Gracze mają syndrom oblężonej twierdzy. O grach nie można mówić inaczej, niż dobrze, gry nie mogą mieć złego wpływu. Każde badania naukowe mówiące o tym, że długotrwałe obcowanie z interaktywnymi scenami wirtualnej przemocy coś w nas zmienia jest wyśmiewane. Przecież sami graliśmy za młodych lat i w Mortal Kombat i w Dooma i jakoś nie wyrośli z nas psychopatyczni mordercy czy inni socjopaci. A może mieliśmy po prostu szczęście?
Rzecz w tym, że tak na zdrowy rozsądek, to jeżeli w coś się mocno angażujemy i spędzamy dużo czasu, to ma na nas jakiś wpływ. Nie inaczej jest z grami. Z tym że, jest ich już tyle rodzajów i gatunków, że jednoznacznie zaszufladkować się ich nie da. I dobrze. Najnowsze badania Instytutu Iowa mówią bardzo odkrywczo, że dzieci grające w gry spokojne i bardziej socjalne tak też zaczynają się zachowywać, a te naparzające w tytuły z duża dawką przemocy szukają mocniejszych wrażeń. To oczywiście streszczenie tych wyników w dużym skrócie, ale sam sens łapiecie.
W tekście Syndrom Oblężonej Twierdzy Graczy pisałem
„Przeprowadzone przez psychologów Craiga Andersona i Brada Bushmana podsumowanie ponad 35 poświęconych temu badań pokazało, że osoby, które spędzają więcej czasu na brutalnych grach, w rzeczywistości dużo częściej zachowują się sposób agresywny, próbując krzywdzić inne osoby. Jednocześnie rzadziej robią coś dla innych ludzi i są mniej skłonne im pomagać. Co ważniejsze, badania pokazały, że (wbrew temu, co można by podejrzewać) nie jest to jedynie efekt autoselekcji – to znaczy, że to nie tylko osoby bardziej skłonne do agresji wolą poświęcać czas brutalnym grom. Osoby przeciętnie agresywne, skłonione do zagrania w takie gry, zachowywały się potem bardziej agresywnie w normalnym życiu. Siła tego związku była rzeczywiście duża.” – możemy przeczytać w jego tekście.
Nieco inaczej do sprawy podchodzi Mirosław Filiciak – medioznawca ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej – „opierając się na opinii kilku psychologów zajmujących się tym tematem mogę powiedzieć, że gry są raczej symptomem, niż przyczyną zaburzeń – związek między tymi zjawiskami więc istnieje. Jeśli ktoś ma problemy ze sobą, to może przesadnie angażować się w gry i pogłębić swoje problemy – ale nigdy nie jest tak, że te problemy zaczynają się od grania.”
Cytowany wyżej naukowiec i psycholog – Adrian Wójcik – w swoim pisze w magazynie Polityka: „Oczywiście, nie znaczy to, że każda osoba pod wpływem brutalnych gier komputerowych staje się bardziej agresywna, podobnie jak nie każdy palacz dostaje raka płuc. Jeżeli jednak spojrzeć na tendencje na poziomie społeczeństwa, to okazuje się, że brutalne gry prowadzą do istotnego wzrostu zachowań agresywnych.”
W piśmie możemy przeczytać o badaniach Dave’a Grossmana – psychologa behawioralny i emerytowanego podpułkownik armii Stanów Zjednoczonych – który porównuje działanie gier wideo do treningu wojskowego. Jego celem jest zautomatyzowanie reakcji i przełamanie „tabu zabijania”. O co chodzi?
Doświadczenia armii amerykańskiej mówią o dużych problemach, jakie mieli żołnierze ze strzelaniem do dobrze widocznego i odsłoniętego człowieka. Zmieniły się więc treningi i zaczęto podczas nich celować do sylwetek ludzkich narysowanych na tarczach, co przyniosło pożądane dla armii rezultaty. Efekty przerosły wszelkie oczekiwania – o ile podczas II wojny światowej z oddaniem strzału nie miało problemu około 20 procent żołnierzy, o tyle w Wietnamie nie wahało się 95 procent szkolonych.
