Serial, którego każdy odcinek zaczyna się od „Paradise Circus” Massive Attack nie może być zły. Luther to zresztą kolejny po Black Mirror, Sherlocku i Dead Set brytyjska produkcja, która zasługuje na polecenie.
Luther nie jest ani bezlitosnym siepaczem, ani idealistą. To po prostu koleś, który stara się być w porządku wobec innych, w świecie, gdzie nie jest to możliwe. I tak, jak każdy z nas, ma wątpliwości. W końcu praca policjanta to między innymi oglądanie całego syfu, który jest częścią naszej cywilizacji. A jeżeli się myśli, zamiast ślepo postępować według regulaminu, to można doprowadzić do wypadku. W końcu decyzja o tym, czy uratować życie komuś, kto zamurowuje żywcem dzieci, do najprostszych nie należy. I Luther jej nie podejmuje, co w przypadku kolesia wiszącego nad przepaścią ma znaczenie zasadnicze.
Koleś finalnie zapada w śpiączkę, Luther trafia do zakładu, w którym ma się uspokoić, zaś jego żona w ramiona innego mężczyzny. Lekko nie ma. Powrót do pracy wiąże się z jednoczesnym odkryciem faktu o rozpadzie swojego związku. To dopiero początek przygód detektywa. Gdzieś po drodze pojawia się też piękna socjopatka Alice Morgan, która staje się jego hmm, w zasadzie to nie wiadomo czym. Ona na pewno jest jego przyjaciółką, a on? Na pewno korzysta z jej pomocy, na pewno go fascynuje i jednocześnie odpycha. Niechciana przydatna znajoma, to chyba najlepsze określenie.
Pierwszy sezon to różne sprawy kryminalne połączone problemami z żoną i niechcianą znajomością z Alice. Jest dobrze, ale serial nie wykorzystuje swojego potencjału. Sporo w nim klisz, czasami też jest za bardzo przekombinowany. Wiadomo, że najbardziej uderzają w nas banalne morderstwa, za którymi nie stoi super skomplikowana choroba psychiczna. W Lutherze czasami mamy tego przesyt, przez co odcinki nie są aż tak interesujące, jak mogłyby być. Na 6 odcinków świetnie ogląda się tylko połowę, reszta jest fajna, ale nie wykorzystuje potencjału. No i ta końcówka… Nie to, że sam pomysł na nią nie jest ciekawy, ale absolutnie nic przez cały sezon nie wskazuje na taki obrót wypadków.
Za drugi sezon pokazuje klasę. 4 odcinki, dwie większe sprawy, świetny scenariusz i trudne wybory. O ile pierwszy sezon ma słabsze momenty, o tyle w drugi ogląda się w zasadzie ciurkiem, bez chwili wytchnienia. Jest mrocznie, intrygująco i przede wszystkim realnie. Czasami aż za bardzo. Nie chciałbym musieć podejmować tych wyborów, na które skazany jest John Luther. A dodatkowo dostajemy naprawdę intrygujących przestępców. Jest koleś, dla którego wszystko jest grą i o życiu może zadecydować rzut kostką, jest bezwzględna mafia porno, jest facet, który chce być współczesną wersją mitu o potworze z Londynu.
Obejrzałem całość, nie żałuję, czekam na kolejny sezon. Idris Elba dobrze wciela się w głównego bohatera, londyńskie zakamarki bardziej przemawiają do mnie niż ulice Nowego Jorku czy Las Vegas. No i ta mroczna fabuła jest po prostu ciekawa i inna. Lubię takich pokręconych bohaterów z problemami.
Obejrzałem kilka odcinków pierwszej serii i było ciekawie. Cały czas nasuwały mi się skojarzenia ze skandynawską szkołą kryminałów spod znaku Henninga Mankella. W sumie nie wiem czemu. Pewnie z powodu posępnego miejsca akcji i bohatera z problemami.
Czuję się zachęcony do drugiego sezonu. Dzięki :)
Jest dużo lepszy. Serio.
Serial jest masakryczny, główny bohater przech*j :) Trafiłem na to przypadkowo na Ale Kino, jeden z najlepszych moich seriali, z mroczną atmosferą i fajnymi postaciami.