To w sumie ciekawe, jak bardzo zmieniło się postrzeganie latania przez te lata.
Kiedyś każdy lot był przeżyciem, przygodą i czymś ekskluzywnym. Ludzie stroili się do samolotów, stewardessy były kimś niezwykłym z zawodem marzeń.
A teraz? Latanie stało się czymś przez co trzeba po prostu przejść. Męczące kontrole, niewygodne fotele, coraz gorsze jedzenie. A do tego często albo długie godziny oczekiwania na lotnisku albo bieg do kolejnego samolotu. Stewardessy zaś zjechały do poziomu kelnerko-hostessy. Słabo.
Przyjemność stała się uciążliwą koniecznością. A wszystko to w zaledwie parę lat. Serio – pamiętam swój pierwszy lot do UK w liceum i było wtedy naprawdę inaczej. No chyba, że mi wyobraźnia płata figle lub zachorowałem na syndrom starych dobrych czasów.
W każdym razie ciekawie to może wyglądać w przyszłości. Bo przecież dzięki transmisji obrazu i dźwięku nasza fizyczna obecność przy większość spotkań nie będzie konieczna. Być może latanie i spotykanie się w realu (brrr, jak nie lubię tego określenia) służyć będzie wyłącznie dla podkreślenia wagi spotkania bądź też celów reprezentacyjnych? „Było to dla nas tak ważne, że wysłaliśmy do Was naszego człowieka”.
Tymczsem przede mną kolejne 12h podróży. I to offline. I jakoś strasznie ważny z tego powodu się wcale nie czuję.
dodałabym jeszcze dwie zmiany: strach przed lataniem mi z liczbą lotów uleciał i mam wrażenie, że kolejna wielogodzinna podróż jest łatwiejsza do zniesienia, niż parę lat temu
Haha, ciekawe czy awersja do wyrażenia „w realu” odnosi się jedynie do formy językowej czy też do stanu? ;)
Niewdzięczniku! Oddaj mi swoje bilety! Mi frajda z latania w ogóle nie mija. Poza tym standardy spadają najszybciej w Economy/Coach, bo ma być dostępna dla jak najszerszego grona klientów. Przód i tył samolotu docierają na miejsce jednocześnie, jak chcesz mieć trochę lepsze żarcie, 4cm fotela ekstra i uważniejszą obsługę, to dopłacasz słono.
Myślę, że „inność” to bardziej wynik nostalgii i niemożności odtworzenia tego samego „zadziwienia”, niż zachodzących zmian. Jasne, pasażerowie kiedyś byli traktowani inaczej itp. ale samoloty w efekcie były droższe, głośniejsze i często wolniejsze. Po prostu już Ci to „nie robi” :)
A to możliwe. Generalnie 2 dni po tamtej stronie oceanu to zdecydowanie za mało