Podobnie działać mogą gry wideo. Jak pisze Wójcik: „Współczesne komputerowe gry wojenne dostarczają bardzo podobnego treningu osobom, którym absolutnie nie jest on potrzebny. W tzw. FPS-ach (first-person shooter) – grach, w których wcielamy się w postać zabijającą przeciwników, i gdzie widzimy świat z jej perspektywy, po wielokroć symulujemy zabijanie przeciwnika twarzą w twarz. Prowadzi to do zautomatyzowania takich reakcji.
O skuteczności gier komputerowych dla przezwyciężania tabu zabijania nie trzeba przekonywać także samych wojskowych. Granie w odpowiednio przygotowane FPS-y stało się jednym z punktów treningu.”
Ale to nie wszystko – wystarczy zobaczyć, czego uczy nas wielogodzinne obcowanie ze najpopularniejszym ostatnio gatunkiem gier – strzelaninami i hack&slashami. Jedyną drogą na rozwiązanie problemu jest fizyczna przemoc. Tak samo zresztą wygląda to w większość produkcji, bo co by nie mówić świat elektronicznej rozrywki póki co bazuje na fizycznym konflikcie. Produkcje szukające nieco innej drogi, takie jak Flower, Journey czy Heavy Rain może i w swoim gatunku odnoszą pewne sukcesy, ale w porównaniu z topowymi markami nie mają szans.
Od sprawy masakry w Breivika i pojawienia się tam gier World of Warcraft oraz Call of Duty gracze mieli spokój. Teraz temat wraca – komuś odbiło na punkcie Diablo 3. Wziął nóż i szedł mordować. Na szczęście go powstrzymano. Jak zareagowały nasze gamingowe media? Polygamia ograniczyła się do zrelacjonowania zdarzenia nie komentując całej sprawy. GameZilla napisała standardowy komentarz, że koleś pewnie był wcześniej i tak nieco niestabilny, więc raczej należałoby się tym zająć, Niezgrani stwierdzili, że to nie gra komputerowa jest winna temu zamieszaniu. Gram i Gry-OnLine chyba w ogóle przemilczały temat.
Czy słusznie? Diablo 3 to jedna z najszybciej sprzedających się gier w historii. Do tej pory bawi się nią już około 6 milionów graczy… jednemu odwaliło. Można udowadniać, że procentowo to jest bardzo mało, można mówić, że na pewno wcześniej coś z nim już było nie tak. Ale nie zmienia to faktu, że problem pozostaje. Współczesne nastolatki będą grać w gry, również te, które nie powinny do tych bardziej brutalnych i sugestywnych się zbliżać.
Być może warto więc zaostrzyć kontrolę komu jaką grę się sprzedaje? Widok 12 latka kupującego wraz z rodzicami GTA IV przecież do rzadkości nie należy. Być może przydałaby się kolejna akcja informacyjna mówiąca rodzicom , że gry wideo to nie zabawki i że należy patrzeć w co ich dzieci grają?
Pytany o opinię Maciej Miąsik – legendarny polski twórca gier – odpowiada: „Oczywiście, że gry na nas oddziałują – przecież w dobrych grach chodzi o emocje. Podobnie jak inne formy rozrywki, czy nawet sztuka. Być może oddziałują mocniej niż inne formy, ale to niekoniecznie jest coś złego. Są stosunkowo młode, to przydatniejsze jako chłopiec do bicia, ostatecznie literatura już nie robi na nikim wrażenia, a gry wciąż dla wielu pozostają tajemnicą.” I nie sposób się z nim nie zgodzić. Ale też i nie oznacza to, że nie należy nic z tym robić, bo w końcu gry wideo to medium przyszłości, które niedługo zdominuje wszystkie inne formy rozrywki, bądź też bardzo je zmieni.
Co proponuję? Na początek przyjąć do wiadomości, że to, co przez wiele godzin robimy na ekranie ma na nas wpływ. I to różny, w zależności od tego, w co gramy.
