Boję się trochę faktu, że coraz mniej rozumiemy współczesne technologie. Urządzenia stają się coraz prostsze w obsłudze i coraz bardziej skomplikowane w budowie, przez co nie za bardzo wiadomo, co tam w zasadzie się w środku dzieje. Parę przycisków, kilka opcji i bach, nagle możemy porozmawiać sobie z naszym telefonem i wydać mu proste polecenia. Z drugiej strony komputery poznają nas coraz lepiej. Umieją nas leczyć, zapewniać i polecać nam rozrywkę, pisać za nas artykuły, a nawet bawić się w psychologa. Pachnie mi to buntem robotów w niedalekiej przyszłości.
Czytam sobie o tym, co potrafią już zrobić komputery i czuję, że żyję w świecie przyszłości. Zawsze wydawało mi się, że maszyny z łatwością zastąpią robotników i niewykwalifikowaną siłę roboczą, by potem zająć się nieco bardziej wymagającymi zawodami, takimi jak krawcowe, hydraulicy czy zegarmistrzowie. Nieco później maszyny miały przejąć role lekarzy i inżynierów. Wolni od lęków o swoją przyszłość mieli być humaniści. Nawet literatura fantastyczne zwykle pokazywała rozmaite sztuczne inteligencje w roli łamaczy szyfrów, projektantów wirtualnych rzeczywistości czy wojennych strategów. O ich dokonaniach na polu kultury i sztuki czytaliśmy mało.
Tak od razu mogę wymienić tylko Stanisława Lema i stworzonego przez niego Elektrybałta – robota, który umiał tworzyć poezję, choć zapewne przykładów jest więcej. Ważne, że już w latach 60 futurysta przewidywał, że tego typu wynalazki nie spodobają się to artystom.
Minęło niewiele czasu, a wieść o elektrycznym wieszczu dotarła do prawdziwych, to jest – zwyczajnych poetów. Oburzeni do żywego, postanowili ignorować maszynę, znalazło się wszakże kilku, na tyle ciekawych, że wybrali się chyłkiem do Elektrybałta. […] Po niedługim czasie doszedł do takiej wprawy, że jednym, drugim sonetem zwalał z nóg zasłużonego wieszcza. I to było najgorsze chyba, okazało się bowiem, iż z zapasów wychodzą cało tylko grafomani, którzy, jak wiadomo, nie odróżniają wierszy dobrych od złych […]Natomiast prawdziwych poetów Elektrybałt dziesiątkował, chociaż pośrednio, bo wszak nie czynił im nic złego. Niemniej najpierw pewien sędziwy liryk, a potem dwu awangardzistów popełniło samobójstwo, skacząc z wysokiej skały, która fatalnym zbiegiem okoliczności sterczała właśnie przy drodze, łączącej siedzibę Trurla ze stacją kolei żelaznej.
Poeci zwołali zaraz szereg zebrań protestacyjnych i zażądali, aby maszynę opieczętowano, lecz poza nimi nikt na fenomen nie zwrócił uwagi. Owszem, redakcje gazet były nawet rade, albowiem Elektrybałt, piszący pod kilkoma tysiącami pseudonimów na raz, miał gotowy poemat wskazanych rozmiarów na każdą okazję, a ta okolicznościowa poezja była taka, że obywatele wyrywali sobie gazety z rąk i na ulicach widziało się wniebowzięte twarze, nieprzytomne uśmiechy oraz słyszało się ciche łkania. Wiersze Elektrybałta znali wszyscy; powietrze trzęsło się od błogich rymów, a natury co wrażliwsze, rażone specjalnie skonstruowani metaforami czy asonansami, nieraz mdlały nawet; lecz i na tę okazję był przygotowany gigant natchnienia, albowiem zaraz wyprodukował odpowiednią ilość sonetów trzeźwiących.
Finalnie Trurl – konstruktor Elektrybałta – maszynę był zmuszony wyłączyć, bo środowiska literackie zaczęły obrzucać jego dom kamieniami i strzelać do cyberpoety. Dodatkowo wykańczały go rachunki za elektryczność. Gdy to okazało się niemożliwe, bo odpowiednim wierszem była ona w stanie obezwładnić każdego sytuacja wydawała się być beznadziejna. Na szczęście znalazł się chętny, który odholował ją do innego systemu gwiezdnego.
