Jest parę powszechnie znanych faktów o Korei Północnej. To kraj, w którym budowane są i działają obozy koncentracyjne. To kraj, w którym głodzi się i niszczy obywateli w imię obłąkanej ideologii, to miejsce, gdzie nie są respektowane żadne prawa człowieka. Czy ktoś o zdrowych zmysłach dobrowolnie finansowałby reżim, którym tam rządzi? Okazuje się, że tak. To „obrońcy wolnej kultury”.
Do samego procederu jumania z sieci podejście mam ambiwalentne. Z jednej strony rozumiem wytwórnie, które ładują ogromne pieniądze w produkcje seriali, gier czy filmów, podejmując czasami ogromne ryzyko finansowe. Swój pogląd na sprawę przedstawiłem w tekście „Komu i jak płacić za gry„. Polecam lekturę całości, tu zacytuję tylko parę fragmentów. Mowa tu tylko o grach, ale ma to zastosowanie i do innych dziedzin kultury.
wydawca zapewnia całkiem sporo. Na przykład tak banalną sprawę jak stałe wynagrodzenie podczas trwania projektu. Nie każdy chce ryzykować dwa lata swojego życia na tytuł, który wcale nie musi się sprzedać i zwrócić. To samo można powiedzieć o kosztach marketingu, który po pierwsze powie ludziom, że taki tytuł istnieje, a po drugie przekona ich, że warto na niego wydać pieniądze i zarezerwować swój czas. Gier wychodzi dużo, łatwo utonąć w zalewie nowych produkcji. A nie wszystkim uda się przebić tylko i wyłącznie dzięki marketingowi szeptanemu. To tylko część kosztów, które ponosi wydawca jeszcze PRZED wydaniem gry. To swego rodzaju zakład – wkładamy milion dolarów w pomysł, który wcale może nam nie przynieść zysku. A umówmy się – firmy istnieją po to, żeby zarabiać. Jeden, nieudany, wysokobudżetowy projekt może przynieść milionowe straty.
Warto też nadmienić, że istnieje całkiem sporo możliwości samowydawania się i artyści i twórcy, którzy mają dość dyktatu wielkich wytwórni mogą spokojnie z nich skorzystać. Od serwisów muzycznych, przez ebooki, aż do crowdfundingowych zbiórek pieniędzy na serwisach typu Kickstarter. Osoby walczące z „Babilonem”, miałkimi produkcjami z Hollywood powinny wspierać ten rodzaj dystrybucji głosując portfelem. Z drugiej strony docierają do mnie argumenty mówiące o wykluczeniu, równemu czy dostępowi do kultury.
Od dawna też piszę, że problemem są lokalne prawa licencyjne w globalnym internecie. Większość dużych graczy powoli przestaje walczyć z internetem i uczy się go wykorzystywać. Część seriali ląduje dzień po emisji na stronach wytwórni, muzyki można odsłuchać przed zakupem, książki pojawiają się w zestawach „co łaska” – słowem, gdzieś to się wszystko cywilizuje. Niestety, głownie w USA. Mieszkańcy innych krajów muszą sobie radzić inaczej.
No i sobie radzą – używając torrentów.
Czy da się inaczej? Serwisy streamingujące muzykę, takie jak Spotify, pokazują, że tak. Abonamentowy dostęp do ogromnej bazy tytułów za kilkadziesiąt złotych to atrakcyjne oferta i gro osób się do niej przekonuje. Ludzie chcą płacić, o ile działa to dla nich na sensownych zasadach. Co prawda Spotify jak na razie kokosów nie zarabia, a wręcz walczy o przetrwanie, ale jest to jakaś kompromisowa droga.
Nie o tym jednak dzisiaj. Dziś o sztandarze „wolnej kultury”, czyli serwisie The Pirate Bay.
Co to jest – każdy intenauta wie. To miejsce, w którym znajdują się pliki ułatwiające wymianę pirackich filmów, seriali, gier i muzyki. Sam serwis nie ma ich w swoim posiadaniu, on tylko ułatwia ich wzajemną wymianę pomiędzy użytkownikami.
TPB od dawna jest solą w oku posiadaczy praw autorskich. A przy okazji symbolem walki o z prawami autorskimi. Wielkie wytwórnie od lat nasyłają na niego prawników i lobbują w krajach, gdzie stoją jego serwery. TPB miało w zwyczaju publicznie ich prośby i groźby wyśmiewać, aż się okazało, że jednak nie są nietykalni i mogą odpowiadać przed sądem.
To samo dotyczyło też jego lokacji. Szybko okazało się, że nie są wcale pożądanym klientem i przynoszą ze sobą problemy. Ostania lokacja Szwecja – też okazała się niewygodna. I serwis postanowił przenieść się gdzie… Nie uwierzycie – Korea Północna.
Nie żartuję. Na ich blogu czytamy:
The Pirate Bay has been hunted in many countries around the world. Not for illegal activities but being persecuted for beliefs of freedom of information. Today, a new chapter is written in the history of the movement, as well as the history of the internets.
