„Rewolucji nie będzie w telewizji” zaśpiewał w latach 70 Gil Scott-Heron. Nieco później cyfrowi tubylcy zrozumieli, że nie będzie też jej na Twitterze. A ja śmiem twierdzić, że w ogóle jej nie będzie.
Możemy sobie długo i namiętnie mówić o ogromnym wpływie mediów społecznościowych na nasze życia. Możemy podawać przykłady jak wpłynęły na rewolucje i ruchy. Niestety to tylko pobożne życzenia. Aktywiści zamienili się w slaktywistów, a formą buntu społecznego staje się danie lajka na kawałku internetu należącym do jednej z korporacji.
Nie ma co się oburzać. Od mediów i świata reklamy od lat słyszymy, że nie ma co się męczyć i trudzić, bo rzeczy zrobią się same. Cudowna pigułka sprawi, że schudniemy, inna zapewni nam szczęście, jeszcze inna zapewni nam lepsze wyniki w szkole. Nasze życie ma być łatwe, proste i przyjemne. Nie istnieją obowiązki i odpowiedzialność. A nikt dobrowolnie nie będzie chciał żyć gorzej. Zwłaszcza, że przestaliśmy wierzyć w idee – były za trudne i wymagały poświęceń. Poza tym mało kto protestował.
Teraz to technologia ma nas wyzwolić. El o el.
Nie wiem skąd się wzięło przekonanie, że dzięki gadżetom i sieci będziemy wolni. Że to główne wyznaczniki do tego by się zorganizować, przekazać światu kolejne przesłanie, przyniesieść demokrację czy tam wolność. Nie mam też pojęcia, skąd się wzięło się to idiotyczne założenie, że tylko jedna strona używa technologii w świadomy sposób. CIA sponsorujące badania nad kryptografią w zamian za wtyczkę pozwalającą dekodować zaszyfrowane transmisję to przeszłość. Teraz po prostu rządowe centra danych dopinają się do wielkich baz danych, które wiedzą o nas wszystko i zbierają potrzebne informacje. Technologia big data w służbie ludzkości – powiemy ci co lubisz, co powinieneś kupić i gdzie będziesz za 24 godziny.
Jeszcze nigdy tak wielu nie wiedziało o mnie tak wiele.
A nasz największy przyjaciel – internet? Czym jest nasz plac wolności i enklawa rewolucji?
W XIX wieku system prawny USA zaczął traktować korporacje jak żywe istoty. I w zasadzie trudno się temu dziwić. Jak pisze Charles Stross:
Corporations do not share our priorities. They are hive organisms constructed out of teeming workers who join or leave the collective: those who participate within it subordinate their goals to that of the collective, which pursues the three corporate objectives of growth, profitability, and pain avoidance. (The sources of pain a corporate organism seeks to avoid are lawsuits, prosecution, and a drop in shareholder value.)
Korporacje są nieśmiertelne, amoralne i nieludzkie. Ciągle ewoluują, zmieniają się i przemieszczają. Są dla niech przygotowane specjalne prawa, ulgi podatkowe i przywileje, których nie mają inni mieszkańcy naszej planety. Są w stanie wpływać na politykę poszczególnych państw i sterować mediami, by mówiły o wygodnych dla nich sprawach. Okupują nas.
A co więcej – to one posiadają internet. Dostarczają nam sieć do domu, prowadzą fejsa, twittera, trzymają nasze maile i blogi.
A my w nim chcemy mówić o wolności i robić rewolucje.
Pingback: “Przewyższacie mnie mądrością, ale ja was uczciwością” | Zniekształcenie poznawcze