No ale to tylko fantastyka naukowa i „Bajki Robotów”. Przecież takie rzeczy nie istnieją, prawda? Nie do końca. Bo komputery zaczynają już oceniać i jeżeli nawet nie tworzyć, to pomagać tworzyć muzykę.
O tym, czy dana piosenka będzie hitem decyduje podobno algorytm, a na jego podstawie programy mogą też próbować stworzyć swój własny przebój. To nie jest fragment książki, to nasza rzeczywistość, jak wynika z tekstu „Algorytmy czują bluesa, czyli przepis na przebój idealny„.
To ostatnie najbardziej przeraża krytyków. Wkrótce nie będą bowiem w stanie odróżnić iskry bożej od działań kodu. Filozofów martwi z kolei już sam udział algorytmów w procesie twórczym. Zdobywca Nagrody Pulitzera i znany myśliciel Douglas Hofstadter w książce zatytułowanej „Virtual Music” żalił się: „Przeraża mnie i jednocześnie zadziwia fakt, że zjawiska dotykające istoty mojego jestestwa mogą być wytwarzane przez mechanizmy miliony razy prostsze od misternej biologicznej konstrukcji, która mieści ludzką duszę”.
Póki co buntów muzyków i krytyków muzycznych nie uświadczyliśmy, choć jeżeli przewidywania Lema są słuszne, to możemy się ich za jakiś czas spodziewać. Zresztą dziennikarze też nie mają przed sobą jasnej i pewnej przyszłości. Czytam sobie „Ten tekst napisał człowiek. Kto żyw, niech go przeczyta” i widzę, że niedługo i mój zawód może znaleźć się na liście gatunków zagrożonych.
Z dziennikarskiego śledztwa telewizji CBS wynika, że na amerykańskiej giełdzie większość transakcji zlecają superszybkie komputery, a nie zbyt powolni jak na dzisiejsze czasy maklerzy. Owe komputery w ułamku sekundy decydują o zakupie czy sprzedaży akcji na podstawie… depesz agencyjnych, które – jak słyszymy – przygotowały inne komputery.
Na razie to tylko sport i ekonomia, ale reportaże i relacje zapewne będą kolejne. Zresztą, warto zauważyć, że komputery tworzą same dla siebie zamknięty ekosystem. Kupują i sprzedają akcje pod wpływem informacji publikowanych przez inne maszyny. Człowiek zaczyna być w tym obiegu zbędny. Tak na oko, to ostatnie powinny paść blogonotki, bo tu w grę wchodzą emocje, a z tymi komputery mają jeszcze ciężko. Ogólnie można by powiedzieć, że to co ludzkie jest im obce. I mamy na to dowody, jak chociażby rozpoznawanie twarzy. W artykule Nadciąga chmura inteligencji czytam:
[…] sposób, w jaki myślimy, został ukształtowany przez ostatnie 10 mln lat ewolucji i bardzo ściśle zależy od warunków, w jakich powstawał nasz gatunek. Wystarczy spojrzeć choćby na wyjątkowy dla człowieka system rozpoznawania twarzy. To, że dostrzegamy je nie tylko u innych ludzi, ale też na nadpalonych tostach, w tłustych plamach na szybach czy w układzie marsjańskich gór, jest efektem działania znajdujących się w płatach skroniowych mózgu grup neuronów, które aktywują się wyłącznie w reakcji na ściśle określone zespoły kształtów – zestaw oczy-nos-usta w różnych wariacjach. Z ewolucyjnego punktu widzenia to zrozumiałe – skuteczne rozpoznanie twarzy jest kluczowe dla życia społecznego.
Oczekiwalibyśmy naturalnie, że sztuczna inteligencja, której pokażemy tost, na którym widzimy zarys twarzy, wykrzyknie: „O, faktycznie! Ale fajne!”. Tyle że to głęboko antropocentryczny sposób myślenia – maszyna nie przechodzi procesu ewolucji, jaki mamy za sobą, nie wykształciła więc struktur w ten sposób działających. To samo dotyczy większości ludzkich cech, których trudno nauczyć się na podstawie samej obserwacji naszych zachowań.