Oczywiście, że gry mają na nas wpływ… Jak wszystko inne. Ale czy to naprawdę jest jakiś problem? Jeżeli ktoś lubi piwo , to nie znaczy, że automatycznie skończy pijąc denaturat pod mostem… Jest jakiś procent ludzi, którzy „zejdą” , ale przecież nie można z tego powodu karać całej reszty… Bo niby jakim prawem? Każdy musi być odpowiedzialny za swoje życie. Ale, znieczulenie na przemoc poprzez dosłownie wszystkie media jest faktem i to jest naprawdę przerażające. Mam swoją teorię na ten temat. Moim zdaniem jest to celowe działanie , na wypadek konfliktów zbrojnych, żeby ludziom łatwiej było chwycić za broń. Z drugiej strony, ludzie kochają przemoc. Po prostu, taka jest nasza natura. Przeszliśmy od walk gladiatorów, do walk w ringach i hektolitrów sztucznej krwi wylewanych na wszystkich wyświetlaczach wideo. Nic się nie zmieniło tak naprawdę od tysięcy lat. Tacy jesteśmy… Niesiemy w sobie kult śmierci. Żeby ktoś mógł żyć, ktoś inny musi umrzeć. Ile już istnień kosztowało życie każdego z nas? Ile zabito już zwierząt, żebyśmy mogli żyć? Jedno życie każdego człowieka , kosztuje tysiące innych istnień i taka jest prawda… Chociaż może i nie. Może to tylko środowisko w jakim żyjemy. Może być i też tak. Nie mam jakiegoś twardego zdania w tym temacie. Ale jednego jestem pewien, nie chciałbym świata bez Mortal Kombat.
Problemem jest to, że gracze nie przyjmuj tego do wiadomości. No i że nie ma żadnych bezpieczników, jak chociażby kampanii informujących o tym, że te gry to się trochę od czasów Amigi zmieniły.
Problem jest taki, że gracze tego nie zauważają i mają syndrom oblężonej twierdzy. Na wszystko jest miejsce, należī z tego po prostu rozsądnie korzystać.
Fakt. Ale coraz więcej jest świadomych ludzi, z biegiem czasu myślę, że się to zmieni na lepsze.
oby
Chciałbym nawiązać do wątku dzieci i rodziców. Wydaje mi się, ze tu leży główny problem kształtowania emocji. Staram się chronić swoje dzieci przed nadmierną agresją emanowaną z ekranu, zarówno PC jak i TV. Pierwszy przykład to „Cartoon Network” – to nie jest kanał dla dzieci (a przynajmniej tych w wieku poniżej 10 lat), a na domiar złego nie ma w nim informacji dla jakiej grupy wiekowej „bajki” są przeznaczone. Druga sprawa to oznaczenia PEGI. Moje dziecko ( 8 lat) będąc w sklepie nieraz weźmie do ręki grę, z oznaczeniem przekraczającym jego wiek i odstawia na półkę ze słowami „wiem, że to nie dla mnie”. Oglądając telewizję i widząc w rogu znaczek „12” od razu pyta, czy może to oglądać. A co najważniejsze, nie ma pretensji o to, że jeżeli coś jest „nie dla niego” to rodzice mu na to nie pozwalają. Bo tak jest nauczony „od małego”. Przerażenie mnie bierze jak słyszę opowiastki o graniu min. w CoD przez rówieśników mojego syna (często wspólnie z „tatusiem”). Chciałbym doczekać takiej kampanii w mediach uświadamiającej rodziców, jak wielką krzywdę wyrządzają swoim dzieciom narażając ich na przeżywanie emocji nieproporcjonalnych do ich wieku. Bo co z tego, że raz na jakiś czas pokaże sie na Gamezilli czy Poly, czy tu taki tekst. Ile rodziców, którzy nie graja tu i tam zagląda ??
Problem polega na tym że każdy tak naprawdę ma w d… PEGI z dystrybutorami gier na czele. Gdyby dziecko 10 letnie kupiło w sklepie piwo, wódkę lub papierosy i odpowiednie organy by to wiedziały to sankcje jakie nałożone byłyby na sklep są ogromne, a często dochodzi nawet do zwolnienia pracownika. A jak mamy z grami? Wchodzisz, kupujesz i wychodzisz. Jakieś kontrole? Nie ma. Kasjerka ma tylko skasować produkt, sprzedawca na dziale jeszcze dodatkowo nakręci ponieważ lepiej sprzedać mocną Rkę za 210 zł niż grę dla 12 latka za 100-80 zł. Akcje informacyjne PEGI nic nie dają, są słabe i bardzo powtarzalne.
Co do LoLogamii – ona już dawno przestała pisać na poważnie o grach, a coraz częściej o nowych rekordach w LoLa i o tym że laska poleruje miecz na tle Wiedźmina.
