Bye bye Misfits

Przeszło mi, tak po prostu.

A szkoda, bo Misfits to był serial o superbohaterach, który mi się podobał. Przeżyłem 2 sezony, które „mi się bardzo” i w trzecim coś się popsuło.

Było dobrze – i nie o to chodzi, że brytyjski i inny, bo akurat takiego hipsteryzowania nie lubię, ale bardziej o kreację bohaterów, ich mocy, humoru i nawet metaplotu, który jakiś cudowny nie był, ale w miarę trzymał się kupy, co wystarczało.

Trzeci sezon to po pierwsze zmiany w obsadzie i nowe postaci, które nie dorastają i na maksa zgrane rozwiązania. Zamiana ciał? Cofnięcie się w czasie i alternatywna rzeczywistość? No kaman, było wszędzie i pewnie lepiej zrobione. Brakuje tylko w sumie teraz odcinka z flashbackami.

Zaś samo bye bye nastąpiło po smutnym stwierdzeniu, że dawno żadnego odcinka nie obejrzałem i że w sumie to mi nie brakuje. Po co więc marnować czas? Zwłaszcza, że jest co oglądać, i aktualnie na tapecie mam:

American Horror Story – z odcinka na odcinek coraz lepiej. Historia domu, w którym działy się złe rzeczy, i którego wszyscy właściciele zginęli gwałtowną śmiercią. Pan psycholog, jego żona i córka starają się tam na nowo zbudować swoją rodzinę. Ale okoliczności wybrali są ku temu mocno niesprzyjające. Zasysa od pierwszego odcinka i trzyma w napięciu. Fajne kreacje, fajne postai, niezła fabuła. Na razie też nie przynudza i potrafi jeżeli nie przestraszyć to na pewno wywołać lekki niepokój. Mniam.

Once Upon a Time – baśń miejska, czyli mocno Gaimanowa opowieść o tym, co by było gdyby postaci z bajek mieszkały w naszym świecie i nie wiedziały kim są. Aktorzy nie są jacyś rewelacyjni, serial cierpi na niski budżet, co czasami widać (za dużo komputera), ale i tak ma na tyle fajną fabułę i pomysł bliski mojemu sercu, że oglądam z zaciekawieniem.

Z tego co widzę – do końca roku to tyle, co się pojawi. A co w 2012?

Jadąc po kolei
Californication – pierwszy sezon był genialny i kompletny, kolejne za to coraz słabsze, do punktu, gdy zaczęło chodzić tylko i wyłącznie o dymanie i chlanie. Czwarty na nowo dał mi wiarę, że warto. Zobaczymy czy piąty da radę.
30 Rock – zżyłem się. Nie wiem, czy teraz jest to dla mnie aż tak fajne, jak kiedyś, ale na pewno lubię i bohaterów i pomysł. No i szczerze mnie to śmieszyło, jak oglądałem. Mam nadzieję, że tak zostanie
House – wiadomo, nie ma co pisać
Game of Thrones – Och jej, rzadki przykład, kiedy książka mi nie do końca podeszła, a serial bardzo. I to bardzo bardzo. Do punktu, kiedy czekam z utęsknieniem na drugi sezon i dalszą część historii nie mając zamiaru sięgać po słowo pisane.

I to chyba tyle, z tego co pamiętam i tego co mi pokazuje moja internetowa pamięć. Nie wykluczone też, że coś nowego, dobrego się pojawi. Albo że w końcu potwierdzone zostaną daty nowych odcinków.

Natomiast bardzo brakuje mi jakiegoś dobrego anime klasy Cowboya Beepopa i nie za bardzo mogę na coś takiego trafić. Jak mi się uda, to nie omieszkam się podzielić. Albo w sumie zawsze można po prostu jeszcze raz ten serial obejrzeć.