Zawsze wydawało mi się, że psychologowie jako ostatni odejdą do lamusa. Ludzie ledwo co znają się na innych ludziach, więc skąd kawałek plastiku z procesorem ma wiedzieć, jak uleczyć nasze skołatane przez cywilizację nerwy i przynieść ulgę od tego, co robią nam nasze głowy. „W 1856 roku przeciętny obywatel spędzał w pracy dwa razy więcej czasu niż dziś. To spora różnica – wiem o tym, bo codziennie pracuję jako konsultant biznesowy w zarządach firm wielkich i maleńkich, a tam ludzie się zastanawiają ciągle co to jest czas wolny, a co to praca i ile ma czego być” – powiedział w jednym z wywiadów Miłosz Brzeziński i trudno się z tym nie zgodzić. Nasz wolny czas przestała pochłaniać walka o przetrwanie i zapewnienie sobie środków do życia i nagle pojawiło się dużo czasu wolnego, a wraz z nim problemy i pytania o sens tego wszystkiego. Fantaści przewidywali, że odpowiedź na takie pytania wygenerowana przez maszynę może być dla nas po prostu niezrozumiała i brzmieć na przykład „42”. W końcu jak głupia maszyna może zrozumieć skomplikowaną ludzką logikę. W jaki sposób może ulżyć ludziom pogrążonym w swoich własnych, nieciekawych myślach.
Rzeczywistość znowu nas zaskakuje i komputery umieją poradzić sobie z naszą depresją.
Wideo powyżej to gra SPARX. Nie wygląda jakoś szczególnie okazale i hardcorowych graczy może sama z siebie przyprawić o momenty zwątpienia. Nie przeznaczono jej jednak dla nich. To wirtualny świat przygód mający za zadanie leczenie z depresji. I jest skuteczny, bo badania dowodzą, że ma podobne efekty co sesje z psychologiem.
W badaniach naukowców z Uniwersytetu z Auckland wzięło udział 94 nastolatków o średniej wieku nieco ponad 15 lat. Wszyscy mieli zdiagnozowaną depresję. W trakcie rozgrywki gracze musieli pokonać 7 wyzwań w okresie od 4 do 7 tygodni. Każde zadanie, będące zarazem osobną wirtualną krainą, uczyło ich, jak radzić sobie z gniewem i bólem, oraz jak zastępować negatywne myśli tymi bardziej pomocnymi.
Wyniki? Przez 3 miesiące Sparx okazał się co najmniej tak skuteczny, jak tradycyjne sesje jeden na jeden z psychologiem. Co więcej, 44% badanych, którzy wykonali przynajmniej jedno zadanie zostało całkowicie wyleczonych. Do porównań zastosowano różne skale depresji. Warto też dodać, że przy tradycyjnym leczeniu ten wskaźnik wynosił 26%.
A co chyba najważniejsze – nastolatkom podobała się ta terapia. Poza oczywistym plusem bycia grą wideo podobało im się również, że mogą pracować z nią w swoim tempie, jak również, że mogą to robić w domu.
W 15 wieku w Holandii sabotażyści niszczyli maszyny bojąc się, że przez nie staną się zbędni.Sparx wymyślił człowiek. Ile czasu potrzeba, by kolejne wirtualne terapie projektowały dla nas same maszyny? I jak będą wówczas nazywać się buntownicy z 21 wieku?
Z tą sztuczną inteligencją to ciekawa sprawa. Trochę tak jak z klonowaniem – skoro można było klonować proste kręgowce, to nie trzeba było być superjasnowidzem, żeby przewidzieć, że i człowieka ktoś kiedyś będzie mógł sklonować. Ale oczywiście tradycyjnie wszyscy (w sensie mainstreamowy nurt medialny) obudzili się z ręką w nocniku owcy Polly i zaczęli się zastanawiać „O my God!!! What shall we do now???”
Sztuczna inteligencja w zasadzie już istnieje w postaci wielu tzw. systemów eksperckich. Prostym błędem popełnianym przez wszystkich jest utożsamianie sztucznej inteligencji z ludzką inteligencją, której na codzień przecież nie jesteśmy w stanie oddzielić od wynikających z lat ewolucji naleciałości w postaci ludzkiej osobowości, charakteru, ciekawości, samoświadomości, wolnej woli, instynktu samozachowawczego, instynktu rozpłodowego etc.
