ACTA – bunt importowany

W sumie najbardziej w całej tej aferze o ACTA wkurza mnie, że jedynym skutecznym sposobem na zwrócenie uwagi Generała Publicznego (General Public – opinia publiczna, czy też w zasadzie publiczne wrażenie, bo ludzie coraz rzadziej mają swoje opinie) był DDoS Anonimowych. Nie podoba mi się ten sposób prowadzenia debaty, ale wygląda na to, że jest jedynym skutecznym.

Ciężko uniknąć tego tematu, więc sobie trochę o ACTA poczytałem. Pomysł tego międzynarodowego porozumienia funkcjonuje od 2006 roku, negocjacje paru krajów zaczęły się w 2008. Wikipedia podaje cały tajmlajn wydarzeń:

16 grudnia 2011 Rada Unii Europejskiej przyjęła porozumienie w sprawie ACTA. 18 grudnia 2011 Rada Unii Europejskiej opublikowała krótką wzmiankę o przyjęciu ACTA na stronie 43 komunikatu prasowego na temat rolnictwa i rybołówstwa. Przyjęcie ACTA przez Radę UE zostało dokonane w okresie polskiej prezydencji. „Proces ten był jednym z priorytetów Ministerstwa Gospodarki realizowanych podczas przewodnictwa Polski w Radzie UE.”
25 listopada 2011 Rada Ministrów przyjęła uchwałę umożliwiającą podpisanie ACTA przez Polskę. Złożenie podpisu jest planowane na 26 stycznia 2012.

Tak się nie robi, drogi rządzie

Pierwsza rzecz, jaka rzuca się w oczy to SKANDALICZNE ukrycie informacji przez nasz rząd. I tutaj nie ma przeproś – obrońcy ACTA mają ciężki orzech do zgryzienia, bo skoro to takie super, normalne i dobrze zaprojektowane prawo, to dlaczego pisano o tym w miejscu, do którego nikt normalny raczej nie zagląda?

Bardzo też nie podoba mi się brak poddania pod debatę publiczną samych zapisów i wyjaśnienie ludziom, o co tak naprawdę chodzi. Ja wiem, że wybraliśmy sobie sami przedstawicieli i oni za nas w dużej mierze podejmują decyzje, ale wiadomo było, że to kontrowersyjna ustawa i chroniąc swoje tyłki i uwalniając się od wszelakich podejrzeń i teorii spiskowych, należało to przeprowadzić bardziej transparentnie.

Zresztą, całą historię nie ujawniania informacji o ACTA mimo obietnic można przeczytać na vagla.pl.

Bunt importowany

Ale ciekawy też jest przebieg wydarzeń po drugiej stronie barykady. W zasadzie wszyscy zorientowali się, że jest jakieś ACTA, kiedy USA oburzało się na SOPA. O sytuacji wiadomo od co najmniej miesiąca i w zasadzie nikogo ona nie interesowała, do momentu gdy amerykańskie media (gamingowe, Wikipedia itd) zorganizowały protest i się wyłączyły. A tak naprawdę nie to ruszyło masy do DDoSowania, ale zamknięcie Megauploadu. Być może ktoś o tym pisał wcześniej i ostrzegał, ale tak naprawdę do świadomości narodu dotarło, że coś może być nie tak, gdy zamknięto serwis pozwalający na jumanie seriali i filmów.

Smutne to strasznie, zresztą pokazuje, o co naprawdę chodzi milczącej masie anonimowych i osoby je wspierające. Osoby publicznie deklarujące swój sprzeciw ACTA mogą pisać:

ACTA to porozumienie w sprawie obrony praw autorskich – źle sformułowane, stworzone w niejasnych okolicznościach i błędne w założeniach, ale wciąż mówiące o obronie praw autorskich. Które same w sobie są bardzo szczytne! Kiedy kwestionujemy sens własności intelektualnej i prawo twórcy do wynagrodzenia, nie tylko okazujemy brak szacunku do cudzej pracy, ale i wpadamy w pułapkę. Nie da się obronić “piractwa” tezami pokroju “zabierają nam darmowe seriale”. Używając ich tylko się pogrążamy. Dyskusja o ACTA to nie to samo, co dyskusja o piractwie.

