Nie znam się na muzyce. To znaczy nie to, żebym nie słuchał, nie wiedział co mi się podoba i takie tam. Po prostu gdzieś dawno temu przestałem rozróżniać kolejne gatunki. A zwłaszcza w elektronice.
Kiedyś to było prosto. Punkt, metal, ska, regge, rock, techno, ambietne, trans, house, gabbet i takie tam. Teraz? Czort wie, jakieś idm, space czy inne badziewie. Nie ważne, bo ja w sumie nie o tym. A bardziej o tym, jak elektronikę na żywo się prezentuje.
A wygląda to słabo. Żywe instrumenty i zespół daje energię, ale też i pokazuje, że ktoś tam rzeczywiście coś robi. Pomijając na chwilę sprawę playbacków aranżacje koncertowe są inne a przez to unikalne. Koncert jest więc, a przynajmniej powinien być, niepowtarzalnym przeżyciem. W przypadku elektroniki jest inaczej. Muzyka brzmi tak samo, odtwarzanie jej jest zawsze takie samo.
I tu mam największy zgrzyt. Włóczę się po tych koncertach/imprezach i często po prostu nie wiem, czy koleś za konsoletą, albo laptopem po prostu nie puszcza swojej playlisty z ajtjunsów. Tajemnicza mina, chwila skupienia przy pochyleniu się trochę tańca i voila. Ostatniemu od minimali nawet tego się nie chciało. Po prostu znudzony patrzył się w ekran.
A przecież da się inaczej. Wizualizacje to jedno, ale mój znajomy pokazał mi kiedyś jak można robić muzykę na żywo. Jak reagować na to, co dzieje się w klubie. Bawić się dźwiękami publiczności i też wizualnie pokazywać, że ta muzyka żyje. Bo żyje i może być równie niepowtarzalnym przeżyciem, jak ta grana na instrumentach. Przykład? Wiracki
Bo w innym przypadku ten słynny koleś DJ nawet nie musi przyjeżdżać. Można postawić jego tekturową podobiznę, obok komputer i odpalić jakieś empetrójki. Efekt będzie chyba ten sam.
Dla tego czesto zatrudniają dodatkowego ‚grajka’ np z saksofonem lub wokal. Niestety nie duzo jest ludzi którzy potrafią zrobic show jednoczesnie puszcając elektronikę. Ostatnio widziałem w palacu kultury gościa, który grał trochę jak Dub FX, czyli na żywo nagrywał i zapętlał dźwięki. Fajnie ale bez energii, ludzie stali, sluchali i patrzyli ale nikt nie tanczył. Z kolei 2 lata temu na Audio River był Spor. Gość wyszedł , stanął i skupił się na swoim. Tłum oszalał. Dążę do tego , że nie ma zasady. Wydaje mi się, że działa to w następujący sposób: Jeżeli na występ danego artysty faktycznie przyjdą jego fani, to choćby zasnął za konsoletą i tak będzie dobrze.
Pozdrawiam!
A taki dodatkowy grajek z saksofonem często wbrew pozorom dużo daje. Przynajmniej w klubach, gdzie muzyka… well, no jest jaka jest. Taki dodatkowy żywy instrument sporo daje.
Byłem swego czasu na Pendulum w wersji DJ Set. Tyłek urywało. Raz, że kawałki były inaczej miksowane, więc nie było to wcale to samo co na albumie – masa remixów, inne tempo, kawałki połączone w jeden długi przechodzący w kolejne utwory, a do tego MC, który fikał po scenie, tańczył, wrzeszczał i śpiewał. Koncert pełną gębą, a był tam tylko DJ z konsolą i MC. Jak się chce i potrafi to można.
Ja dlatego lubię deadmau5a i Simian Mobile Disco.
Ten pierwszy ma przy sobie z dwadzieścia osprzętów a SMD przyjeżdża z syntezatorami wielkości małego budynku i wszystko idzie live :)