Jeżeli potrzebujemy robota do składania samochodu w fabryce, to nie tworzymy przecież androida, który ma cztery kończyny, głowę, włosy i uszy. Podobnie w przypadku SI – po co sztucznej inteligencji samoświadomość na przykład? Albo instynkt samozachowawczy? Skąd absurdalne lęki o buncie maszyn, skoro nie powstawały one przez tysiąclecia ewolucji promującej osobniki dbające o to, żeby przekazać swoje geny dalej.
Dlaczego antropomorfizujemy SI? To proste – są to projekcyjne lęki przed nowym i obcym, które tak naprawdę mówią więcej o tym, czego się boimy sami w sobie niż czego się boimy u maszyn. Stąd stawiam szereg pytań, na które nikt nie potrafi podać odpowiedzi.
1. Po co maszynie władza nad ludźmi, ja się pytam? Władza nad ludźmi jest potrzebna samolubnemu genowi do zapładniania dużej ilości partnerek i replikowania się dzięki temu. Co ma replikować maszyna?
2. Skąd ma SI mieć instynkt samozachowawczy? Ja wiem, że to trudno sobie wyobrazić, ale sztucznej inteligencji może być najzwyczajniej w świecie obojętne czy istnieje, czy nie. Trudno jest to sobie wyobrazić, bo jesteśmy wynikiem milionów lat ewolucji promującej instynkt samozachowawczy – po prostu osobnik, który jego nie miał skakał sobie ze skały, albo rzucał się na tygrysa szablastozębnego i nie przekazywał swoich genów dalej. Powtórzę więc jeszcze raz – skąd ma się w SI wziąć samozachowawczy instynkt?
3. Czy możliwa jest inteligencja bez samoświadomości? Dlaczego nie. Problem tkwi jednak w tym, co to znaczy samoświadomość, i bez odpowiedzi na to pytanie będziemy sobie mogli teoretyzować akademicko do XXII wieku.
4. Czy SI będzie cechować się spontanicznością? To znaczy, czy postawiona „sama sobie” będzie wykazywać jakąkolwiek aktywność? I znowu odwołam się do ewolucji – ciekawość jest cechą korzystną dla przetrwania gatunku, ponieważ umożliwia odkrywanie nowych, potencjalnie zyskownych źródeł pożywienia, partnerek etc. Po co SI miałaby się spontanicznie zajmować czymkolwiek? Przecież jeśli robimy samochód, to nie włączamy do niego opcji, żeby stojąc w garażu trenował sobie parkowanie, albo otwieranie drzwi. Samochód kończy swoje działanie – wyłączamy go i stoi sobie do czasu nowej podróży. To samo można przewidzieć jeśli chodzi o maszynę
Pytań tego typu można stawiać bardzo wiele, ale uwolnić się od mimowolnej antropomorfizacji SI jest bardzo trudno. Mnie osobiście śmieszą te lamenty nad tym, że elektrybałt jakowyś napisze kiedyś poezję, która wzruszać będzie ludzi. No i co z tego, ja się pytam? Albo te jęki rozpaczy, że komputer w szachy człowieka pokonał. Czy jęczy ktoś, że dźwig uniesie 1000 razy więcej niż człowiek? Przecież to oczywiste, że oddać musimy pola SI na wielu obszarach, ale nie widzę powodu, dla których te SI miałyby się buntować. Bo czy buntują się nam maszyny w fabrykach produkujących samochody?
Powtórzę raz jeszcze. Tak jak produkuje się obecnie roboty wyręczające człowieka w wielu funkcjach manualnych, siłowych etc, tak produkować się będzie w przyszłości inteligentne sieci neuronowe. I podobnie jak teraz nie robi się przecież robotów dla określonych celów przypominających ludzi (taki automatyczny pilot na przykład czy wygląda jak ludzki pilot?) SI niczym przypominać nie będą inteligencji jaką znamy u innych ludzi. BO I PO CO NAM INTELIGENCJA TYPU LUDZKIEGO?
Mądre, ale sam przyznasz, że o ile pogodziliśmy się z tym, że maszyny zastąpią nas w pracach fizycznych, o tyle te związane ze strefą ducha teoretycznie powinny być bezpieczne.
