, zaczynam liczyć najpierw pod ile podpadam. Po chwili rezygnuję i liczę te, na które odpowiedziałbym negatywnie. Wychodzi ich mało. Ksiądz Przemysław Sawa wpisał w listę szatańskich zakusów połowę popkultury.
Zło wygrało. Jesteśmy zgubieni.
Czyli pozostaje tylko ukleknac i sie modlic.
Jak widać każdy może popaść w paranoję. A co z miłością bliźniego. Same zakazy?
Najlepsze jest to ,że takowe wnioski księża, spekulanci i wielcy specjaliści nie wysnuwają z samego źródła, a z wyobrażeń na temat danego produktu. Znam spokojnie z 2 księży, którzy to oglądali połowę z tych filmów. W związku z tym, czy przypadkiem nie powinni zostać odrzuceni z kościoła? Jestem wierzący. Jednak kościół jaki przestawia się w dzisiejszej formie jest czasem jak upadająca firma, która tego nie dostrzega. Upada za swoje poglądy i nie zaprzestaje ich narzucać, upadając jeszcze mocniej. Smutne, tym bardziej, że należę do tej wspólnoty zwanej „kościołem”.
Paranoja. Średniowiecze. Na demotywatory i innego digga z tym- może zatoczy koło i autor się zyska nieco wiedzy/perspektywy. :|
To nie są księża, to są fanatycy. To jest obsesja jakaś, to się powinno leczyć.
Ale co was właściwie boli? To, że katolicka ortodoksja jest przeciwna wielu elementom popkultury? Przecież wynika to bezpośrednio z faktu, że katolicyzm jest religią monoteistyczną. Z samej istoty monoteizmu to się bierze. Z tego, że na te elementy (duchowość, etyka, wiara) każdy monoteizm ma, we własnych oczach, monopol. To samo mógłby napisać przedstawiciel ortodoksji judaistycznej albo islamu. Z tym, że ten ostatni mógłby nawoływać do blokowania i eliminowania treści oraz karania konsumentów (jak w Iranie choćby), zamiast tylko unikania.
Ksiądz Sawa nie opublikował tego tekstu dla szerokiej publiczności. To latarnia morska dla innych ortodoksów i tyle. Robienie z tego sieciowej afery nieźle pasuje do discordiańskiego autora blogaska (nie ma to jak celnie wymierzone złote jabłko), ale to, że łykacie jak pelikany i bezrefleksyjnie dołączacie do „chóru oburzonych” jest równie zabawne.
Ksiądz Sawa oczywiście cierpi na typową dla ortodoksów przypadłość, czyli chęć uproszczeń i wepchnięcia do jednego worka wszystkiego co choćby stało blisko przerażających go treści. Nie wnika, nie różnicuje, nie sprawdza – jedzie wielką kosą i ścina wszystko przed oczami (przecież Bóg rozpozna swoich). A wy i reszta internetów dołączacie do tej samej gry (choć po drugiej stronie barykady) i równie na oślep tłuczecie po równo cepami „to nie księża, to są fanatycy”, „to się powinno leczyć”, „średniowiecze”, „a co z miłością bliźniego” i podobne głodne kawałki. Hail Eris.