LoLogamia :) pierwszy raz to słyszę – dobre!
No to może należy zmienić akcje PEGI, albo nie zezwalać na sprzedaż gier 18+ nieletnim. Z filmami się to jakoś udało.
Jestem za, tylko że to już nie sprawa PEGI a rządzących. To oni muszą wystosować ustawę, poprawkę czy inne pismo które będzie mieć akt prawny i którego złamanie może być sankcjonowane.
Łatwo jest napisać, że to problem rządzących. Ale to nie ich problem, a przynajmniej inicjatywa nie powinna wyjść od nich, bo skąd niby mają się znać? Każda branża ma jakieś stowarzyszenie, związek, który lobbuje. Dystrybutorzy / producenci gier albo takiego stowarzyszenia nie mają (nie słyszałem o żadnym) albo na tyle skutecznie lobbują dzięki czemu obroty i rentowność rosną – gros koneserów gier 18+ jest niepełnoletnich. Część pewnie nawet nastolatkami nie jest :(
Przeciez maja SPIDOR
Ty z branży pewnie dlatego znasz. Ja mimo, że jestem aktywnym graczem, rodzicem itp w życiu nie słyszałem. Co ciekawe ostatnia aktualizacja strony spidor.pl to 12.2011 a folder, mimo, że informuje o PEGI to wygląda raczej jak gazetka produktowa.
Mijają właśnie I komunie, zaraz dzień dziecka… nie ma co, prężnie działają wydając rocznie jeden folderek. Raport roczny ostatni z 2010 roku, Ostatnia „akcja” graj bezpiecznie w 2010 roku.
Lipa a nie Stowarzyszenie, bo zdaje się istnieje tylko po to, żeby „oczyścić sumienia” i mieć wymówkę…
Na razie nie jestem z branży ;)
Pierwszy raz słyszę o tej organizacji, a trochę grami się interesuję, to chyba trochę obrazuje sytuację na rynku :/
Stowarzyszenie Producentów i Dystrybutorów Oprogramowania Rozrywkowego. Zarządzają też PEGI przy okazji.
Piotrek wugooglałem i już wiem co to, ale tak samo jak Paweł – interesuje się branżą, ale pierwsze słyszę o tym stowarzyszeniu.
A tam akurat parę fajnych osób pracuje. Plus oczywiście większość, jeżeli nie wszyscy dystrybutorzy.
Podejrzewam, że nie tyle pracuje, co są odpowiedzialni za kontakty ze Spidor. Bo jeśli tam pracują, to ja będę aplikował – wydajesz raz do roku kolorowy folderek, i kasa sama wpada ;)
Nie no, są członkami. I nie wiem, czy tam tak po prostu możesz aplikować. Poczytaj regulamin najpierw.
Przecież żartowałem…
Niestety nie widać owocu ich prac :)
„Współczesne nastolatki będą grać w gry, również te, które nie powinny do tych bardziej brutalnych i sugestywnych się zbliżać.” – tyle, że ten gość miał ponoć 30 na karku. Wyrośnięte dziecko?
Co do wpływu gier na zachowania społeczne, to mogę tylko powiedzieć z doświadczenia, że moje dzieciaki(6 i 10) grają głównie w co-op’a w różne gry od Lego, przez Raymana, a na R&C skończywszy. I nawet single są w stanie sobie na co-op’a własną kreatywnością przerobić – czasem pozwalam im grać w Trochlight z wyłączoną opcją „show blood” gdzie na zmianę jedno z nich gra, a drugie obsługuje klawisze odpowiedzialne za leczenie, odbudowę many, czary itp.
Wszystko zależy od rodziców, bo ostatnio był u nas m.in. kolega córki – też dziesięciolatek i wygdał się, że gra od prawie roku w Assasina na PSP. No comment.
Jeszcze raz – wszystko w nas rodzicach, świadomych graczach. Ale rzeczywistości nie zmienimy, bo Polska to 40 mln kraj skoro stosunkowo mała Norwegia nie była w stanie wyłuszczyć takiego Breivika.
Temat generalnie na dłuższą gadkę a nie na wpis czy komentarz.
No miał, ale tekst jest bardziej ogólny.
