Gdyby artyści trochę bardziej ogarniali co się do tej pory działo w grach, to by mieli prościej.
Oczywiście to nie jest tak, że to są światy rozłączne. Doszliśmy do momentu, w którym dorośli ludzie, którzy wychowywali się z grami. Doskonale wiedzą czym one są i jak je wykorzystać. Czasami tylko trochę brakuje ludzi ogarniających ich rozwój.
Interfejsy
Human Tech Art to całkiem ciekawy cykl spotkań, na których prezentowane są projekty i idee łączące 3 tytułowe światy. Do tej pory w Warszawie zorganizowano dwa z nich, ja załapałem się tylko na jedno.
Najpierw na szybko o drugiej, mniej ciekawej prezentacji – czyli interaktywnym stole. Pomijając już żarty i jakąś dziwną niechęć do Windowsa (co ciekawe, prezentowany stół działał właśnie pod tym systemem operacyjnym) w zasadzie nie było tam nic ciekawego. Usłyszeliśmy trochę o historii interefejsów dotykowych i o tym, że to już od filmu Tron trwa. Potem pojawił się Windows-z-piekła-rodem i intefejs linii poleceń. I na serio tu mi zabrakło informacji o tym dlaczego. Wszystko to wyglądało tak, że ludzkość obejrzała film, zajarała się stołem na którym da się wyświetlać rzeczy, a potem z nieznanego nikomu powodu skręciła z rozwojem w złą stronę.
Jakoś szczególnie historii interfejsów nie studiowałem, ale mogę do siebie wyjaśnić dlaczego. Otóż linia poleceń to potężne i wygodne narzędzie dla osoby, która się na niej zna. Poweruser zawsze wybierze kilka skrótów klawiszowych i magicznych poleceń nad machanie łapami i zaklinanie urządzenia. A że kiedyś komputerów było niewiele, używano ich głównie do pracy i kontakt z nim mieli specjaliści to i nic dziwnego, że stało się to ich domyślnym sposobem porozumiewania się z maszynami.
Dopiero powszechna dostępność technologii i jej cena spowodowała, że był sens komercyjnego wprowadzenia ekranów dotykowych. Geniusz Apple to nie wymyślenie konceptu, bo nie były one do końca ich. To wiedza, które elementy ze sobą połączyć i kiedy.
Tak, stolik na mnie wrażenia nie zrobił, ale nie dla niego tam poszedłem.
Gra Nie-Video
Z grupą panGenerator spotkałem się już wcześniej i nawet pisałem o nim tutaj, na blogasku przy okazji rybki, co to z wraz drukarką rzeźby 3D robiła. Tym razem prezentowali swoją grę nie-wideo. Co to?
Nic innego jak paragrafówka, która zamiast na ekranie dzieje się na drukarce termicznej z podpiętym padem od SNESa. W trakcie wystąpienia słuchaliśmy dużo o projekcie, a ja nie mogłem przestać myśleć o tym, że w zasadzie gier paragrafowych w Polsce mieliśmy multum i zamiast wymyślać je od nowa, można było skupić się na formie i prezentacji.
Pomysły, które padły na spotkaniu od razu mówiły o:
- wykorzystaniu starszej technologii druku, jak elektroniczne maszyny (ktoś pamięta jeszcze Erica 303?), która dałaby jeszcze większe złudzenie współtworzenia powieści
- zbieranie danych o decyzjach użytkowników i analizowanie ich
- mutiplayer na zasadzie MUDa
- możliwość zdalnego wprowadzania nowych fabuł
- lepszej mechaniki uwzględniającej losowość, a nie tylko proste wybory
No ale do tego potrzeba było właśnie tytułowych graczy.
Żeby nie było – pomysł mi się podobał, wykonanie też było ciekawe i było coś magicznego w dostaniu zwoju ze swoją historią (im krótszego, tym lepszy gracz). Po prostu dało się to zrobić tyle lepiej.