Niestety nawet pod tego typu odezwami bardzo szybko pojawiają się komentki wskazujące, że niestety to o te seriale głównie chodzi.

Protesty to czysty zysk

Level 77 – firma sprzedająca koszulki – na łamach jednego z serwisów o grach opublikowała materiał o, a jakże, koszulkach które można kupić by samym sobą mówić o proteście. Kupić oczywiście od jej zagranicznego partnera – firmy Jinx. Strasznie kojarzy mi się to z jednym z obrazków, który widziałem na sieci, gdzie przy okazji okupowania Wall Street za jedyne 5$ można było kupić koszulkę z napisem „Koniec Kapitalizmu” (jak wygooglam znowu, to zalinkuję). Ale robienie kasy na naszywkach i koszulkach (ciekawe, czy mają zastrzeżone prawa autorskie), to jedno.

A fejs to zupełnie inna sprawa. Idę o zakład, że wiele ze stron fanowskich zbierających do kupy przeciwników ACTA to tak naprawdę farmy fanów, cynicznie założone na nałapanie leniwych, ale też i poprawnie zaangażowanych internautów.

Dlaczego leniwych? Bo strasznie prosto jest odpalić sobie programik, który pomoże naszemu komputerowi wziąć udział w DDoSie, strasznie prosto lajknąć fanpejdża. Nieco trudniej zrobić coś samemu – zorganizować protest czy też debatę, sprawdzić jak wybrani przez nas posłowie zapatrują się na to prawo, sprawdzić, kto jak głosował, poczytać o co w tym ACTA chodzi i jakie są zagrożenia inne poza „zabiorą mi moje seriale”.

Zagrożenia

Mądrzejsi ludzie ode mnie sporo już o ACTA napisali, pożerują więc na ich wiedzy. Na początek Alex:

Największy problem z ACTA jest takim, że nie ma tam nic kontrowersyjnego. […] To umowa międzynarodowa która mówi, że państwa ją podpisujące biorą na siebie obowiązek zwalczania piractwa materiałów elektronicznych objętych prawem autorskim i obrotu podróbkami. Sygnatariusze zobowiązują się do pewnych konkretnych działań w tym celu. Powołane też zostanie międzynarodowe ciało koordynujące te działania. To w zasadzie wszystko. Diabeł siedzi w szczegółach i historii.

Czy to coś nowego? Nie.

Internetowe komentarze bulgocą oburzeniem, że oto Internet stanie się przestrzenią totalitarną, objętą wzrokiem straszliwych korporacji ograniczających wolność. Tyle, że taką przestrzenią Internet jest od dawna. Wyspecjalizowane firmy, na zamówienie wytwórni filmowych i płytowych, monitorują sieć w poszukiwaniu piratów, za ujawnienie podatności w zabezpieczeniach można mieć kłopoty, podobnie za sprzedaż urządzeń do ich obchodzenia (np modchipów do konsol). ACTA ujednolica tylko takie działania na całym świecie. Za pirackie płyty można iść siedzieć już teraz.
Wdrażanie postanowień ACTA odbywać się będzie na poziomie krajów. Tu możliwe jest wprowadzenie wielu drastycznych przepisów i regulacji, ale też w demokratycznych krajach obywatele mają dużo większy wpływ na działania rządów. Łatwiej będzie protestować przeciwko konkretnym zmianom w konkretnych prawach — ale ACTA takich zmian wprost nie narzuca.

Zresztą dokładna analiza ACTA przeprowadzona na Teukro’s Blog dokładnie wylicza realne zagrożenia (nie spekuluje, nie mówi, co móże się wydarzyć, albo jak to potencjalnie zaszkodzi). Ograniczę się do zacytowania podsumowania:

najbardziej kontrowersyjne elementy ACTY, to […] bezprecedensowym rozbudowaniu środków, służących osobie dochodzącej roszczenia w postępowaniu zabezpieczającym. Przy niewystarczającym zrównoważeniu w prawach osoby przeciwko której środki są stosowane, dają one – potencjalnie – możliwość dochodzenia roszczeń poza właściwym procesem, z pominięciem stanowiska osoby dokonującej rzekomego naruszenia. Podkreślić jednak należy, że postanowienia ACTA – przynajmniej w takim zakresie, w jakim jestem je w stanie ocenić – nie są zaskakujące czy też sprzeczne z trendem, jaki obserwujemy w prawodawstwie polskim już od wielu lat.