A week ago we could reveal that The Pirate Bay was accessed via Norway and Catalonya. The move was to ensure that these countries and regions will get attention to the issues at hand. Today we can reveal that we have been invited by the leader of the republic of Korea, to fight our battles from their network.
This is truly an ironic situation. We have been fighting for a free world, and our opponents are mostly huge corporations from the United States of America, a place where freedom and freedom of speech is said to be held high. At the same time, companies from that country is chasing a competitor from other countries, bribing police and lawmakers, threatening political parties and physically hunting people from our crew. And to our help comes a government famous in our part of the world for locking people up for their thoughts and forbidding access to information.
We believe that being offered our virtual asylum in Korea is a first step of this country’s changing view of access to information. It’s a country opening up and one thing is sure, they do not care about threats like others do. In that way, TPB and Korea might have a special bond. We will do our best to influence the Korean leaders to also let their own population use our service, and to make sure that we can help improve the situation in any way we can. When someone is reaching out to make things better, it’s also ones duty to grab their hand.
Cały czas mam nadzieję, że dałem się nabrać. Że to jakiś żart. W 2007 roku napisali przecież dokładnie to samo. Ale wówczas był 1 kwietnia. Dzisiaj jest 4 marca. To wygląda na serio, to jestem mocno ciekawy reakcji świata.
Bo wychodzi na to, że finansowanie komunistycznego terroru odpowiedzialnego za obozy koncentracyjne, głód i zagrażającego światu bronią nuklearną jest całkiem spoko, o ile przy okazji będzie można za darmo oglądać Dextera, Californication czy Django. Że „wolna kultura” jest więcej warta niż prawa i godność człowieka.
Jestem ciekawy reakcji wszelakich organizacji broniących praw człowieka i ludzi piszących o wolności. Jestem ciekawy reakcji artystów, których albumy i pracę będą reklamowane na stronach serwisu płacącemu aparatowi terroru z Korei Północnej.
Ja rozumiem, że można mówić o wolności internetu nie zdając sobie sprawy, że tak naprawdę każda z jego części należy do jakiejś korporacji. Rozumiem dyskusję o ACTA i prawach autorskich wymuszoną przez zmieniający się świat i system dystrybucji.
Ale gdy całkiem oficjalnie zaczyna się przy okazji legitymizować i wspierać reżim, to wszelkie granice są dla mnie przekroczone. Nie ma wytłumaczenia dla działań TPB.
Mam tylko szczerą nadzieję, że to jakiś żart, na który dałem się nabrać. Serio.
Czuję się szczerze zażenowany. Choć to o wiele za słabe słowo, bo cała sytuacja przyprawia mnie o mdłości. poważnie. Jestem zdania, że po czymś takim sami internauci powinni posłać TPB na dno. No, ale przecież przypuszczalnie większość z osób wciągających na maszty sztandar wolności w sieci, żeby pozostać przy tych marynistycznych odniesieniach, sztandarami wolności poza internetem wyciera sobie d… Slogany są piękne, tylko mają być wyłącznie zasłoną dla legitymizacji własnych działań. A nie realnej walki o stworzenie nowego porządku prawnego, w którym wolność (każda) jest prawem, z którym rodzi się każdy człowiek.
I zdaję sobie sprawę, że właściwie powtarzam to, co napisałeś. Ale aż mi się „ulewa”, jak na to wszystko patrzę.
Z jednej strony to naprawdę żenujące wspierać Koreę w zamian za immunitet pozwalający na bezkarne seedowanie. Z drugiej strony ktokolwiek wierzący że „wolność internetu” kryje za sobą cokolwiek innego niż „rżnięcie za darmo seriali, filmów i oprogramowania” oszukuję sam siebie na bardzo podstawowym poziomie.
Oczywiście – nie chciałbym być legalnie inwigilowany, sama myśl mnie przeraża, jednak… Jeżeli zamieszczam zdjęcia na swoim profilu – chodzi mi o to żeby jak najwięcej osób je zobaczyło. Tak samo ze złotymi myślami, żartami itp. To samo jeżeli chodzi o moją stronę firmową itd. itd. Nie mam problemu że na steamie widać które gry kupiłem. Nie zastanawia mnie czy jakiekolwiek służby będą miały prawo to przejrzeć czy nie…. Dopóki pozostaję legalny.