A po co SI władza nad światem? Sztuka badała i opisywała to przecież – od prostszego zarządzania, przez eliminowanie zagrożenia, aż do nadopiekuńczości. Powody były różne.
A za komentarz dziękuję. Daje do myślenia.
No ale właśnie to mityczne „człowieczeństwo” jest czymś w co maszyny wyposażać nie będziemy, bo i po co? To że maszyna skomponuje utwór wyciskający z oczu łzy – CO Z TEGO?
Najpierw odarł nas z wyjątkowości Kopernik – okazało się, że ludzkość nie jest pępkiem wszechświata, ale jakąś prowincją. Potem przyszedł Darwin (i Dawkins) i okazało się, że człowiek nie jest też koroną stworzenia, a jedynie kopertą przekazującą list pisany czterema literami, którego treść jest ważniejsza od opakowania.
Ludzkość dzielnie przełknęła te dwie zniewagi stosując klasyczne metody wypierania, racjonalizacji, intelektualizacji i innych obronnych mechanizmów znanych psychologii przełożonych na język kultury, która służy niczemu innemu jak nieustannemu nadawaniu sensu i celu rzeczywistości, która jest tychże pozbawiona. Deszcz jest więc po to, żeby rosły rośliny i żebyśmy mogli pić wodę. Ale przecież żadne zjawisko naturalne nie ma sensu, ani celu. To wszystko artefakty kultury, dzięki której rozpaczliwie staramy się nie dopuścić myśli, że żadnego celu ani sensu nie ma.
Teraz więc przyszedł źle rozumiany trzeci zamach na „wyjątkową” pozycję człowieka w rzeczywistości. Wyjątkową tak naprawdę wyłącznie dlatego, że człowiek tak uważa. Otóż zniewaga trzecia przybiera straszliwą perspektywę, że pisać wiersze i komponować muzykę będą mogły SI. TO PO CHOLERĘ W OGÓLE ISTNIEJE CZŁOWIEK W TAKIM RAZIE??? I to jest prawdziwy lęk – lęk egzystencjalny maskowany prymitywnym projekcyjnym strachem przed buntem maszyn. Nie zbuntowanych maszyn bowiem się boimy, a tego, że okaże się, że istnienie ludzkości nie ma żadnego sensu, celu, ani wartości.
Ale to oczywiście są rozważania czysto teoretyczne, bo większość ludzi nie zauważy nawet, że sztuczna inteligencja od dawna istnieje, bo nie będzie przecież jakiejś daty zero. Wszystko będzie odbywać się w ramach powolnej ewolucji, a nie rewolucji, a za lat kilkadziesiąt ludzie będą ze zgrozą opowiadać sobie, jak to w XX wieku ludzie wykonywali tak niebezpieczne dla życia czynności jak prowadzenie samolotów i samochodów i ile ich w ten sposób zginęło, a także zastanawiać się jak kiedyś ludzie uprawiali naukę bez korzystania z SI, tak jak teraz zastanawia się jak można było kiedyś funkcjonować bez internetu.
No oczywiście – tracimy wyjątkowość, nasze działania i gusta da się zamknąć w prostych, powtarzalnych algorytmach. A szukanie sensu istnienia jest chyba naturalne dla świadomych istot. W końcu im więcej masz czasu na myślenie i nie zajmujesz się wyłącznie próbą przetrwania, tym więcej pytań i problemów się pojawia.
Przyznam, że metafory z kopertą nie rozumiem, możesz ją jakoś rozwinąć?
A tak w ogóle to twoje komentarze posklejane byłyby świetną notką.
Jeśli chodzi o instynkt samozachowawczy to myślę, że w końcu powstanie samoreprodukujące się SI które w toku ewolucji nabierze również instynktu samozachowawczego. Samoreprodukujące się programy już istnieją – to wirusy komputerowe, możliwe jest, że zostaną one wyposażone albo wyewoluuje w nich SI, możliwe też, że takie samoreprodukujące się SI powstanie inaczej.