I jeszcze ważna informacja pada w jednym z komentarzy do tego tekstu:

Jako umowa międzynarodowa ACTA jest aktem prawnym, którego ewentualna zmiana lub od którego odstąpienie nastręcza znacznie poważniejsze trudności, niż zmiana dotychczasowej ustawy o prawie autorskim. Prowadzi to co najmniej do ugruntowania obecnego pojmowania prawa autorskiego i jego ochrony cywilnej i karnej. W konsekwencji przyjęcie ACTA uczyni w zasadzie niemożliwym zrealizowanie postulatów postępowych w tej sprawie grup, żądających rekonstrukcji pojęcia majątkowych praw autorskich. A szkoda.

Czy coś się da zrobić?

DDoS na strony rządowe zwrócił uwagę mediów na problem i zaczęło się. Znani mainstreamowi dziennikarze starej daty zaczęli wygadywać bzdury w telewizji, politycy za bardzo nie chcą się przyznać kto i co podpisał. No a z rozmów wynika, że niezależnie od wszystkiego Polska ACTA podpisze. Na vagla.pl czytamy:

Dowiedzieliśmy się, że teraz nie można już, oczywiście, cofnąć decyzji o podpisie polskiego przedstawiciela pod dokumentem ACTA, że ten podpis zostanie złożony i że to otworzy drogę do procedury ratyfikacji tej umowy. Zapytałem przedstawicieli obu ministerstw o to, czy mają jakąś koncepcje rozwoju wypadków, gdyby się okazało, że Parlament Europejski albo polski Sejm nie wyrażą zgody na ratyfikację tej umowy międzynarodowej. Usłyszałem, że „byłby to wstyd”. Zastanawiam się, co jest większym wstydem i czy przez przypadek nie sposób pracy nad tego typu umową międzynarodową, w ramach której domagająca się informacji publicznej „opinia publiczna” nie mogła takich informacji uzyskać.

Smutna rzeczywistość

Jaki wpływ będzie miało ACTA na nasze życie dopiero zobaczymy. Jak na razie wizje katastroficzne, które towarzyszyły podpisaniu DMCA (Digital Millenium Copyright Act) – ustawa obowiązująca od 1998 w USA zabraniająca tworzenia i rozpowszechniania technologii, przy użyciu których mogą być naruszone cyfrowe mechanizmy ograniczeń kopiowania), jak na razie się nie sprawdziły, albo ja ich nie odczułem.

Póki co jest pretekst do DDoSowania stron, lajkowania fanpejdży i bycia internetowym bohaterem małym kosztem.

Jedni wypłyną na byciu trybunem ludowym (w czym nie ma nic złego, zwłaszcza jeżeli wkłada się w to dużo pracy), sklepy zarobią na koszulkach i gadżetach, agencje i famerzy na fanach z fejsa.

Mam nadzieję, że ta cała zadyma spowoduje, że po raz ostatni ważna społecznie i kontrowersyjna ustawa będzie chowana w dokumencie o łowieniu ryb.

Bo co do tego, że reszta pozostanie bez zmian nie mam wątpliwości. Nikogo nie będzie interesowało co się dzieje, dopóki wódka będzie tania, a seriale za darmo. Nadal będzie obowiązywał model sprzeciwu społecznego polegający na napisaniu [*] w statusie przy żałobie i puszczeniu programiku do DDoSa wraz ze stadem, bez większej refleksji na temat.

5 thoughts on “ACTA – bunt importowany

  1. A mnie to cieszy, że właśnie pozbawianie ludzi możliwości „jumania” (nie lubię tego eufemizmu) pokazuje im, że gdzieś tam im szykują świat czy internet skrojony według wizji kolesi z RIAA i MPAA. Świat, w którym ma być inaczej niż w tym obecnym, do którego już się przyzwyczaili, poprzez czasy kasety magnetofonowej, VHS, rynku wtórnego książek, wymiany się grami, dzieleniem się muzyką MP3, czy swobodnego ściągania filmów i seriali.

