Nosferatu bez wampira

image_gallery

Na tego Nosferatu w Narodowym to się czaiłem ponad rok. Najpierw zobaczyłem plakaty, że będzie. Potem szykowałem się na premierę, finalnie mając w ręku darmową wejściówkę jakimś cudem nie polazłem. Udało mi się to dopiero niedawno. I potwierdzam – to jest słaba sztuka.

Co może pójść nie tak gdy się ma gwiazdorską obsadę, świetny materiał wyjściowy i genialną oprawę audiowizualną? Ano można nie mieć pomysłu co z tym wszystkim zrobić. I tak niestety jest w tym przypadku.

Nosferatu to sztuka o niczym. Nie czytałem założeń reżysera, ale zakładam, że miała ona pokazywać, co się dzieje w Londynie, gdy biedny Jonatan Harker jest niewolony przez Draculę w jego zamku. Pamiętacie wyuzdane wampirzyce, próbę ucieczki i długie rozmowy z hrabią? No właśnie. Wówczas w stolicy Anglii  całe towarzystwo zdaje się zajmować… no właśnie za cholerę nie wiadomo czym.

Na stronie spektaklu możemy przeczytać, że „Grzegorz Jarzyna sięga po tekst Stokera, by pokazać, w jaki sposób jednostkowe lęki i obsesje materializują się w życiu społecznym; tworzy teatralną opowieść o wpisanej w ludzką naturę potrzebie transgresji, próbie przekroczenia granic materialnych, społecznych i symbolicznych, wyzwoleniu z cielesności.” Z całą stanowczością muszę stwierdzić, że ja tego wszystkiego nie widziałem. Są jakieś poszczególne nie powiązane ze sobą rozmowy. Są jakieś totalnie niewyjaśnione relacje i zachowania, których motywów nawet nie możemy się domyślać, bo nie mamy ku temu żadnych podstaw.

Czy coś łączyło Minę i Draculę? W kultowym filmie Copolli tak. W książce nie. W sztuce? Ni chu chu nie wiadomo, ale w jakiś sposób ma on do niej słabość nie wiadomo dlaczego. Czy Renfield, na maksa wzorowany na filmowej kreacji, spotkał wcześniej wampira? Czy Jonathan wraca przemieniony w ghoula/wampira? A jeżeli nie, to czego bije Minę? Od kiedy Van Helsing podziwia nieumarłego? Tych pytań jest mnóstwo, bo fabularnie sztuka się po prostu nie skleja.

W sztuce jest świetna obsada i widać, że problem nie leży w aktorach, a w reżyserze. Dracula który nie może się zdecydować czy jest zaledwie mrocznym cieniem, potworem czy głównym rozgrywającym, Van Helsing nie będący ani przywódcą, ani doradcą, bezbarwny Harker i Quincy Jones. No i Renfield… będący po prostu Renfieldem. W sumie największą uwagę zwraca kreacja Lucy, bo ale nie trudno o to, bo i pokazuje się nago i w tej wersji, o dziwo, przeżywa.

Zawodzą też technikalia. Aktorzy mówią do mikrofonów, przez co odbiera się cały intymny odbiór teatru. Nie mamy już pewności, że to przedstawienie jest grane tylko dla nas, bo przecież może cała ścieżka dialogowa lecieć z playbacku. A wrażenie to potęguje tłumaczenie na angielski, które widzimy na górze (sam pomysł fajny), na którym czasami pojawia się zegarek odliczający czas do kolejnej kwestii.

Serio, zachodzę w głowę, jak można było zepsuć taki temat. I to z możliwościami Narodowego…

I jak można było uczynić opowieść o wampirze nudną???

2 thoughts on “Nosferatu bez wampira

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s