Ja tam mogę nawet bloga pisać, ale kiedy tak robiłem niewiele osób było w stanie wyjść umysłowo z pewnego mentalnego ograniczenia w stylu „jest przecież oczywiste, że”. A właśnie, że nic nie jest oczywiste. Dlatego bez urazy, ale jeśli piszesz „szukanie sensu istnienia jest chyba naturalne dla świadomych istot”, to ja się spytam skąd czerpiesz taką pewność?
Każdą koncepcję można zredukować do pewnych aksjomatów, bo każdy system, który próbuje tłumaczyć sam siebie popada w sprzeczność pleonazmu (masło jest maślane). Należy się z tym pogodzić, bo tak skonstruowana jest rzeczywistość i nic na to nie poradzimy (twierdzenia o niezupełności Goedla nie będę tu przytaczał, bo to rzecz na gigantyczny wpis filozoficzny).
Ale wracając do tematu – pisząc „szukanie sensu istnienia jest chyba naturalne dla świadomych istot”, próbujesz stworzyć pewien sylogizm, którego wynikiem ma być powyższe stwierdzenie, ale wniosek ten nijak nie wynika z przesłanek. Nie jest więc sądem „a posteriori”, tylko „a priori” – tu polecam lekturę „Krytyki czystego rozumu”. Whatever. Żeby móc formułować wnioski „a posteriori” czyli poszerzającę naszą wiedzę, należałoby porządnie przyjrzeć się definicjom. Co znaczą więc trzy Twoje stwierdzenia
„No oczywiście – tracimy wyjątkowość, nasze działania i gusta da się zamknąć w prostych, powtarzalnych algorytmach.” – co to jest wyjątkowość? Co to są gusta? Czy utrata wyjątkowości jest przyczyną czy skutkiem prostych, powtarzalnych alogrytmów? Czym, na Boga są te „proste, powtarzalne algorytmy”???
„A szukanie sensu istnienia jest chyba naturalne dla świadomych istot.” Co to jest sens? Co to jest istnienie? Co to znaczy, „być chyba naturalnym”? Co to znaczy świadomość
Dopóki nie przedstawi się choćby elementarnych definicji tych pojęć dyskusja będzie czysto akademicka i opierać się będzie na przerzucaniu przez jedną i drugą stronę „oczywistymi oczywistościami”, które są każdemu oczywiście wiadome.
WIADOMO TYLKO, ŻE NIC NIE WIADOMO!!
Nawet jeśli doświadczenie uczy, że jabłko spada na Ziemię to nie dowodzi to istnienia grawitacji, ani nie przeczy istnieniu siły wyższej popychającej to jabłko do ziemi, nie oznacza też, że kiedyś jabłka nie przestaną na ziemię spadać. Rzeczywistość jest tak złożona, że do jej opisu potrzebowalibyśmy drugiej rzeczywistości o takim samym stopniu złożoności. Ale mapa w absolutnej skali 1:1 przestaje być mapą, a staje się przedstawianym obiektem.
Kończąc tego chaotycznego posta: używając frazy „wiadomo, że”, „naturalne jest, że”, „oczywiste jest, że” gadamy jak ci ślepcy, którzy obmacują słonia każdy z innej strony i każdemu wydaje się, że ma rację. Pierwszy twierdzi więc, macając trąbę, że słoń jest jak wąż – podłużny i giętki. Drugi macając nogę twierdzi, że słoń jest jak drzewo – twardy i wysoki. A trzeci chwytając słonia za ogon utrzymuje, że słoń jest jak postronek – cienki i krótki. Każdemu wydaje się, że ma rację i do upadłego swojej racji będzie bronił. Teraz pytanie – który z nich ma rację. Dlatego polecam obmacywanie tego wielkiego słonia – Rzeczywistości ze wszystkich stron i kwestionowanie wszystkich oczywistości. Czasami taki intelektualny fitness jest jałowy, ale czasami prowadzi do sformułowania sądów poszerzających naszą wiedzę. Każde stwierdzenie zaczynające się od „powszechnie wiadomo, że” jest natomiast informacją zerową, bądź nawet ujemną.
Nie mam żadnej urazy, ale mam wrażenie, że kwestionując wszystko dojdziemy do redukcji do absurdu i zaczniemy się spierać wyłącznie o definicje, a nie o sens. A to już mi się przejadło po usenecie.