    To jest dla nich świat atrakcyjny i ciekawy. Świat, w którym wygrywa reżim „własności intelektualnej” jest nieciekawy i nienowoczesny. Taki, w którym zabawa odbywa się pod okiem czujnego IP-ormowca. W którym YouTube jest nudny i wypełniony jedynie koncesjonowaną muzyką mejdżerów. Gdzie serial oznacza pojawienie się o określonej godzinie przed prostokątnym pudełkiem, a nie obejrzenie go w dowolnym momencie, na dowolnym urządzeniu, w dowolnych porcjach, za darmo.

    Wypowiadanie wojny przyszłym pokoleniom nie wydaje mi się dobrym pomysłem, bo się ją przegra. Prędzej czy później.

  2. @tosiabunio: „Gdzie serial oznacza pojawienie się o określonej godzinie przed prostokątnym pudełkiem” – proszę Cię, bez takiej taniej demagogii, bo to się obala w 3 sekundy – sporo (nie napiszę większość, ale chyba każdy dostawca TV ma w ofercie taki model) STB ma funkcję PVR. Możesz zaprogramować nagrywanie i odtworzyć w dowolnym momencie. To nie jest różnica da się czy nie da się, tylko różnica, czy trzeba będzie za tę funkcję dodatkowo zapłacić.

  3. Nic się nie obala – takie urządzenie zmusza mnie do obejrzenia serialu tam, gdzie to pudełko mam podłączone do dostawcy kabla (nie mam kablówki) i telewizora. Serial, który sobie ściągnę oglądam gdzie chcę, kiedy chcę i na jakim urządzeniu mam ochotę. Czy to TV, czy komputer, czy tablet, czy nawet telefon. Ja decyduję.

    Ja także decyduję, które seriale oglądam, a nie jakiś dyrektor programowy stacji za mnie. To ja decyduję, czy oglądam je ciurkem, cały sezon w kupie, w dowolnych porcjach, czy co tydzień, z przerwami na swięta, sezon ogórkowy, zmiany ramówki itp.

    Klasyczna telewizja to dinozaur, który właśnie patrzy na lecący w jej stronę meteor.

  4. Anonimowi to dzieciaki częściej niż dorośli. Czego oczekujesz po nastolatkach z dużą ilością wolnego czasu, dużą ochotą do draki, olbrzymią chęcią do bycia „cool” i małym doświadczeniem życiowym?

    Że przeczytają ustawę, mającą 25 stron?
    Napisaną prawniczym językiem?

    Czytujesz takowe samemu? Nie piszę tu o ACTA, ale uczciwie sam sobie powiedz, ile ustaw przyjmuje nasz rząd? Ile z nich czytałeś? W pełni? Z załącznikami? Patrząc na definicje, idąc za odwołaniami? Czytałeś prawo każące rozliczać swojego PITa? Tak dokładnie, by go pojąć?

    Przeciętny człowiek nie czyta umowy jaką podpisuje, jeśli ma ona dwie strony A4.

    Narzekanie na to nie zmieni faktów. Wymaganie od anonimowych by byli kimś więcej, niż jest cały ich ruch, raczej też nie. Ich ruch nie jest ruchem bojowników o wolność, aczkolwiek w wielu miejscach się kurcze sprawdził w tym charakterze (np. scjentologia).

    Ludzie mają swoje życie. Nie mają czasu na takie sprawy. A czemu? Bo ich jest za wiele. ZA WIELE. Masakry w Ruandzie? Komuniści i SBcy co torturowali ludzi w więzieniach? Jak Rosja wjechała do Czeczenii? Ba, nawet Hitlerowcy jeszcze nie są rozliczeni, ilu ich siedzi w Urugwaju i dożywa / dożywało swoich dni w spokoju! W Afryce ludzie mrą na AIDS masowo. Koralowe rafy umierają. Globalne ocieplenie: w samej Polsce zima zaczyna się znacznie później niż 15 lat temu.