Tak w ogóle to zgadzam się, że wszystko w rękach rodziców i pewnie o tym napiszę niebawem. A co do notek – zwykle takie rzeczy zaczynają większe dyskusje. O ile oczywiście kto podchwyci temat. W co szczerze mówiąc wątpię. To w końcu nie kolejny zwiastun :P
Myślę, że temat podchwyci, tylko kto – my rodzice, świadomi gracze. Z tą różnicą, że nam – świadomym – tego mówić nie trzeba. Niemniej miło jest poczytać tych kilka komentarzy na ten temat.
No jak ma chwycić, to należy o tym mówić. Share wskazane :)
Oczywiście, że gry mają na nas wpływ. Wszystko ma na nas wpływ, więc dlaczego gry miałyby zostać z tego wykluczone?
Wracając do PEGI i sprzedawania gier ze znaczkiem +18 małolatom. Otóż PEGI jest jedynie wskazówką dla kogo tytuł jest skierowany i nie ma żadnej mocy prawnej (więc sprzedawcy nie mogą wylegitymować dzieciaka, który chce kupić jakiegoś Wiedźmina). Jednak to nie powinno przeszkadzać rodzicom, którzy gry dzieciakom kupują. Widzi znaczek +16? „Sorry synek, ty masz dopiero12 lat. Tego nie kupię”. Potrzebna jest akcja uświadamiająca. Coraz więcej gier reklamowanych jest w telewizji. A co gdyby nakazać wypowiedzenie słów: „Gra jest przeznaczona dla osób od 16 roku życia”, „dozwolone od lat 3” albo „gra tylko dla dorosłych”. To powinno wbić się w głowę rodziców, którzy zastanowiliby się zanim kupią Assasin’s Creed dzieciakowi z podstawówki. Do tego jeszcze dochodzą elementy gry w trybie multiplayer: „Online experience not rated” – coś takiego można spotkać na pudełkach z grami. I tu kolejna akcja społeczna: pokazanie, że po drugiej stronie są inni ludzie i mogą skrzywdzić nieprzygotowane dziecko (przekleństwa, krytyka, prześladowanie, wyśmiewanie). Ja unikam zwykle trybu multi w grach (nawet w MMO gram zwykle solo, lol), ale kiedy gram z innymi to piętnuję takie zachowania.
Jak to jest, że te moje komentarze są coraz dłuższe? Przed chwilą napisałem komentarz na 500 słów na innego bloga, niedługo przestanie mi wystarczać komentowanie innych i trzeba będzie samemu założyć ;)
Bardzo ciekawy, a jednocześnie przystępny artykuł o wpływie gier na nasz mózg – http://www.drdouglas.org/drdpdfs/Nature_Reviews_Neuroscience_2011.pdf. Wygrzebałam na Jawnych Snach. Od tamtej pory jakoś zaczęłam się natykać coraz częściej na wpisy o tej tematyce.
dzięki, już sobie wysyłam na Kindla ;)
uważam, że to jest zdrowo pojebane…. Mój mąż idiota ma lat 31, pół dnia napierdala z innymi ludźmi w mortal kombat drąc się i przeklinając na cały pokój… pojebus niszczy pady, na które potem wydaje mnóstwo kasy próbując podwyższyć swoje miejsce w wyimaginowanym światowym rankingu (ponoć jest 60ty na świecie)… Dla mnie on jest zdrowo pojebany, ma problemy z dowartościowaniem swojej własnej nędznej osoby i myśli, że mortal kombat to jedyne w czym się może sprawdzić… potem agresje przenosi na mnie, na moich przyjaciół i rodzinę… tak jak w artykule było napisane nie jest skory do pomocy i bardzo egoistyczny. Takich pojebusów jest więcej… w fazie wstępnej dobrze się maskują, takie rozpieszczone przez rodziców gówna to najgorsze, co może być. Nigdy nikt ich nie bił, drą gębę na cąły pokój, nie przynoszą kasy do domu, nie myślą poważnie o życiu, za to żonę traktują jak matkę, która jest po to żeby im gotować.
Huh? Długo jesteście małżeństwem?
Pingback: Ktoś w Fakcie nie zrozumiał, co przeczytał u konkurencji | Zniekształcenie poznawcze
GÓWNO PRAWDA !!!