Strasznie ciekawie mi się czytało, to co pisałeś o SI i ich „uczłowieczaniu” (zauważ, że przylinkowałem dokładnie taki sam tekst o chmurach inteligencji z Nexta), natomiast teraz czuję, że schodzimy do erystyki.
Oczywiście, nic nie jest oczywiste, ale wówczas po co w ogóle rozmawiać? Trochę nie widzę sensu przed jakąlkowiek dyskusją definiować wszystkie użyte w niej sformułowania i pojęcia. Zakładam, że na jakimś poziomie się jednak rozumiemy.
Pytasz czym są te algorytmy? Zalinkowałem przecież w notce odpowiednie teksty i wideo. Jedne służą do wynajdywania hitów, drugie do ich komponowania. Oczywiście, to bardzo uproszczone stwierdzenie i nie oddające całego procesu, ale nie o nim przecież jest ten wpis. Zainteresowanych odsyłam do źródeł.
A wracając do twojego wcześniejszego komentarza – poszukiwanie sensu życia jest jedną z najbardziej naturalnych predyspozycji człowieka. Po prostu to robimy.
„Boję się trochę faktu, że coraz mniej rozumiemy współczesne technologie. Urządzenia stają się coraz prostsze w obsłudze i coraz bardziej skomplikowane w budowie „\\\\ „i że „poznają nas coraz lepiej” buhehheheeee :D Autorze – czy wiesz że nawet jak by wszyscy naukowcy chcieli , to niema takiego komputera który by „poznawał” ?
To co zacytowałem brzmi jak bełkotliwy marketing. Architektura von Neumanna – od około lat 20, komputer NIC nie umie i to się nie zmieni.
Te współczesne technologie, to jeden kicz marketingowy – proszę, odwiedź bloga poświęconego aparatom cyfrowym czy komórkom – ich autorzy piszą wprost, kawa na ławę, skąd taki zasyp „nowoczesnej technologii” buhehehee, jest jedynie „nowoczesne” kłamstwo. – nowa obudowa, 95% starych części – ale „model N 270” (to przykład aparatu\telefonu\komputera a nawet samochodu gdzie bebechy te same
Taka „ciekawostka” – pierwszy aparat cyfrowy robił zdjęcia na zwykłej kasecie, jak od C64 – zapis się nie zmienił, nośnik też nie, bo pamięć magnetyczne ma jakieś 50 lat (czy taśma czy okrągłe czy jakieś inne kształty – nie zmienia istoty rzeczy)
Komputer – minimum 5 wielkich afer – od cdromów po monitory i dyski twarde – specjalne zawyżanie cen, robienie w konia wszystkich. to taka „magia”.
Komputer – to sklejona kupa przełączników – wszystkie procesory i układy scalone to taka „technika”, każdy element robi człowiek, i jest bardzo wysoka ilość błędów cały czas – np 50% układów scalonych ma wady i leci do kosza albo robią amde na 3 rdzenie „bo tak planowali” buhehheee (a te co były sprawne to są 4 rdzeniowe)
Jeden element czasem robi paru ludzi, ale najczęściej scalaki – inaczej czipy, robi jedna osoba. Scalak – ta kupa przełączników, to zwykła pamięć – jak ona zapamiętuje że ma być mostkiem N , no to będzie to robić , nie ona nie „myśli” , jest tak mądra jak włącznik światła – bo ludzie są w pewnych kierunkach ograniczeni.
A to o czym Autorze pisałeś, interfejsy klik klik i „zrobiłem film” to tak zwane casuale, czyli marketing – lekko, prosto strawnie, ten soft tworzą ludzie, nie komputery . Grafikę też tworzą ludzie – by się program podobał i ktoś go chciał kupić.
Odre 1305, Commodore 64 czy dowolny komputer z lat 20-30-40 można podpiąć do internetu, wysłać maila, podpiąć USB i DVD , tu NIC się nie zmieniło, i nie zmieni , jak w samochodach benzynowych ze sprawnością silnika 20% od ponad 100 lat… kasa kasa mamona
Tak, wiem, że nie ma takiego komputera, który by poznawał. To felieton/blogonotka, a nie rozprawa naukowa.
Co do marketingowo kłamstwa i braku zmian w technologii – nie wchodzę w szczegóły, czytam, że program/komputer umie zrobić muzykę, umie napisać tekst, umie leczyć depresję. Niezależnie od tego co ma tam w środku i jaką architekturę.