    Ile z tego zwykły człowiek ma wziąć na klatę? I jak potem ma wyżywić rodzinę? Być osiem godzin w pracy pięć dni w tygodniu? Spędzić czas z rodziną? Pożyć po prostu? Coś z sobą zrobić, może coś poczytać, może gdzieś się wybrać?

    Jak sądzisz, dlaczego rewolucje nie zdarzają się codziennie? Dlaczego w Chinach nie wybuchło krwawe powstanie obalające reżim? Dlaczego w Korei Północnej ludzie tak głodują, że cały kraj dosłownie MALEJE (wzrost populacji jest coraz niższy) i nie buntują się?

    Że bunt importowany? A jaki ma być? przecież tak naprawdę, wszystko to jest jednym i tym samym. PIPA, SOPA, Patriot Act, Millenium Act, sama ACTA wreszcie, to wszystko jeden trend. Wyszło z RIAA i MPAA. To jaki bunt ma być?

    ACTA jest wstępem. To co pisze Teucro to jedno, ale faktem jest, że RIAA oraz MPAA idą coraz dalej ze swoimi projektami. Co pewien czas przemycają też na własnym podwórku prawdziwe monstra. Przykłady:

    Ustawa dająca FBI hasło admina do Windows (użytkownik nie ma hasła admina, ma je tylko Windows i ew. FBI). Każdego Windows, którego użytkownik jest o coś podejrzany. Bez informowania go o tym. Znienacka w Twoim domu, buszując wśród Twoich rzeczy, są rządowi kolesie. Bo a nuż zrobiłeś coś złego.

    Zablokowane przez protesty, ale bynajmniej nie umarło.

    Ustawa dająca prywatnym ludziom możliwość zniszczenia Twojego bloga. Dlaczego? Bo w komentarzu dałem linka do „copyrightowanej” treści. Ty zły piracie! Masz linka, płacisz. Płacisz za:
    1) to, że ułatwiasz kradzież
    2) to, że ten link mógł być przez Cię kupiony i być legalnym linkiem – czyli płacisz twórcy i całym pośredniczącym korporacjom tak, jakbyś kupił prawo do tego linka
    3) płacisz za wszystkich odwiedzających co mogli to przez Twojego bloga

    Płać, Twoja wina, że ja dałem linka na Twoim blogu. Twój blog, Twoja wina.

    W trakcie blokowania. I nie, nie umarło.

    Ustawa delegalizująca oprogramowanie, którego JEDNĄ z funkcji, jest kopiowanie płyt (także tych zabezpieczonych).

    Przeszła. We Francji nie można mieć, pod groźbą więzienia.

    RIAA i MPAA pozywają o jedną głupią empetrójkę na wiele tysięcy dolarów. Swego czasu zrobili jazdę nieprzeciętną z tymi procesami i wystraszyli ludzi. Po co to zrobili? Tylko po to, by się ludzie bali.

    Oni nie chcą zmieniać prawa na działające. Oni chcą pieniędzy i restrykcji, by wymusić pieniądze. ACTA jest wstępem.

    • Przepraszam, że tak długo zajęło, ale byłem dość zajęty. Po kolei:

      – Nie, ludzie zwykle nie czytają umów, ale i też zwykle z ich powodu nie wychodzą na ulicę. Zasada brzmi – wiedz, przeciw czemu demonstrujesz. Po prostu. ACTA i protesty to ważna sprawa – ale zabierając głos i będąc po którejś ze stron warto wiedzieć dlaczego.

      – Wielkie sprawy i zaangażowanie – nie wymagam absolutnie. Chcę tylko, żeby miało miejsce to co napisałem wyżej – wiemy dlaczego coś robimy

      – Bunt importowany to żal o to, że nie potrafiliśmy zauważyć sami, tego co się dzieje, a jedynie przenieść protest Amerykanów na nasz grunt. Tak samo jak chodzenie do starbaksa.

      – Sorki, ale reszta to demagogia. Jak na razie mechanizmy prawne w PL do tego są, jakoś nie słyszałem, by były nagminnie wykorzystywane.

Dodaj komentarz