Problem zaczyna się kiedy nie chcę żeby ktoś wiedział że oglądam na redtubie jak Barney robi bukkake Wilmie, e-mail’uję z kochanką z firmy czy szukam cracka do programów na które mnie nie stać… I tak jak porno w klimacie jaskiniowców przestępstwem nie jest, reszta teoretycznych przykładów może mnie co nieco kosztować…
Nie wiem czy rozumiecie o co mi chodzi, mam nadzieję że nie pogmatwałem się za bardzo…
Wolny internet to mrzonka. Internet to sektory rozmaitych korporacji i organizacji i trzeba nauczyć się z tym żyć ;)
Wiele racji. Jednakże spójrz na to nie tylko przez pryzmat TPB. Ty wiesz co dzieje się w korei, ja wiem i wiedzą o tym wszyscy. Co poza tym? Nic. To wielkie Państwa dają przyzwolenie na wspieranie reżimu. Nie robią z tamtą sytuacją kompletne nic. Potrafiono zrobić nalot na Irak, Afganistan itp. Co więc z z Koreą Północną? Władze nic z tym nie robią tak więc i obywatele nie poczuwają się do walki z takim działaniem. Perspektywa Chin też wcale nie jest lepsza. 90 procent rzeczy w sklepach jest stamtąd i mam tego nie kupować bo wspieram w ten sposób reżim ponieważ ktoś pracował tam tydzień za kilka dolarów? Co jakiś czas słyszymy że wielkie renomowane firmy mają na sumieniu nie ekologiczne zachowanie, zatrudnianie młodzieży itp. Jest mi smutno nawet bardzo, jednak taka jest prawda że nie masz się co łudzić że coś się zmieni. Póki wielkie państwa będą dawały na zachowanie Koreańskich władz przyzwolenie to i obywatele tych państw nie zmienią swego toku myślenia. Jednakże wpis pouczający i trafny i z wieloma rzeczami się mocno zgadzam.
Troche smutna jest sytuacja w jakiej się znajdujemy…
„We must find new lands from which we can easily obtain raw materials and at the same time exploit the cheap slave labor that is available from the natives of the colonies. The colonies would also provide a dumping ground for the surplus goods produced in our factories.” C.Rhodes
Ten krótki cytat tłumaczy dlaczego niektóre państwa są objęte „akcją pokojową – stabilizacyjną” a nie które nie… Ponieważ iPhonów nie da się wydobywać, ale za to da się tanio kupić, Chiny mogą być spokojne… Korea nie dysponuję na tą chwilę niczym co dało by się w szybki i ekonomicznie prosty sposób złupić. Nie dysponuje nowoczesnymi rafineriami, hutami, złoża dóbr naturalnych nie są opłacalne (w rozumieniu państw rozwiniętych). Taniej jest w Korei kupić miedź niż ja wydobywać. Więc niech sobie „farmią” w spokoju, dopóki utrzymują ceny na niskim poziomie…
Gdyby nie tanie surowce z różnych zakątków azji i siła robocza chińskich dzieci to zestaw komputerowy który sobie kupiłem i z którego głoszę te morały, kosztował by takie pieniądze że nie mógłbym sobie na niego pozwolić przez długie lata…
Nie zrozum mnie źle, to okrutne ale tak ten świat powariował że dopóki globalnie wszystko nie rypnie, stare schematy nie zostaną zapomniane, a wielcy i bogaci nie powymierają, nic się nie zmieni. Znaczy zmieni się tylko, a właściwie powiększać będzie, przepaść pomiędzy bogatymi i biednymi…
Tak więc wszyscy po części przyczyniamy się do skutków tego co tam się dzieje. Jednak nie oszukujmy się bo u nas w pięknej Polsce też zagraniczni inwestorzy traktują nas jak tanią siłę roboczą i 1000 zł musi niekiedy wielu ludziom starczyć na cały miesiąc. Takie są prawa rynku i natury. Kiedyś oglądałem dokument o fabryce korali i ręcznie malownych krasnali w chinach. Praca tam niesie za sobą wielkie ryzyko zdrowotne i wynagrodzenie nie jest zadowalające. Jednak masa rodzin wysyłała jedną osobę by w takiej fabryce zarabiała kilka dolarów tygodniowo. Jakaż to była radość gdy taką pracę udało się zachować na długie lata. NIe ma się czemu dziwić. Z czegoś trzeba żyć czy to w chinach czy tu. Wszycy o tym wiemy. Wielcy inwestorzy i władze również. Człowiek dla zadbania o bliskich potrafi zrobić wiele. Mam nadzieję że nie rozminąłem się nazbyt z tematem.
A mnie ciekawi czym się różni przyzwalanie (przez rżnięcie via torrent) na akcje, jak w/w takiego TPB od kupowania sprzętu Apple, który to sprzęt jest montowany w ChRL w warunkach dalekich od idealnych (i za grosze).
Srsly. Dudes. Srsly. To jak ruch wkurwionych czy tam inne zamieszki pod Wall Street, gdzie walcząc z korporacjami i kapitalizmem ludzie strzelali sobie fotki ajfonami. Srlsy.
No teraz to już nie jestem pewny ale chyba właśnie o tym mówimy….
Ale widzisz różnicę pomiędzy korporacją (wiadomo, evil), rządami (im bardziej USA tym bardziej evil), a grupą walczącą o „wolność kultury”, nie?
Idea mniejszego zła nie do końca jest mi po drodze, bo generalnie bardzo łatwo wtedy, w zależności od humoru, przesuwać granicę tego „co mogę, a czego nie mogę”. Stąd – widzę, ale nie, niezależnie od tego jakie dowcipy wygeneruje TPB czy ktoś inny, oburzanie się na jedno, a robienie innych trzech bo tak nam wygodnie jest, no cóż, lekko rozmyte pod kątem etycznym.
http://arstechnica.com/tech-policy/2013/03/fake-headline-of-the-day-the-pirate-bay-moves-to-north-korea/
tak, na gadżetomanii uzupełniamy na bieżąco.