Co do niemyślących maszyn – komentka wyżej Bartosza mówi, że ta inteligencja wcale nie musi być ludzka. To samo o chmurach inteligencji mówi zalinkowany artykuł z nexta.
Więc trochę nie rozumiem, to nie był wpis o procesorach ich wydajnościach.
Nie wierzę, żeby ludziom starczyło rozsądku do powstrzymania się od uczłowieczania maszyn. Jeśli to będzie możliwe, ktoś to zrobi. Szczególnie, gdy za jakiś czas (być może już tak jest?) okaże się to problem jedynie software’owy, a więc praktycznie poza kontrolą i standaryzacją.
Jak na razie sztuczna inteligencja doskonale sprawdza się w roli straszaka. Wystarczyło zrozumieć kilka zasad rządzących podróżami kosmicznymi (głównie czas lotu z prędkością światła), żeby groźba przybyszów z Matplanety się nieco oddaliła. Teraz wracamy do utartego w mitach i legendach patentu na twór obracający się przeciwko stwórcy: czy jest to człowiek gliniany, czy metalowy, czy dżin z lampy, czy duch w maszynie, zawsze można się straszyć, że obudzimy potwora.
Problem z muzyką, poezją i prozą z maszyny wynika z lepszego poznania, zbadania i opisania pewnej ‚średniej’, która się podoba. To nie jest na razie kwestia inteligencji, tylko statystyki i algorytmów. Jeśli tego trzeba, żebyśmy zastanowili się nad definicją „człowieczeństwa”, to niech i tak będzie.
Ja nie chcę spierać się o definicje, bo to spór jałowy. Ja chcę przyjęcia a priori pewnych definicji przed dyskusją. Bo inaczej każdy mówi „inteligencja” a ma na myśli „inteligencja z samoświadomością i innymi cechami człowieka”. Stąd potem bzdury o buntach maszyn i inne antropomorfizacje.
Antropomorcentryzm trudno wykorzenić, ale wymaga to kilku prostych ćwiczeń. Pierwszym z nich jest pozbycie się wszelkich „oczywistości”, bo takowych nie ma. Nie dysponujemy niestety innym modelem inteligencji ze świadomością jak ludzkim, więc siłą rzeczy wszelkie dyskusje tym modelem będą skażone. Dobrym przykładem takiego „osuwania się” są dwa posty autora. W pierwszym pisze „A szukanie sensu istnienia jest chyba naturalne dla świadomych istot.”, co uważam za semantyczne nadużycie, a w kolejnym już tylko „poszukiwanie sensu życia jest jedną z najbardziej naturalnych predyspozycji człowieka”, co akurat jest prawdą.
Ja poruszyłbym jeszcze aspekt etyczny SI. Skażeni antropocentryzmem ludzie mają bowiem tendencję do przypisywania „człowieczeństwa” SI, która przechodzi test Turinga. Wynikać ma z tego szereg problemów moralnych dotyczących prawa tej SI do istnienia i innych praw właściwych człowiekowi. Ale kolejny raz jest to błąd logiczny. Prawa człowieka, jak sama nazwa wskazuje są prawami człowieka. Nie można ich więc automatycznie przenosić na SI. Można dyskutować co najwyżej o tym, jakie własności jednostki ludzkiej upoważniają do przyznawania je tychj praw (prawo do życia, prawo do wolności etc) i czy własności te ewentualnie dotyczą również SI. Ale stawianie znaku równości między człowiekiem a maszyną Turinga, tylko dlatego że potrafi ona rozmawiać naśladując człowieka jest dużym nadużyciem.
Autor wszechwiedzący nie jest, więc z uwagą czyta komentarze i wyciąga z nich wnioski, stąd i różnica w stwierdzeniach.
A wspomniane przez Ciebie bunty maszyn to tylko zabieg felietonisty.
Pingback: Medialny obiekt zamknięty | Zniekształcenie poznawcze
Pingback: Samoucząca się sztuczna inteligencja. Czas na roboty uczące roboty? « Gadżetomania.pl
Pingback: Niedługo nędziesz niepotrzebny i musisz coś z tym teraz zrobić | Zniekształcenie poznawcze